Wczoraj miałam okazję wziąć udział w jednym z koncertów trasy Laberinto de la muerte. Wydarzenie odbyło się w moim ulubionym muzycznym klubie - Pod Minogą w Poznaniu, który wyróżnia się specyficzną atmosferą i kameralnością na tle innych poznańskich lokali. Laberinto de la muerte tour to projekt realizowany przez wspominany już przeze mnie na Salonie Quo Vadis oraz House of Death - przyznaję się tej drugiej formacji za bardzo nie znałam, a Juana Carlosa Cano kojarzę bardziej ze współpracy z Polish Metal Alliance niż wyżej wspomnianej kapeli.
Pozytywnym zaskoczeniem był support w postaci West Pomeranian Crew - zupełnie mi nie znanej formacji, która swoją pozytywną energią rozgrzała widownię. Ciekawe hardcorowe aranżacje podbite wibrującym wokalem były bardzo dobrą "przystawką" przed daniem głównym tego wieczoru. Zespół na tyle mnie zaciekawił, iż zamierzam się lepiej przyjrzeć jego twórczości :)
Jako drudzy na scenie pojawili się panowie z Quo Vadis. I co tu dużo mówić - było po prostu pięknie. Zespół wykonał sporo kawałków z nowej płyty - ale pojawiły się i starsze utwory jak NKWD, Dominus czy Orient Express. Nie mogło oczywiście zabraknąć kawałka Quo Vadis II - na który czekała chyba zdecydowana większość fanów. Panowie dali z siebie 200% - i to co dla mnie najważniejsze w takich wydarzeniach przekazali oraz wzbudzili moc pozytywnej energii. Quo Vadis to sceniczne zwierzę (w pozytywnym tego słowa znaczeniu) - zarówno frontman Tomek Skuza (wokal/bas), jak i pozostali członkowie - Artur Krynicki (gitara), Paweł Bajda (gitara), Szymon Synówka (perkusja) weszli w niebywałą interakcję z widownią - która objawiała się nie tylko kontaktem fizycznym, ale przede wszystkim wymianą energetyczną i emocjonalną.
Na koniec na scenie pojawił się House of Death i tutaj także się nie zawiodłam. To był po prostu wulkan energii. Świetny wokal, ciekawe aranżacje i znów mega pozytywna interakcja z widownią. Oprócz wspomnianego Juana Carlosa na scenie pojawili się Tomek i Sajmon z Quo Vadis oraz Adam Bielczuk. Na sam finał dołączyli pozostali muzycy Quo Vadis wspomagając House of Death w wykonaniu covera Cancion del Mariachi.
Wiem, że nie każdy lubi takie mocniejsze brzmienia - ale tak na prawdę to nie to było najważniejsze w tym koncercie - tylko wspomniana energia i emocje. Kilkupokoleniowa publiczność bawiła się fantastycznie - co także odzwierciedla klasę artystów. I wiem, że co poniektórzy mogą się obruszyć - ale to była prawdziwa uczta muzyczna. Trasa Laberinto de la muerte trwa - więc, jeżeli ktoś chciałby sprawdzić moje słowa lub doświadczyć pozytywnych emocji i dostać kopa energetycznego to szczerze polecam :)
Jednym minusem tego wieczoru było to, że musieliśmy uciekać, aby złapać pociąg - z chęcią porozmawiałabym z wszystkimi artystami. Niestety nie było mi to pisane tego dnia - oprócz krótkiej rozmowy z Tomkiem - więc za pośrednictwem tej notki chcę podziękować wszystkim artystom za wspaniały, pełen wrażeń wieczór - i do zobaczenia na innych koncertach :)
A na zachętę podaję linki do mojego profilu na FB, na którym znajdziecie foto i video relację z tego wydarzenia:https://www.facebook.com/marta.malarka
Inne tematy w dziale Kultura