Tusk obwieszcza, że ze względu na kryzys i oszczędności muszą odsunąć reformy jeszcze o rok. Niestety nie informuje przy tym o jakie reformy chodzi. Z wypowiedzi jego i jego współpracowników (tutaj odsyłam do www.dziennik.pl/polityka/article309447/Nowak_Nie_ma_szans_na_obnizke_podatkow.html) wynika, że nie chodzi o żadne tajemnicze reformy finansów publicznych, KRUS, systemu rentowe, czy inne potrzebne na gwałtu rety, ale o codzienną robotę, niemalże skryby, którą od roku raczy wykonywać rada ministrów Donalda Tuska.
Nie ma reform, nie ma nawet planów, już się nawet nie mówi, że szykują pakiet do zrealizowania szybkim strzałem po zmianie prezydenta. Sławomir Nowak mówi, że każda zmiana jest reformą. Otóż nie panie Nowak, to nie reforma, to zaledwie nowelizacja.
Z drugiej strony PiS z wielkim hukiem organizuje kongres, który bardzo słusznie Palikot określił pokazem dla idiotów.
Dlaczego przytakuję Palikotowi? Pozornie może to wyglądać na klakierstwo, ale przecież gdyby zrealizowac całe to chciejstwo Kaczyńskiego, to budżet możnaby rozwalić w przeciagu roku-dwóch!
Cały ten niby-nowy-program składa się z koncertu życzeń i zestawu nowych wydatków budżetowych, które niestety nijak nie przełożyłyby się na poprawę czegokolwiek.
A więc mamy wybór (przepraszam z góry wszystkich, których takie porównanie może urazić) - między stwardnieniem rozsianym powolutku acz skutecznie prowadzącym do niechybnej śmierci w dalszej perspektywie a cholerą, czyli nagłą zapaścią finansów publicznych i zgonem po krótkiej agonii. Bardzo to chwalebne ze strony PO, że chce chronić budżet, ale to jest zaledwie niezbędne minimum, do przedłużenia życia, chociaż z drugiej strony pacjent nie jest jeszcze w stanie terminalnym, byśmy potrzebowali eutanazji w stylu PiS.
Kto nam zaproponuje skuteczną, może rewolucyjną, ale przede wszystkim realną terapię?
Inne tematy w dziale Polityka