Dzis odnosnie pomyslu uwlaszczenia dziakowiczow na terenach dotychczas dzierzawionych.
Kto wpadl na taki pomysl i dlaczego? Popatrzmy, jaki to ma sens.
Dzialki ogrodnicze panstwowe zazwyczaj umiejscowione sa w bardzo atrakcyjnych miejscach w centrach, badz nieopodal centrow miast. Kiedys to byly zazwyczaj prywatne tereny, wywlaszczone przez PRL, oddane pod zarzad zwiazkow dzialkowcow polskich (czy sie poprzedni wlasciciele upomna? A oczywiscie - osobiscie znam jednego takiego).
Dalej - jaka jest przecietna wielkosc jednej dzialki? 2 ary? To 200m2 - czy ktos postawi na tym dom? Nie sadze... nie bardzo wedlug obowiazujacego prawa budowlanego. No chyba, ze ktos kolekcjonowal kilka dzialek w sasiedztwie.
Sprzedaz gminom? A jaki tutaj sens? Gmina ma oddac dzialkowiczom, zeby potem odkupic po 100, 200, 500, czy 2000zl/m2 atrakcyjnej dzialki w miescie?
Lecmy dalej. Atrakcyjne tereny prawie w centrum miasta, a w miescie brakuje terenu do rozwoju. Gmina ma pomysl na zagospodarowanie... i co? I kicha - jeden z drugim dzialkowiczem nie zgodza sie na odsprzedanie gminie (o ile ta bedzie jeszcze miala fundosze po odkupieniu od innych) i inwestycja zablokowana.
Naprawde... Nie widze ANI JEDNEGO ARGUMENTU za takim pomyslem. Poza oczywiscie nieuzasadnionym prezentem dla kilkuset tysiecy (?) Polakow.
Prosze mi to wytlumaczyc.... ktokolwiek!
Inne tematy w dziale Polityka