Kilka komentarzy do wpisu pana Terlikowskiego:
"Jedność małżeńska w doktrynie Kościoła, wyrastającej z matrycy antropologicznej i ontologicznej zawartej w księdze Rodzaju, oznacza fizyczne, emocjonalne, psychiczne i duchowe zjednoczenie małżonków, którego celem jest płodność, wzajemne wsparcie oraz doskonalenie. Eliminacja któregokolwiek z elementów jedności (tak cielesnego, jak i każdego innego) oznacza zatem zerwanie, a przynajmniej naruszenie jedności, która dokonuje się w procesie życia.
I sztuczne zapłodnienie metodą in vitro jest takim właśnie naruszeniem jedności."
Sztuczne zaplodnienie in vitro nie jest przyczyna bezplodnosci, a lekiem na nia , ergo nie likwiduje zadnego z elementow jednosci, a cementuje ja.
"Miłość związana z płodnością zostaje zastąpiona techniką, a akt seksualny, który dla Kościoła jest aktem świętym i mistycznym zostąpiony technicznymi operacjami."
Milosc ani akt seksualny nie sa zastapiona technika - sa nia uzupelniane... No chyba, ze Kosciol odmowi prawa malzonkom do milosci i aktu seksualnego gdy sa "bezproduktywne".
"Jedność małżeńska (a szerzej rodzinna) zostaje zerwana (nie w każdym przypadku tej techniki) również dlatego, że przerwana zostaje ciągłość międzyb rodzicielstwem biologicznym a wychowawczym. Czy bowiem rzeczywiście dzieci przychodzące na świat w wyniku zapłodnienia jajeczka matki nasieniem "dawcy spermy" są w pełni dziećmi swojego prawnego ojca? [...] Niezależnie od odpowiedzi trudno nie dostrzec, że ten biologiczny miks uderza również w jedność małżeńską, narusza jej biologiczną integralność."
Jak rozumiem kosciol rowniez potepia i uznaje za "niegodziwe samo w sobie i sprzeczne z godnością rodzicielską i jednością małżeńską" adoptowanie sierot?
Ze juz nie wspomne nawet o fakcie, iz in vitro rowniez odnosi sie do zaplodnienia nasieniem meza jajeczka zony - tyle, ze poza jej organizmem metodami sztucznymi.
"Rodzina trwa niezależnie od tego, czy urodzą się w niej dzieci czy też nie."
Alez to byloby sprzeczne z wczesniejsza teza, iz celem "fizycznego, emocjonalnego, psychicznego i duchowego zjednoczenia małżonków" jest plodnosc.
"Marzenia, pragnienie, nawet najgłębsze i najpiękniejsze nie prowadzą do usprawiedliwienia metod niegodziwych, nawet jeśli prowadzą one do spełnienia tych pragnień. Człowiek nie ma bowiem prawa do szczęścia, ale prawo do dążenia do szczęścia, o ile realizowane jest ono w ramach godziwych moralnie."
Swietnie - uznajemy wiec prawo czlowieka do dazenia do realizacji marzen..."w ramach godziwych moralnie". Tyle, ze dyskusja wlasnie toczy sie o te "ramy godziwe moralnie". Jest to wiec teza poparta teza, choc pan Terlikowski probuje podac ja jako paradygmat.
"Oddanie się wzajemne małżonków dokonuje się na różnych poziomach, ale nie istnieje możliwość sztucznego rozdzielania tych poziomów."
Nie powinno sie sztucznie rozdzielac, ale mozliwosc istnieje - pan Terlikowski korzysta z niej moralnie potepiajac jeden z tych poziomow.
"Seksualność i płodność zostały powiązane z miłością małżeńską - i Kościół nie ma prawa tego Boskiego powiązania rozdzielać."
I nikt ich nie rozdziela. Plodnosc (wspomagana technika) wciaz ma miejsce wewnatrz malzenstwa i ma scisly zwiazek z miloscia malzenska.
"Ks. Nęcek zatem określa aktem "wzajemnego oddania" nie tylko - jakby to chciał sugerować prof. Sadurski - "kopulację" czy "seks", ale bycie razem na dobre i na złe, stawanie się "jednym ciałem", w ramach którego dokonuje się w miłości, a nie tylko używaniu "akt seksualny"."
Skoro nie chodzi tylko i wylacznie o "akt seksualny", to czemu wylaczac z definicji, tego jednak bardzo subiektywnego stanu, jakim jest "wzajemne oddanie"?
"Leczenie niepłodności jest wówczas wskazane, ale jeśli nie przynosi ono efektów - to nie wolno nam niszczyć "jedności małżeńskiej" w imię nawet najszlachetniejszych pragnień."
Alez nie niszczymy "jednosci malzenskiej". W kazdym razie nie poznalem jeszcze przekonujacych argumentow pana Terlikowskiego za taka teza, za to podalem powyzej kilka, ktore jej jednak przecza.
"Miłośc małżeńska w tekście ks. Nęcka oznacza jej całość, a nie tylko uczucia. I trudno nie dostrzec, że procedura medyczna zapłodnienia in vitro z miłością małżeńską także w jej wymiarze erotycznym nie ma nic wspólnego. Jest czystą techniką."
No coz, naturalne zaplodnienie jest czysta biologia. Czy to oznacza, ze powinnismy z niej zrezygnowac? A moze zarzucic dokonania biologii, jako takiej? Czy pan Terlikowski lub ks. Nęcek korzystaja z takich zdobyczy techniki, jak okulary, sztuczne zeby/szczeki, protezy konczyn, czy tez aparat sluchowy?
"Miłość małżeńska to również seks. Bez niego, akurat tej formy miłości zwyczajnie nie ma."
Bardzo ciekawa teza. Troche sie kloci z tym, co mnie uczono na kursie przedmalzenskim - iz wspolne zamieszkiwanie przed slubem bez seksu jest rowniez przedslubnym pozyciem malzenskim i jako takie jest grzechem. A ze tak napomkne - jesli dobrze pamietam, to kosciol nie tylko nie potepia, ale i zacheca w niektorych przypadkach do tzw. "bialego malzenstwa". Fakt, ze kosciol uzywa tutaj porownania do zwiazku brat-siostra, ale nie przypominam sobie, by odmawial im prawa do milosci.
"W odróżnieniu od materialistów czy agnostyków - katolicy w każdym akcie fizycznym (szczególnie tak ważnym jak miłość) dostrzegają jego znaczenie duchowe."
Mam jednak wrazenie, iz chodzi nie o znaczenie duchowe, a magiczne, mistyczne. Na marginesie dodam, ze niespecjalnie mi odpowiada, gdy ktos uzywa argumentow typu "katolicy uwazaja", "Polacy wierza", czy "mlodzi sie wstydza" w moim imieniu.
Inne tematy w dziale Polityka