Narodowy Fundusz Ochrony Środowiska przyznał ostatnio pewnej fundacji w dwóch transzach razem 27 mln zł na poszukiwania wód geotermalnych, które posłużyłyby do ogrzewania pewnej szkoły. Jest to zaledwie 1/4 kwoty potrzebnej na badania. Łącznie potrzebne jest 100 mln zł... albo i więcej.
Abstrahując całkowicie od fundacji, szkoły oraz ludzi podejmujących te decyzje, to jakie jest uzasadnienie ekonomiczne tej decyzji?
Główny geolog kraju, który dziwnym przypadkiem jest również wiceministrem środowiska, stwierdził:
Jako Główny Geolog Kraju, odpowiedzialny za poszukiwania i rozpoznanie budowy geologiczne Polski, mogę stwierdzić, że jeśli nie powiemy tutaj - "tak", to gdzie mamy powiedzieć? Jeśli nie tu, to nigdzie? Nie mamy innej możliwości [...] W polskich warunkach z wód geotermalnych bardzo trudno jest produkować energię elektryczną, ponieważ temperatura wody jest dość niska.
Ja się nie pytam gdzie, ale po co?
Po części odpowiada na to minister środowiska:
Polska ma zobowiązania wobec Unii Europejskiej, które zakładają, że do 2010 roku 7 proc. produkowanej energii będzie pochodzić ze źródeł odnawialnych.
Ponieważ jednak jedno źródło ogrzewające jedną szkołę stanowi część pomijalnie małą nawet w tych 7%, a co dopiero w całości, to ponawiam pytanie:
PO CO?
Po co mamy wydawać 100 mln zł na źródło i tak nie w pełni pokrywające zapotrzebowanie na ciepło jednej szkoły, jeśli te same pieniądze wystarczyłyby na ogrzanie jej przez 1428 lat, tudzież 47 szkół przez 30 lat, albo 166 wolnostojących prywatnych domów przez lat 50?
Piszę to w oderwaniu od odpowiedzialnego za tę decyzję rządu, obdarowanej fundacji i szkoły oraz formalności, których ta fundacja dopełniła, albo i nie dopełniła dlatego, że takie same kretyńskie wydawanie pieniędzy na głupie i bezsensowne projekty cechuje każdy rząd od początku istnienia IIIRP!
To nie lepiej byłoby zainwestować te 100 mln zł w pilotażowy projekt sieci małych i średnich elektrowni na biomasę?
Inne tematy w dziale Polityka