Mialem glosu nie zabierac w tym temacie, gdyz smieszna mi sie wydaje cala ta wasza wojna, ale przeczytalem dluzszy tekst Cezarego Michalskiego, w ktorym ten zadal sobie sporo trudu, by znalezc przyklady "wrednych anonimow" wzdluz i poprzek internetu:
www.dziennik.pl/opinie/article386565/Internetem_rzadza_anonimowi_donosiciele.html
Stawia on dosc kontrowersyjna teze, jakoby internetem rzadzili anonimowi donosiciele. Spiesze tak wiec redaktorowi wyjasnic cos, co on dopiero zaczyna dostrzegac, ale jeszcze nie rozumie tego w kontekscie historii internetu nie tylko polskiego, ale i swiatowego.
Na poczatku byly listy dyskusyjne...i trolle.
To juz wtedy pojawilo sie zjawisko nazwane trollowaniem. Troll, to zwykle wielkie, tępe, powolne, brutalne stworzenie fantastyczne unikające słońca (często zmienia się pod jego działaniem w kamień). Zazwyczaj jego atrybutem jest wielka maczuga. Przypomina wam to cos? Unikajace slonca, a wiec i jawnosci, tepe, powolne, wulgarne i z duza maczuga anonimowych oskarzen - tak wlasnie pierwsi uzytkownicy internetu skojarzyli lobuzerke tego elektronicznego interaktywnego medium. Mozna wszak dyskutowac z argumentami, ale nie z czysta agresja poslugujaca sie prymitywna erystyka.
Ci pionierzy Internetu (czasem anonimowi, czasem piszacy pod wlasnym nazwiskiem) stworzyli takze netetykiete, wg ktorej kazdy powinien postepowac w tym WOLNYM medium.
Tyle, ze w listach dyskusyjnych latwo bylo sobie poradzic z trollami - odpowiednio skonfigurowany filtr antyspamerski wycinajacy dany adres e-mail i czesc.
Potem byl (i wciaz, o dziwo, jest) Usenet. Tutaj bylo troche trudniej, ale pojawil sie killfile (tzw. KF) i tez jakos sobie spokojni uzytkownicy poradzili.
Jeszcze trudniej bylo z forami dyskusyjnymi i pozniej z czatami - co prawda skrypty forumowe i czatowe mialy opcje bana, ale z czasem pojawila sie latwa mozliwosc zmiany IP, adresow e-mail itd. Pozostawala wszak jeszcze interwencja zewnetrzna w oparciu o zlamanie netetykiety, badz wewnetrznych regulaminow dostawcow internetu w duzym stopniu z nia zbieznych. Sam doprowadzilem kiedys do odciecia pewnego trolla korzystajacego z sieci pewnej uczelni by trollowac na pewnym swego czasu bardzo popularnym, a obecnie nieistniejacym forum powiedzmy politycznym.
W miedzyczasie jednak trolle otrzymaly bron absolutna (ang.ultimate weapon) - BLOG.
O ile na usenecie, forach i czatach istnienie trolli bylo zalezne od istnienia pozostalych uzytkownikow, o tyle pasozyty trollowe dzieki blogom uniezaleznily sie od swoich nosicieli i dostaly wreszcie wlasne medium, na ktorym nikt juz nie przeszkadzal im siac zamet grubymi nicmi szyty.
Teraz po latach istnienia zjawiska trollowania (blisko juz 30) dowiaduje sie o nim medium do tej pory luzno traktujace niezalezna platforme wymiany mysli, jaka jest internet - "WOLNA" PRASA.
O RETY RETY! Nie mozna ich pozwac! Oni sa anonimowi! Jak sobie z nimi poradzimy? To straszne! Nazwijmy ich niewolnikami bez pana! Wysmiejmy! Postarajmy sie o prawny instrument dowiadywania sie ich tozsamosci, by mozna bylo ich pozwac!
A ZIGNORUJCIE ICH! TAK, JAK ROBILA TO RESZTA INTERNETU OD LAT BLISKO TRZYDZIESTU!
Inne tematy w dziale Rozmaitości