Akcja : "taśmy"

Wydawało się, że Polska to kraj stabilny, mimo, że nie można było liczyć na - jakiekolwiek - porozumienie między rządzącymi a częścią opozycji, która serwowała - od dłuższego czasu - podejrzenia o "mglisto-trotylowy" zamach czy fotki z zaciściętymi pięściami premiera.

Teraz wrzucono granat w postaci podsłuchów, a podsłuchiwano ważne osoby w państwie, więc musiało chodzić o destabilizację kraju. Kto za tym stał? Można snuć domysły, ale pewności nie ma.

"Taśmy" - co ważne - za darmo otrzymała gazeta "Wprost" i zaczęła popuszczać... I dalej miało to trwać. Pewnie m.in, żeby biznes się długo kręcił. Bo kto, w tej redakcji, chciałby przejmować się wizerunkiem Polski?

Wczoraj służby - ABW i policja - wkroczyly do redakcji "Wprost", aby zabezpieczyć nośniki, a to podobno nie było zgodne z prawem, więc naczelny gazety na własnej piersi ochraniał swój laptop, aby nie pozwolić dojść, kto jest sprawcą - nielegalnych - nagrań. No i wygrał, służby mu odpuściły i się wycofały. Taka konsekwencja w działaniu.

Służby podlegają ministrowi resortu spraw wewnętrzych. Tak się złożyło, że on też jest podsłuchanym "aktorem" , więc do wyjaśnienia sprawy, powinien być - przynajmniej - zawieszonym w swych obowiązkach. Tak się nie stało i pozwolono mu ścigać i tropić przestępców, tyle, że działając - również - w swojej sprawie nie jest obiektywny.

Jest jeszcze niezależna prokuratura, która wydała nakaz przeszukania redakcji "Wprost". I trudno nawet podejrzewać, że działała na zlecenie premiera, boć przecież jej naczelny nie jest człowiekiem z ekipy Tuska. A zatem, kogo chciano zadowolić?

Premier Tusk wystąpił dziś na konferencji prasowej i oznajmił, że nie poda się do dymisji, ale nie wyklucza wcześniejszych wyborów parlamentarnych. Rozsądnie, ponieważ nielegalne "taśmy" nie powinny zdestabilizować - kompletnie - państwa. Ono powinno działać, dla bezpieczeństwa obywateli i to oni, gdy będzie taka potrzeba, pójdą wcześniej do wyborów i zadecydują, kto powinien w Polsce rządzić.