Był już prawie koniec wakacji, a ja miałam jechać pociągiem na obóz wspinaczkowy, na Słowację.
Większość uczestników pojechała już trochę wcześniej, mnie coś wypadło, więc musiałam się trochę spóźnić.
Pociąg miał odjechać ok. 24. Na dworcu kuszetki oczywiście nie dostałam, tak jak i w pociągu u kuszetkowego. Co prawda ten ostatni proponował mi swoją kanciapkę, ale wolałam z niej nie skorzystać. Był dziwny i nie wzbudzał ani zainteresowania, ani zaufania.
Cóż, przyszło mi przebiec się przez pociąg w poszukiwaniu jakiegoś sensownego miejsca. Wiekszość przedziałów była zapełniona i to podchmielonymi podróżnymi, którzy mnie zapraszali, ale też wolałam ich ominąć szerokim łukiem.
Przechodziłam z wagonu do wagonu i nic, było coraz gorzej. Aż nagle wypatrzyłam przedział, w którym po jednej stronie siedzeń, leżał tylko jeden pasażer. Miał na głowę zarzuconą kurtkę, więc trudno było wyczuć, kto zacz. Ale byłam już tak zmęczona, że doszłam do wniosku, iż niech się dzieje co chce, muszę wreszcie odpocząć. Na siedzeniach rozłożyłam śpiwór i wsunęłam się do niego.
Nie mogłam zasnąć, bo wciąż mnie nurtowało to, jak się będzie zachowywał współpasażer. Po jakimś czasie, ruszył się i wyszedł z przedziału. Nawet nie zdążyłam zerknąć, jak wygląda. Wrócił, ale wolałam udawać, że śpię, niż mu się przyglądać. Po chwili znów wyszedł i taki numer jeszcze dwa razy uskuteczniał. W końcu się położył. Zasnęliśmy.
Obudziło mnie światło poranka, które wdzierało się do środka przedziału. Było po spaniu.
Usiadłam na moim legowisku. Współpasażer, wciąż spał. Mogłam mu się teraz przyjrzeć. Był to bardzo przystojny facet, o sympatycznej twarzy. Obudził się i wymieniliśmy grzeczności typu: dzień dobry. Później rozmowa rozkręciła się i opowiedział mi dlaczego w nocy wstawał. Okazało się, że było mu zimno, więc usiłował się trochę rogrzać, chodząc po korytarzu wagonu. Z zazdrością patrzył też na mój śpiwór. Podobno konduktor nawet mu podpowiadał, żeby mnie namówił do podzielenia się moją puchówką, ale nie próbował, bo bał się, że wezmę go za zboczeńca i spłoszę się. Powiedziałam, że pewnie by tak było.
Przeszliśmy na inne tematy. Mieliśmy wiele wspólnych zainteresowań, więc to było przyjemne. Gadaliśmy, tak jeszcze przez ponad dwie godziny. W międzyczasie odwiedził nas konduktor z cukierkami. Było miło, sympatycznie i pomyślałam, że aż żal wysiadać w Zakopanem.
Niestety trzeba było się pożegnać, bo na dworcu już czekał na mnie ktoś inny.
Inne tematy w dziale Rozmaitości