Film pt. "Priscilla" wszedł na ekrany polskich kin. Wyreżyserowała go - wg własnego scenariusza - Sofia Coppola. I jest w nim wiele ciepła... i smutku.
Wszystko zaczyna się w bazie wojskowej armii USA, w Niemczech. Tam w barze 14-letnia Priscilla Beaulieu /gra ją Caille Spaeny/ jest namawiana na pójcie na przyjęcie do domu Elvisa Presley'a /Jacob Elordi/. Jej rodzice, mama Ann /Dagmara Domińczyk/ i tata, kapitan Beaulieu /Ari Coen/, mają obawy, ale w końcu się godzą.
A na przyjęciu Elvisa zachwyca ta urocza dziewczyna.
Potem jest jeszcze kilka - całkiem niewinnych - spotkań, ale Elvis musi wracać do Memphis, więc znajomość może się zakończyć.
Priscilla tęskni, ale musi czekać sporo czasu zanim Elvis się do niej znów odezwie. Jednak dzwoni i zaprasza ją do swego i swej rodziny domu.
Priscilla jedzie, ale i pobyt w USA musi się skończyć, bo ona się uczy...
Wiele jest tam jeszcze zawirowań, jednak relacja trwa, choć dostarcza dziewczynie sporo momentów samotności i narzucania swej woli przez Elvisa, nawet przy ubiorze, kolorze włosów itd. No i niepokoi ta jego skłonność do... tabletek.
Potem jest i ślub i... "złota klatka" Priscilli...
W tym filmie są przyjemne zdjęcia autorstwa Philippe Le Sourda. A pozytywnie nastrajająca muzyka, to praca zespołu Phoenix.
Film "Priscilla" ukazuje, iż miłość może być piękna, ale też totalnie ograniczająca, a wtedy jedna ze stron nie ma swego życia. Tak było z Priscillą, która miała żyć tylko życiem Elvisa i... czekać, gdy on nie narzucał sobie ograniczeń. W końcu kobieta musiała zawalczyć...
Inne tematy w dziale Kultura