Na ekrany polskich kin wszedł film pt. "Duchy w Wenecji", wyreżyserowany przez Kennetha Branagha, wg scenariusza Michaela Greena. I są tu cenne - weneckie - okoliczności...
A dzieje się... w 1947, w Wenecji, gdzie na swej emeryturze przebywa też detektyw Hercules Poirot /gra go Kenneth Branagh/. Ale wciąż nie ma spokoju, a pewnego dnia, jego znajoma pisarka, Ariadne Oliver /Tina Fey/, namawia go, aby udał się do pałacu Roweny Drake /Kelly Reilly/, na seans spirytystyczny, prowadzony przez panią Reynolds /Michelle Yeoh/, aby odkryć co zdarzyło się tam rok wcześniej, gdy umarła córka właścicielki... Są tam też np. doktor Ferrier /Jamie Dornan/ i jego synek /Jude Hill/.
Detektyw Poirot - jakby - czuje duchy, ale w końcu staje na nogach..., bo też zdarzają się dwa trupy, więc ten kryminał trzeba rozwikłać. I się udaje.
W tym filmie są cudowne zdjęcia, choćby Wenecji, autorstwa Harisa Zambarloukosa. A klimatyczną muzykę zebrała i stworzyła Hildur Gudnadottir.
Film "Duchy w Wenecji" ma swój klimat, ale czegoś mi jednak w nim brakowało, szczególnie podczas pierwszej jego połowy. Potem już było lepiej, bo klasyczniej.
Inne tematy w dziale Kultura