"Tar", to film wyreżyserowany przez Todda Fielda, do jego też scenariusza. I jest to mieszanka artyzmu, ale też... patologii.
Najważniejszą osobą jest tu Lydia Tar /niesamowita Cate Blanchett/, wybita kobieta-dyrygent. Jej zdolności są zdumiewające, też do języków, ponieważ włada równie dobrze angielskim jak i... niemieckim, bo też rzecz dzieje się - głównie - w Berlinie, gdzie Lydia przewodzi w orkiestrze symfonicznej.
Jednak artyzm często nie przekłada się na życie, bo w życiu Lydii i patologia ma swój udział. Nie wystarcza jej np. oficjalny związek partnerski z kobietą z zespołu muzycznego, bowiem szuka doznań i u innych kobiet, czym doprowadza jedną z nich do samobójstwa. I nie widzi tu swojej winy.
Lydia też miesza i pośród mężczyzn muzyków, ale tu to raczej, aby ich ustawić - wygodnie dla siebie - pod względem muzycznym
Jednak wszystko ma swój kres, więc i gigantka może spaść na margines.
W tym filmie są świetne zdjęcia autorstwa Floriana Hoffmeistera. Natomiast muzyką, a także innymi dźwiękami, zajęła się tu Hildur Guduadottir i dają one w różny sposób po uszach.
Film "Tar" pokazuje mieszanie się artyzmu i z patologicznymi zachowaniami, nawet u wybitnych artystów, gdy dochodzi jeszcze przeświadczenie o własnej doskonałości, która ma usprawiedliwić wszystko.
Ten film i budzi zainteresowanie i jednocześnie... męczy. Ale przecież nie każdy może być łatwy, lekki i przyjemny...
Inne tematy w dziale Kultura