"MEN", to film w reżyserii Alexa Garlanda, wg jego też scenariusza. Ma przestraszać, ale gdy idzie w absurdy, to raczej śmieszy.
Główną bohaterką jest tu Harper /grana przez Jessie Buckley/, kobieta, która po stracie męża /Paapa Essiedu/, jedzie z Londynu do wynajętej przez siebie wiejskiej - angielskiej - posiadłości, aby tam - przez dwa tygodnie - uporać się ze swoją tragedią. Właścicielem jest - dziwny - Geoffrey /Rory Kinnear/, który wita swego gościa... A potem jest sielsko, aż do spotkania - na spacerze - stojącego w bezruchu nagiego mężczyzny. I zaczyna się jazda...
Zdjęciami w tym filmie zajął się Rob Hardy i są one momentami przecudnej - malarskiej - urody. Natomiast klimatyczna muzyka, to praca Geoffa Barrowa i Bena Salisbury'ego.
Film "MEN" do pewnego momentu zdaje się ciekawie rozwijać, ale gdy przechodzi w absurdy, w tym męskie porody czy wrzucenie w jedną postać kilku ról, to miast strachu powoduje rozbawienie.
A do jednej trzeciej filmu miałam nadzieję, na film w rodzaju "Dziewczyny z pociągu", ale się posypało...
Inne tematy w dziale Kultura