Skończyły się moje greckie wakacje na Zakynthos. Było gorąco, barwnie i interesująco. Ale i zabawnie.
Wylot z Warszawy był raczej spokojny, ale gdy lądowaliśmy na Zakynthos... pierwsze podejście do lądowania się nie udało, więc było trochę emocji, a potem kolejna próba i - szczęśliwie - ziemia.
Na Zakynthos jest mnóstwo miejsc, gdzie można być zakwaterowanym. Mnie przypadł wielki ośrodek z 9 basenami, zjeżdżalniami wodnymi, barami itd.
Miałam też wycieczki, na których i żółwie można było obserwować. Natomiast najbardziej interesująca była ta statkiem do Zatoki Wraku /podobno kiedyś przemytniczego/, gdzie można się poopalać, kąpać, a potem wpłynąć - statkiem - do Błękitnej Groty, gdzie woda ma niesłychany błękit. No i pan Kapitan pozwolił nam - przy skalach - skakać ze statku do głębokiej na ok. 6 metrów wody. Wszyscy przeżyli.
Zakynthos ma też swoje Las Vegas, w którym najczęstszymi gośćmi byli... Anglicy /obecnie jest tam ich mało/, którzy się "zachowywali" i trzeba było zwijać ich pijanych z ulic, więc nawet policji nie było z nimi po drodze i zlikwidowano w tym miejscu posterunek. Mieli się sami pilnować.
A w moim hotelu kwitło też życie towarzyskie, natomiast obsługa była z całego świata. Np. kulturalno-oświatowi to: Francuzka, Holender, Tunezyjczyk... Wszyscy bardzo sympatyczni. No i barmani..., bo i Anglik i Albańczyk. Ogólnie, to jadłem nas zasypywano, jak i różnistymi alkoholami. I nie widziałam, żeby ktoś z tego powodu cierpiał.
To tak na gorąco, bo teraz muszę wrócić na ziemię i dbać o swoją... opaleniznę.
Inne tematy w dziale Rozmaitości