Z Emirą na Pride of Poland sprawa od początku była dziwna i nie w samej pustej licytacji tej klaczy tkwi problem z upadkiem rangi polskiego Święta Konia Arabskiego. .
Rzecz w tym, że hodowcy na parę miesięcy przed aukcją składają organizatorom listy koni, które chcieliby sprzedać w jej ramach.
Następnie organizatorzy wyłaniają z tych ofert trzydziestkę najlepszych i wyznaczają im tzw. lot. czyli jakby ranking jakości. To jest właśnie Pride of Poland - chluba Polski.
Emiry nie było na liście 55 koni zgłoszonych wstępnie do aukcji.
Pojawiła się dopiero w katalogu aukcyjnym - z lot 0, czyli jako najlepsza w stawce klaczy.
Jej dokooptowanie do stawki miało być może podnieść rangę aukcji, bo zgłoszono do niej klacze były - jak na polską hodowlę - takie sobie, ot, solidne, ale odległe (może poza Seforą i Al Jazeerą) od statusu gwiazd. Tymczasem bez gwiazdy podobno nic - jak piszą w kolorowych szmatławcach.
Sama Emira jest klaczą dość wiekową i trudną do zaźrebienia - ale o walorze legendy. Dawała znakomite potomstwo i istnieje możliwość, że coś dobrego się jeszcze "babci" trafi.
Trafiło się - pusta, dmuchana licytacja i jej powtórka ze słabym wynikiem. W końcu wartością sprzedaży przebiła ją Sefora (lot 1 - druga w rankingu). Sztuczne podnoszenie statusu "gwiazdy" nic nie dało - poza kompromitacją organizatorów. Podobne dmuchanie Al Jazeery skończyło się, że klaczy nie sprzedano.
Sama aukcja poległa dlatego, że nie przyjechała śmietanka kupców - i nie idzie tu wyłącznie o brak rollingstonki Shirley Watts.
Licytacja Emiry to tylko jeden z cieni kładących się na Pride of Poland. Warto zauważyć, że na aukcji sprzedano tylko 16 z 30 wystawionych koni, a 7 z nich kupiło "Koło myśliwych" z Rumunii, podmiot zupełnie nieznany w świecie hodowców koni arabskich. (Być może będą organizować polowania na te araby z ostrej broni - nie brakuje czubków z forsą na udział w tego typu chorych "rozrywkach").
W przededniu aukcji ANR wyznaczyła sobie (?) pułap wpływów z samej Pride of Poland na 2,5 mln euro, co nie byłoby jakim wielkim wyczynem, tylko solidnym wynikiem. Na jednego wstawionego konia przypadałoby średnio mniej niż 100 tys euro - wynik możliwy, gdyby dopisali kupujący.
Tymczasem zła atmosfera, która zawisła na Pride of Poland po lutowych dymisjach Białobłoka, Treli i Stojanowskiej nie rozwiała się - a skandal z Emirą położył imprezą - jak się wydaje - na lata.
Już na wiosnę zastawiałem się głośno, czy na tegoroczne Pride of Poland przyjedzie ktoś przyzwoity.
Dziś wiem niemal z całą pewnością, że przyszłoroczna letnia aukcja - jeżeli w ogóle się odbędzie - stanie się końskim jarmarkiem dla szemranych handlarzy,
Tyle zostanie z jednej najważniejszych imprez światowych, chwały polskiej hodowli. To niewiarygodne, jak można w tak krótkim czasie zrujnować znaczny walor polskiej tradycji.
Triumf politycznego barbarzyństwa nad piękną polska kartą smuci, ale umiarkowania - bo się tego spodziewałem z chwilą, gdy jakiś polityczny cyrkowiec został szefem ANR i wywalił z obszaru polskiej hodowli arabów kluczowe postacie - zastępując je dosłownie byle kim.
Pisałem o dziwnych związkach tej decyzji z interesami pewnego pisowskiego senatora - hodowcy arabów. Napisałem, i nie będę się powtarzał, bo to jakby babranie się w gnoju.
Gnój jest rzeczą normalną w stajni i tam nie mierzi, tylko się go uprząta. Co jednak zrobić z gnojem w gabinetach władzy, skoro on władzy pachnie i się w nim umościła?
Niejaki Humięcki, koleś ministra Jurgiela, który zainicjował "dobrą zmianę" z polskimi arabami, ma się dobrze na stołku prezesa ANR, tylko jego zastępca złożył honorową dymisję, którą Jurgiel przyjął. Coś cuchnie, gnój pewnie.
Nie moja sprawa.
Inne tematy w dziale Polityka