Obłok Obłok
1985
BLOG

Wczoraj - w tym także mocno wczorajsze

Obłok Obłok Polityka Obserwuj notkę 75

Władze Polski odniosły wreszcie znaczący sukces dyplomatyczny, bo unijny komisarz Timmermans nie zdymisjonował wczoraj Rządu Pani Premier Szydło. Ta rezygnacja Timmermansa jest nie tylko widomą porażką chylącej się ku upadkowi Unii , ale przede wszystkim dowodem na skuteczną obronę polskiej suwerenności, której sukces zawdzięczamy zeszłotygodniowej tyradzie sejmowej Pani Premier.

Teraz już wiemy, że Polska jest suwerenna i suwerenna jest Pani Premier - przynajmniej w takim zakresie, jaki wyznacza to jej (Polsce i Premierce) poseł Jarosław Kaczyński. Żaden unijny przydupas nie będzie pluł do naszego ogródka, Timmermans juz podkulił ogon - triumfują dziennikarze i blogerzy za wskazaniami TVKurskiej.

Polska publiczność polityczna kocha rozwiązania krańcowe i mocne, siłowe gesty. Rozmowa - czyli konfrontacja poglądów - to wojna na noże, a jej rezultatem może być tylko zdecydowane zwycięstwo jednej ze stron, a druga musi zwiewać w krzaki.

Jest to mentalne pokłosie z czasów komuny, gdy dla ówczesnej władzy wszystko było walką o zwycięstwo swojej racji, koniecznie połączone z pognębieniem eksponentów racji przeciwnej. Konfrontacja przeciwnych poglądów jako punkt wyjścia do wspólnych rozwiązań czy uzgodnień to perspektywa zawarcia zgniłego kompromisu - nie ma na to zgody, panie dziejaszku, bo zwyciężać, a nie paktować, mamy.

Jak już rozmowa czy też negocjacje, to tylko po to, żeby zręcznie wykiwać drugą stronę. Obopólna korzyść to także korzyść adwersarza, a jak adwersarz coś skorzystał, to na pewno coś straciłem czy oddałem za bezdurno na swoją szkodę - zdaje się myśleć polityczny Polak. Nie umiemy dostrzec korzyści z kompromisu, a przyczynkiem do publicznej chwały może być tylko zwycięstwo lub porażka. Tak, tak - także porażka - bo dla niej też mamy na podorędziu bilet do historycznej chwały - gloria Victis !

Ale wczoraj było pięknie - vae victis, Timmermansie!

Czy Timmermans i Szydło odnieśli wczoraj sukces czy porażkę tego tak naprawdę nie wiem. Wiem jednak, że rezultat ich spotkania w tych kategoriach był wspólny, jednakowy dla obu stron. Albo oboje polegli, albo oboje posunęli się do przodu.

Tak naprawdę wiem tylko, że Rząd czeka na ruchy Komisji Europejskiej, a Komisja czeka na ruchy polskiego Rządu. Końcowa konkluzja, że nasz problem z przestrzeganiem praworządności musi zostać rozwiązany w Polsce, niczego nie zmienia - bo niby gdzie?

Istotą jest, czy do rozwiązania tego problemu potrzebna jest presja ze strony UE i jej rodzaj. Tutaj sprawa jest - niestety - dalej otwarta. Dotychczasowe naciski na Polskę mają charakter dyplomatyczny - i są zupełnie niepotrzebnie (czy wręcz głupio) demonstracyjnie przez nas lekceważone. Rozumiem potrzeby wizerunkowe władzy, ale walka na polityczne gesty ma sens, gdy wciąga w ryzyko błazenady z równym skutkiem obie strony.

Nasi obecni władcy ryzykują swój wizerunek wewnętrzny i zewnętrzny - także w kategoriach przyszłego sukcesu lub klęski wyborczej . Timmermans i inni komisarze tego problemu nie mają, bo są wyłaniani na stanowiska i oceniani w odmiennej rzeczywistości i strukturze politycznej. Dlatego nie muszą wykonywać publicznie gestów przeciw-skutecznych dla procesu porozumienia tylko dlatego, żeby zebrać brawa.

Pani Szydło musi (?) oburzać się demonstracyjnie na Unię, bo tak buduje więź swojej grupy politycznej z elektoratem. Timmermans jest politykiem i rozumie potrzebę takich demonstracji - więc zapewne traktuje je z pobłażaniem, przykładając wagę do tego, co usłyszy za zamkniętymi drzwiami. Z racji poufności takich rozmów musi przedstawić je gronu decyzyjnemu poufnie, a co mówi na briefingu ma znaczenie wyłącznie dla wyrafinowanych analityków brukselskiej nowomowy.

Dlatego tak naprawdę nie wiemy co stało się wczoraj na linii Warszawa-Bruksela, ani jakie rokuje to skutki dla sytuacji Polski. Z wczorajszych wydarzeń medialnie ważniejsza była wypowiedź Jarosława Kaczyńskiego o sytuacji z TK. Tu już wchodzimy w komediodramat absurdu.

Kaczyński stwierdził, że praprzyczyną i ostoją zła wszelkiego jest sędzia Rzepliński. Byłoby więc tak, że impas w Rzeczpospolitej jest zależny od konfliktu ambicjonalnego dwu starszych panów, studiujących ongiś ramię w ramię. Taką przynajmniej ekspozycję prezentuje Kaczyński. To i śmieszne i żałosne. Nie znam osobiście Kaczyńskiego, a powoływanie się na towarzyskie plotki o jego małostkowości nie jest argumentem w rzetelnej analizie jego wypowiedzi, więc przywołuję je tutaj jako błahostkę (ale przywołuję).

Warto zauważyć w kontrapunkcie, że istotą rozmowy Timmermans - Szydło była procedura badania stanu  praworządności w Polsce, a nie spór o Rzeplińskiego,  bo ten jest tylko symptomem szerszego zjawiska.

W tym kontekście całe pozostałe ble ble ble Kaczyńskiego - o demokratycznej legitymacji na bezsensowne wpędzanie Polski w kłopoty - już zdecydowanie przypisuję zwykłemu zacietrzewieniu, często towarzyszącemu postępującej siwiźnie i trudnościom w nadążaniu za upływem czasu i zmianami w świecie. Pogaduszki z profesorem Ehrlichem o polityce, demokracji i ustrojowym umocowaniu  prawa, osadzone w realiach późnego Gomułki i wczesnego Gierka, stanowią rzecz jasna ważne doświadczenie intelektualne dla młodego człowieka, ale sporo się w świecie od tego czasu zmieniło. 

Przypomnę, że władza demokratyczna to nie tyle ekipa wyłoniona na urzędy przez jakąś tam siłę społeczną (grupę wyborców), co ekipa władzy służącą demosowi, czyli ogółowi Polaków. 
Sztuka sprawowania władzy nie polega na lawirowaniu między eksponentami różnych interesów społecznych w poszukiwaniu różnych konfiguracji - jak chciał Ehrlich - użytecznych dla władzy, tymczasowych  "pluralizmów". 
Dziś jest to ujęta w karby prawa służba ogółowi, której kluczem jest  umiejętności syntetycznego, zobiektywizowanego posłyszenia, zrozumienia i zrealizowania woli tego ogółu. W jego najpełniejszej reprezentacji.

Obłok
O mnie Obłok

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (75)

Inne tematy w dziale Polityka