Przy okazji otwarcia Muzeum Ulmów naszło na mnie parę refleksji. W tym muzeum upamiętniliśmy Polaków ratujących Żydów przed zagładą - a gdzie jest muzeum upamiętniające Żydów, którzy ratowali przez zagładą Polaków?
Żydzi stanowili w II Rzeczpospolitej kilkumilionową mniejszość narodową obywateli polskich, która kultywowała swoje odmienne tradycje, obyczaje i wierzenia, przy czym pewna ilość Żydów asymilowała się do polskości, zatracając tym swoją odrębność, przynajmniej w jej aspektach zewnętrznych.
Po zajęciu w 1939 roku terytorium Polski przez Niemców i Sowietów znacząco zmieniła się sytuacja ludności zamieszkującej okupowane lub wcielone w obce granice obszary II RP.
Na terenach wcielonych do Związku Sowieckiego zagładzie lub represjom zostali poddani w zasadzie tylko Polacy - rdzenni (lub całkowicie zasymilowani pochodzenia żydowskiego}. Sowiecki aparat zagłady i represji funkcjował selektywnie - był nakierowany na żywioł polski, ze szczególnym uwzględnieniem inteligencji. Inne narodowości zamieszkujące ten obszar, bez względu na status społeczny, nie podlegały sowieckim represjom (za wyłączeniem funkcjonariuszy państwowych II RP i korpusu oficerskiego służb mundurowych- tu represje obejmowały także mniejszości).
Tak więc lekarz, nauczyciel czy adwokat - inny etnicznie niż Polak - mógł spokojnie wchodzić w orbitę tolerancji czy powiązań z władzą sowiecką, gdy tymczasem rdzenny Polak o takim samym statusie mógł liczyć - w najlepszym razie - na wywóz do Azji.
Jakaś przedziwna zasłona milczenia okrywa relacje między Polakami a mniejszościami narodowymi - w tym z Żydami - na obszarach zajętych przez sowietów w 1939. Rzecz jasna Żydzi milczą - pod Sowietami nie dotykał ich holocaust, a nawet najwięksi spośród nich polakożercy nie znaleźli, choćby incydentalnych, przykładów skierowanej przeciw Żydom kolaboracji Polaków z sowieckimi najeźdźcami.
NIestety, z drugiej strony trudno jest przywołać jakiś żydowskich Ulmów, ratujących Polaków przed masowymi represjami władzy sowieckiej w latach 1939-41.
Żydzi w sposób szczególny kultywują w historii swego narodu czas zagłady, jaką w Europie zgotowali im Niemcy na przełomie lat 30/40 ubiegłego wieku. Być może na tej podstawie redefiniują swoją tożsamość narodową do nowej sytuacji - gdy nie tylko, jak ongiś, pozostają w diasporze, ale utworzyli też swoje nowoczesne państwo narodowe? Nie wiem, ale to w zasadzie ich dzieje i ich tożsamość, więc co nam do tego.
Niby to ich rzecz, ale my sami musimy pilnie zważać, jak żydowskie widzenie holocaustu jest misternie wplatane w nasze polskie dzieje.
Rzecz w tym, że Żydzi rozliczyli sie z Niemcami za holocaust w żywym pieniądzu - spadkobiercy win III Rzeszy zaspokoili co do feniga roszczenia zbiorowości żydowskiej do odszkodowania za masowy mord na matkach, ojcach, siostrach i braciach. Oprócz tego kary dla indywidualnie wskazanych zabójców zostały wymierzone i wykonane. Rachunek między Żydami a Niemcami został zamknięty - a ceremonialne posypywanie przez Niemców głów popiołem, przy okazji stosownych rocznic, to pewnie Żydom zbyt mało na kultywowanie poczucia dziejowej krzywdy.
Żydowskie pretensje wokół holocaust zostały rozszerzone o dwie winy ludzkości wobec Żydów - winę za jedną wielką zbrodnię obojętności i winy za liczne zbrodnie sprzyjania Niemcom w ich mordach. Tą drogą Żydzi uniwersalizują swoją krzywdę i pretensje o nią - przenosząc powszechny odbiór holocaustu w sferę własnych racji moralnych.
Pół biedy, gdyby tak budowali swoje przekonania historyczne - a więc swoją tradycję i tożsamość. Byłaby to sprawa ich wyboru relacji ze światem.
My, od strony zewnetrznej, moglibyśmy się z tym godzić lub nie - w większym lub mniejszym stopniu lub w całości. Przecież każda racja moralna musi wynikać z wewnętrznego wyboru, a nie z presji. Formułowanie takiej racji pod cudzą presją zamienia ją w poprawność, nie mającą wiele wspólnego z moralnością.
Z dość dużą dezynwolturą, co gorsza często z wykorzystaniem fałszywych uogólnień, Żydzi stawiają Polaków pod pręgierzem swoich osądów moralnych. Mało tego, domagają sie hałaśliwie zadośćuczynienia dyktowanymi przez nich reakcjami - poczuciem winy i okazaniem skruchy. Być może potrzebne im to jest w procesie kształtowania nowych pokoleń:
- popatrz, Abram, wszystkie ludy całego świata kłaniają się nam i wyznają swoje winy. Czy teraz już wierzysz, ze należysz do narodu wybranego?
Holocaust dokonał sie przy niemal całkowitej bierności samych Żydów - nie tylko ofar, ale też wielu milionów pozostałych, żyjących poza obszarami opanowanym przez Hitlera. Ci pozostali nie mieli - jakoby - sposobności przeciwstawienia się biegowi zdarzeń, zresztą dodają, że - jakoby - nie wiedzieli, co się dzieje w Auschwitz czy w innych fabrykach śmierci.
A jaką sposobność przeciwdziałania mieli Polacy? Czyżby Armia Krajowa miała opanować mury getta i nie dopuszczać do wewnątrz Niemców, aby zgromadzeni tam Żydzi dotrwali w spokoju końca wojny?
A iluż Polaków tak naprawdę wiedziało, że droga z Umschlagplatz prowadzi do komór gazowych?
Duża część Żydów w II RP tworzyła społeczności odrębne względem otoczenia - na tej bazie Niemcy ustanowili getta. Ta sytuacja była jakby urzędową sankcją pierwotnego, etnicznego podziału Polacy-Żydzi-Niemcy. Akurat Polacy w żadnym stopniu nie generowali ani nie realizowali czynnie tego podziału, bo np. tzw. granatowa policja nie działała w gettach. Polacy byli prześladowani przez okupanta inaczej niż Żydzi, ale zastrzelenie na ulicy Polaka czy Żyda było taką samą oczywistością. Trudno więc powiedzieć, że sytuacja Żydów, pod okupacja niemiecką, była dla idącego ulicą Polaka czymś nadzwyczajnym czy szczególnie okrutnym. We wspomnianej trójkątnej relacji były dwa różne gatunki "podludzi", wydane na pastwę tego samego myśliwego.
"Podludzie" zwani Polakami bronili swego człowieczeństwa różnego rodzaju aktami sprzeciwu wobec okupanta i był to oczywisty trend samozachowawczy. Rozumiem tych, którzy w takim sprzeciwie starali się ratować Żydów, ale rozumiem i tych, którzy koncentrowali się wyłącznie na własnym przetrwaniu.
Formułowanie wobec tych drugich zarzutu o karygodnej obojętności przez tych, który sami zobojętnieli na swój los, uważam za haniebne nadużycie w odczytywaniu moralnych racji tamtego trudnego czasu.
Mam szacunek dla rodziny Ulmów, jak i wielu polskich rodzin, które postępowały podobnie. Mam pogardę dla tych nielicznych hien, które czynnie żywiły się tragedią Żydów. Nie uważam jednak, że musimy trąbić przed Żydami przykładem Ulmów, bo to sprawa nasza, a nie ich.
Nie sądzę, żebyśmy musieli czegokolwiek dowodzić pozostałym po holokauście Żydom, a już szczególnie tym, którzy w dalekich krajach korzystali w tamtym czasie ze splendid isolation, a dziś chcą nas pouczać, jak należało postępować i swobodnie wystawiają cenzurki.
Nie ma zgody na to, żeby stanowcze odrzucenie retoryki agresywnych środowisk żydowskich było podstawą do orzekania o antysemityzmie Polaków. Mamy prawo mówić o każdej nacji w świetle naszych z nią doświadczeń historycznych, nie licząc się bezwarunkowo z ich widzeniem Polski - i Żydzi nie są tu żadnym wyjątkiem, bo niby dlaczego?
Nie widzę potrzeby wskazywania Żydom przykładów naszej dla nich pomocy , ani potrzeby obrony przed ich zarzutami - bo to właśnie wplatanie w nasz etos ich kategorii ocen.
Gdy my popatrzymy w głąb naszej wspólnej historii uczciwie i po naszemu, a oni to samo zrobią u siebie, to albo się dogadamy do czegoś wspólnego, albo każdy pójdzie w swoją stronę. Jak to drugie, to krzyżyk na drogę.
Inne tematy w dziale Kultura