Obłok Obłok
265
BLOG

Pod butem sowietów - reminiscencje

Obłok Obłok Historia Obserwuj temat Obserwuj notkę 3

W latach pięćdziesiątych ubiegłego wieku  mieszkaliśmy z  rodzicami w pełnej kacapów Legnicy. 
W 1954, może 55 roku, jako kilkuletnie  dziecko, dostałem się przypadkiem w łapy pijanego sowieckiego oficera, który euforycznie obchodził jakieś ichnie święto. Zetknęliśmy się na ulicy, ten porwał mnie w  ręce, podniósł na wysokość głowy i podrzucił w górę... podobno wołając - no, polski chłopczyku, świętuj razem z nami (polskij riebionok... itd)
Niestety, lecąc w dól  prześliznąłem mu się przez ręce, upadłem na chodnik i pakudnie rozciąłem skórę na podbródku (po dziś dzień mam bliznę). Rusek ponoć momentalnie wytrzeźwiał pod lodowatym spojrzeniem mojej mamy i nagle ni stąd ni zowąd znalazłem się w ich "armiejnym" ambulatorium, gdzie założono mi klamry na rozcięcie ( pamiętam  świetnie rozkładany fotel zabiegowy, na jakim  to robiono - jestem wzrokowcem). 
Po zabiegu odwieziono nas paradnym zimem do domu, a ja byłem niezmiernie szczęśliwy, bo w ramach rekompensaty dostałem wielkie blaszane pudło słodyczy. Moje migawki ze zdarzenia utrwaliły się w pamięci przemieszane z  relacją  mamy - zapamiętałem to na zawsze.

Jak teraz skojarzyłem - wszystkie trwałe i przelotne kobiety mego życia pytały o tę bliznę. W odpowiedzi udawałem zasępiononą powagę i mówiłem - to ślad po ruskiej okupacji i dowód, że jestem jej ofiarą -  w duchu uśmiechając się do wspomnień.
 
W czasach legnickiego dzieciństwa zetknąłem się z wypowiadanym półgłosem słowem "bolszewik". Nie rozumiałem co ono oznacza, ale na pewno wyrażało ekstremalnie negatywny stosunek do"kacapów" (tak nazywano powszechnie sowieckich "rezydentów") i  było straszne, obelżywe - takie miałem wrażenie z mimiki i tonu głosu przy jego wypowiadaniu przez starsze dzieci i dorosłych.

Mieszaliśmy wtedy przy 1-go Maja, w kwartale ulic  Rzeczypospolitejj (później Kościuszki), Okrzei i jeszcze jednej, której nazwy nie pamiętam. Były tam trzy wille zamieszkałe przez Polaków, poźniej wyremontowano sasiednią kamienicę i w niej też zamieszkali Polacy. Dzięki temu nasza dziecięca gromadka się powiększyła - reszta domów kwartału,  ze wspólnym, parkowym obszarem wewnętrznym była zamieszkana przez Ruskich. Po drugiej stronie 1-go Maja było kute, poniemieckie ogrodzenie, za którym był już "kwadrat", czyli zamknięta część miasta, gdzie mieścił się ruski sztab, jakieś kasyno, koszary i bóg wie co jeszcze ( w tym "moje" ambulatorium). 

Ruscy oficerowie z  otwartej części  Legnicy mieszkali z rodzinami - strasznie zazdrościłem mijanym na ulicach kacapskim dzieciom mundurków szkolnych. Miały wojskowy krój ( ach, mundur przecież !), szaroniebieski, lotniczy kolor, a przede wszystkim bluzę spinał szeroki skórzany pas z wielką, nakładaną, złotą klamrą. Całość wieńczyła wspaniale prawdziwa oficerska  czapka z czarnym daszkiem i  granatowym (chyba) otokiem.  Miałem chyba z sześć lat, nie chodziłem jeszcze do szkoły, ale ten strój wywoływał moją zazdrość, szczególnie gdy patrzyłem na uszyty z podszewki "mundurek" szkolny mego starszego brata.
Zazdrość narosła, gdy ścieżką przez wewnętrzny parczek kwartału zaczął co dnia maszerować do swojej szkoły podobny mi wzrostem i wiekiem  ruski chłopiec. Wreszcie nie wytrzymałem, wymknąłem się z domu i ruszyłem naprzeciw niego. Gdy doszedłem wyczuł moje intencje, odrzucił paradną teczkę (żaden tam ohydny tornister) i przyjął bojową postawę. Z łatwością obaliłem go na łopatki, siadłem mu na brzuchu i chciałem go walnąć  - tyle że łatwość zwycięstwa nie dała mi stosownego animuszu.

 Przypomniałem sobie magiczne słowo i ze wzniesioną do góry pieścią wyrzuciłem z siebie - ty bolszewiku! 

Cóż z tego, ręka stanęła mi w pół drogi do jego głowy, gdy ten, leżąc przecież na plecach, uderzył  się w pierś i wyrzucił z siebie z dziwną pewnością i dumą  - da, ja bolszewik. 
Nie walnąłem go - wstałem z niego, coś burknąłem zdezorientowany  i poszedłem do domu. Miałem żal do całego świata, że słowo, które miało potwierdzić mi jego status poniżonego  i poddanego bezwolnie mojej próbie nienawiści, nie zadziałało. 

Pamiętam jeszcze, że po południu wdrapałem się na kolana ojca, siedzacego w swoim ulubionym zielonym fotelu i opowiedziałem mu poranne wydarzenie, pytając cóż w końcu naprawdę znaczy "bolszewik". Ojciec pogłaskał mnie i przytulił - nie wiedziałem wtedy, że wielu jego najbliższych nie wróciło do życia z trzewi sowieckiego molocha. Nie pamiętam co mi odpowiedział, pamiętam jakieś poczucie narastającej więzi. 
Co zaś do mego "wroga" - kiedy mijaliśmy się czasami, podnosiłem ręke w pozdrowieniu i mówiłem pogodnie, z pewną empatią należną zwyciężonemu - cześć, bolszewiku. Ten zawsze odwzajemniał mój gest i z uśmiechem odpowiadał - zdarowo, Poljak. 
Nie wiem nawet jak miał na imię ten mój przyjaciel moskal z dzieciństwa.

Nie zamierzam wysnuwać żadnych wniosków czy uogólnień z opisanych wspominków - od tych zdarzeń minęło 60 lat, poznałem w międzyczasie meandry historycznych zdarzeń między Polską a Rosją i Związkiem Sowieckim, a w nich tragiczne zderzenia - wpierw moich antenatów  z caratem, a póżniej rodzin dziadków z bolszewizmem. 
Gdy jedna z moich córek zapytała jakie studia filologiczne podjąć, bez wahania zasugerowałem rusycystykę. Może pora pojąć, czemu kilkuletni Rosjanin określił sie z dumą jako bolszewik, nie rozumiejąc tego słowa, podobnie jak patrzący przez inny pryzmat kilkuletni Polak. Nie wiem - nie potrafię tego ogarnąć emocjonalnie  - jako niewątpliwa "ofiara sowieckiej okupacji", która przypłaciła ją "realną ofiarą krwi i blizną na całe życie". 
Wiem za to, że mogłem wrócić do wspomnień z uśmiechem. 

Obłok
O mnie Obłok

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (3)

Inne tematy w dziale Kultura