W czasach, kiedy już prawie wszyscy sortują śmieci, wyzwaniem jest pójście krok dalej – ograniczyć domową produkcję odpadków do minimum. Trend „Zero waste” zaczyna podbijać Polskę.
Można powiedzieć, że ekologicznie żyliśmy już w czasach PRL. Na zakupy chodziliśmy z torbą szmacianką, mleko i inne napoje były w zwrotnych szklanych butelkach, do pakowania służył papier, a odpadki spalało się w piecu i nie były one nawet w połowie tak toksyczne jak współczesne odpady.
Potem nadeszła era plastiku, folii, pampersów i chusteczek higienicznych, jednorazowych opakowań i w efekcie olbrzymich hałd wysypisk, na których czas rozkładu produktów wynosi kilka wieków. Według Głównego Urzędu Statystycznego przeciętny Polak co roku wytwarza ok. 270 kilogramów śmieci, co w przemnożeniu przez 38-milionowy naród stanowi gigantyczną sumę odpadów.
Ratunkiem dla takiego stanu rzeczy są ekospalarnie oraz zmiana trybu życia przynajmniej części społeczeństwa. Najlepszym rozwiązaniem jest ograniczanie produkcji śmieci. Rozwiązaniem idealnym, jest ograniczenie produkcji śmieci do minimum. To właśnie próbują wcielić w życie zwolennicy zero waste.
Pionierką ruchu zero waste jest Bea Johnson, która jak twierdzi, wraz ze swoją rodziną produkuje zaledwie jeden słoik śmieci rocznie. Jej blog oraz książka na ten temat zyskały ogromną popularność, a filozofia życia bez śmieci rozprzestrzeniła się na cały świat.
Co robią zwolennicy zero waste? Przede wszystkim kupują tylko rzeczy, które są im naprawdę potrzebne, które można potem przetworzyć lub ponownie wykorzystać. Sami robią kosmetyki i środki czystości. Piją wodę z kranu, a nie z butelek. Samodzielnie gotują i pieką, a kuchenne odpadki przetwarzają potem w przydomowym kompostowniku. Przerabiają ubrania lub noszą rzeczy z second handów. Potrafią zrobić „coś z niczego” i żadne prace ręczne nie są im obce.
W Polsce ukazała się pierwsza książka na ten temat - „Życie zero waste” Katarzyny Wągrowskiej, autorki bloga http://ograniczamsie.com , na którym opisuje, jak w polskich warunkach można żyć ekologicznie. Pozycja ma formę poradnika. Podpowiada, jak ograniczyć produkcję śmieci w domu z podziałem na poszczególne pomieszczenia. Autorka radzi, co robić, żeby nie przynosić do domu zbędnych opakowań. Począwszy od robienia zakupów z własnymi pudełkami czy woreczkami, a skończywszy na produkowaniu domowymi metodami kosmetyków i środków czystości. Opisuje także, co się u niej nie sprawdziło, zachęca do własnych eksperymentów.
Okazuje się, że nie tak łatwo jest pójść do marketu i np. włożyć warzywa do szmacianki czy wędlinę do własnego pojemnika. O wiele łatwiej jest przekonać do tego sprzedawcę na bazarze czy w osiedlowym sklepiku. Krem do twarzy czy szampon domowej roboty też nie zawsze się uda. Przede wszystkim trzeba mieć dużo czasu i cierpliwości, żeby się ograniczać. Najbardziej wytrwali korzystają z pieluch wielorazowych czy szmacianych chusteczek do nosa, które piorą.
Kornelia Orwat na swoim blogu http://korneliaorwat.pl prowadzi eksperyment „Rok bez marnotrawstwa”, na którym w formie zadań-wyzwań proponuje, jak żyć ograniczając śmieci do minimum. Filozofią „zero waste” zafascynowała się także znana krakowska blogerka modowa Ryfka http://szafasztywniary.blogspot.com/, która zakupiła do mieszkania w bloku gustowny kompostownik, w którym dżdżownice będą pracowicie rozkładać kuchenne odpadki.
Dla tych, którzy chcieliby chronić środowisko, a jednocześnie nie mają siły ani cierpliwości na życie zgodnie z ruchem „zero waste”, polecamy zacząć od chodzenia z własną torbą materiałową na zakupy. Zwłaszcza, że jednorazowe foliówki coraz rzadziej są za darmo. Warto też kupować rzeczy droższe, ale dobrej jakości – oszczędności z kupowania rzeczy najtańszych są tylko pozorne. Szybko się psują i musimy sięgać po następne, a przez to produkujemy więcej śmieci.
ja
© Artykuł jest chroniony prawem autorskim. Wykorzystanie tylko pod warunkiem podania linkującego źródła.
Inne tematy w dziale Rozmaitości