Generalnie nie wierzyliśmy w wojnę na Ukrainie. Nie wierzyliśmy, że Putin jest w stanie wywołać prawdziwą, pełnoskalową wojnę. Taką, w której bombarduje się ludność cywilną, niszczy całe miasta, kradnie, gwałci, zabija kobiety i dzieci. Dopuszczaliśmy możliwość zwiększenia aktywności rosyjskich wojsk na wschodzie Ukrainy. Wojna w Donbasie tliła się przecież od 8 lat. Jakoś się do niej przyzwyczailiśmy, choć słowo „przyzwyczaić się” jest wyrzutem i wstydem - pisze Sławomir Jastrzębowski.
Nie wierzyliśmy w wojnę
Czemu właściwie nie wierzyliśmy w wojnę w Europie? Trochę przekonał nas do tego Francis Fukuyama swoim „Końcem historii” (wszyscy się teraz nad nim znęcają), liberalna demokracja miała być zwieńczeniem i ukoronowaniem ustrojów, miała być na to coraz powszechniejsza zgoda, liberalna demokracja to ustalanie i dogadywanie się na cywilizowanym poziomie, nie barbaria wojny. Takich myślicieli-usypiaczy było więcej, choćby modny Yuval Noal Harrari i jego „Homo deus”, w którym przekonywał, że z wojnami sobie w zasadzie także poradziliśmy, bo ludzkość osiągnęła taki poziom, taką samoświadomość, że nie ma powodu do ich prowadzenia. Czas pokazał, że to fałsz. Tkwią w nas krwawe zwierzęta, okrutne demony, bardzo łatwo je wyzwolić. Niczego się nie nauczyliśmy. Zostawmy jednak intelektualistów, są po to, żeby się ciągle mylić…
Najważniejszym chyba powodem naszej wiary w to, że wojna nie wybuchnie było racjonalne myślenie. Nasze racjonalne myślenie i myślenie, że druga strona, rosyjska, myśli także racjonalnie. Racjonalnie rzecz ujmując wydawało się nam, że wojna po prostu jest dla Putina nieopłacalna, że nie jest mu do niczego potrzebna, a na pewno nie jest mu potrzebna w lutym 2022 przed, w zasadzie wtedy już pewnym i zbliżającym się wielkimi krokami, uruchomieniem „Nord Stream2”. Tłumaczyliśmy sobie: Putin doskonale wie, że Ukraina nie jest i nie będzie dla Rosji żadnym zagrożeniem nawet, jeśli będzie w Unii Europejskiej, nawet jeśli będzie w NATO. Przecież NATO nie chce napadać na Rosję. Tłumaczyliśmy sobie, że przecież Putin jest racjonalny i wie, że może zbyt wiele stracić, że mogą wszystko, albo bardzo wiele stracić jego najwierniejsi z wiernych, jego najlepsi ambasadorowie na świecie, jego oligarchowie, a nic nie mogą zyskać. W tym sensie wiemy już, że Rosja Putina jest kompletnie nieracjonalna, choć zastanawiamy się, czy nie jest racjonalna w jakiś inny, właściwie dla siebie i swojej mentalności (dywagacje o rosyjskiej duszy) sposób. Niepotrzebnie się zastanawiamy, Rosja jest nieracjonalna w naszym rozumieniu tego słowa. Nie ma powodu do nowych definicji starych pojęć. Mamy więc wiedzę o braku elementarnego blokującego zbrodnie Putinowskiego rozsądku, choć ta wiedza nie napełnia spokojem. Nieracjonalny Putin, pozbawiony wewnętrznej kontroli w swoim państwie i lekceważący wszystkie mechanizmy kontroli zewnętrznej (sankcje międzynarodowe) to jednak śmiertelne zagrożenie dla Polski i dla świata.
Kołdra została odkryta
Wybuch wojny odkrył międzynarodową kołdrę i zobaczyliśmy kto kogo ściska. Ambasador Ukrainy w Niemczech Andriej Melnyk w dniu wybuchu wojny na Ukrainie zabiegał o pomoc Niemiec dla swojego kraju. Tego dnia spotkał się z kilkoma ministrami prosząc o paliwo i uzbrojenie. Usłyszał, że nie ma sensu pomagać Ukraińcom, bo „zostało wam kilka godzin”. Po miesiącu widać, jak bardzo Niemcy się mylili, ale widać też, że byli pogodzeni, żeby nie powiedzieć przygotowani na fakt zamordowania przez Rosję suwerennego państwa. Szybka kapitulacja Ukrainy pozwoliłaby Niemcom wrócić do planu rządzenia Europą przez Rosję i Niemcy, a inne państwa sprowadzić do bytów zależnych, ściślej – uzależnionych. Pozwoliłaby czerpać profity z pośrednictwa handlu gazem z Rosją i umacniałaby tym samym pozycję gospodarczego hegemona Europy. Późniejsze działania rządu niemieckiego, to słynne wysłanie 5 tysięcy hełmów zamiast broni, starych wyrzutni ręcznych pocisków czy powiedzenie wprost przez minister obrony Niemiec Christine Lambrecht „Możliwości wysyłania broni na Ukrainę wyczerpały się” wskazują jednoznacznie, że Niemcy w tej fazie wojny robiły wiele, żeby Rosji nie zaszkodzić. Kanclerzem Niemiec jest Olaf Scholz, partyjny kolega, może i trochę wychowanek Gerharda Schroedera, szefa rady dyrektorów rosyjskiego „Rosnieftu” i człowieka, którego Putin kupił, żeby lobbował dla Rosji. Kto wie, jak głęboko zaszedł zakulisowy podział Europy.
Wnikliwe przyglądanie się odkrytej kołdrze trwa, a zdaje się tam nieźle kotłować. Syntetycznie obraz może wyglądać niestety tak, że Rosja przekupiła wielu polityków Unii Europejskiej, finansowała organizacje ekologów i tak zwaną politykę klimatyczną, żeby uzależnić całkowicie kontynent od gazu. Wpuszczenie światła do tej sypialni sprawiło, że zamiast dostojnych urzędników widzimy twarze kurtyzan.
Oczywiście pod kołdrą dzieje się dużo więcej. Dowiedzieliśmy się, że Izrael po wielkiej fali migracji z Rosji jest chyba już bardziej prorosyjski, niż proamerykański, co może mieć dla tego małego kraju otoczonego setkami milionów wrogów opłakane konsekwencje. Dowiedzieliśmy się, że członek NATO, Turcja jest członkiem delikatnie rzecz kreśląc nieortodoksyjnym, grającym też na rosyjskich instrumentach i mówiącym wprost, że chętnie przyjmie rosyjskich oligarchów razem z ich majątkami. Rola Węgier nam Polakom ciągle wydaje się zagadkowa. Rozumiemy, że Orban gra na interes własnego kraju, że nie czuje się w przeciwieństwie do Polski, Litwy, Łotwy i Estonii bezpośrednio zagrożony, ale pytanie, jak daleko pozwoli rozjechać się interesom Węgier z interesami Unii Europejskiej i NATO, do którego to sojuszu Węgrzy wstąpili razem z Polską przecież tego samego dnia.
Na bieżąco powstają analityczne raporty dotyczące roli Chin w tym kryzysie i zapewne lądują każdego dnia na najważniejszych biurkach. Czy Chiny wykorzystają ten czas na zaatakowanie Tajwanu? Czy spróbują popierając Rosje osłabiać głównego konkurenta, a może już wroga, Stany Zjednoczone? Wykrwawiająca się i słabnąca Rosja to idealny partner do zawierania kontraktów, Rosja stoi przecież pod ścianą ściskającej jej biedy i niedoborów.
Słaba siła Rosji
Pułkownik KGB Władimir Putin, wzmocnił i unowocześnił armię. Inwestując w nią olbrzymie środki ze sprzedaży ropy i gazu zrobił z niej profesjonalną pod każdym względem strukturę. Tak się wydawało, tak myśleliśmy. Ta armia miała zmieść Ukraińców. Okazało się, że to wszystko nieprawda. Armia rosyjska robi rozpaczliwe wrażenie. Źle umundurowani, źle wyszkoleni, przypadkowi, zdemoralizowani, źle dowodzeni, uzbrojeni w stary sprzęt żołnierze ugrzęźli na Ukrainie zdaje się na dobre. To jednak zaskoczenie. Demoralizacja rosyjskiej armii powinna postępować. To nie jest wojna, w której rosyjski żołnierz chce się bić. Kompletnie nie rozumie, dla jakiej sprawy ma poświęcać czy narażać życie.
Oczywiście, powie ktoś, że Berlin zdobyła armia obszarpańców z kradzionymi zegarkami na przegubach. Nie wdając się w dywagacje, które z pewnością historycy przeprowadzą wnikliwej, była to jednak armia doinwestowana także przez Zachód, poza tym z dziko wysokim morale.
Co z tego wynika dla nas? Zbroić się. W miarę możliwości nie tracić jedności w kraju. Zawsze zastanawiać się „Gdzie jest interes Polski?”. Dziś na pewno leży we wspieraniu Ukrainy, która walczy poniekąd za nas. Interes Polski to nie jest interes Niemiec. Unia Europejska i Niemcy uświadomili sobie właśnie jak poważne błędy popełniali uznając rzeźnika i mordercę dzieci za stabilnego i przewidywalnego partnera biznesowego. Jednak sam fakt, że mieliśmy i mamy rację nic jeszcze nie znaczy. Jakkolwiek to brzmi, ta wojna na Ukrainie może być dla Polski szansą na szybki rozwój. USA widzą nielojalne Niemcy. Mogą postawić na Polskę. Oby.
Sławomir Jastrzębowski
Czytaj także:
Inne tematy w dziale Polityka