Ten dzień nie był dla Dody zbyt łaskawy. Jej marzenia o premierze filmu "Dziewczyny z Dubaju" mogą obrócić się wniwecz. Sprawa jest na tyle poważna, że piosenkarka odcina się od filmu. Za niepowodzenie obwinia swojego (prawie) byłego męża.
Doda i "Dziewczyny z Dubaju"
"Dziewczyny z Dubaju" miały mieć swoją premierę już za kilka miesięcy. Doda pracowała przy filmie u boku swojego męża Emila Stępnia przez dwa lata. Nikt nie spodziewał się, kiedy jakiś czas temu wyszło na jaw, że para nie wytrzymała presji i filmowe "dziecko" pary będzie jedynym, jakiego się doczekają - małżeństwo planuje się rozwieść.
Para ustaliła, że ich prywatne zaszłości nie będą miały wpływu na realizację filmu. W rzeczywistości sprawy mocno się pokomplikowały...
Czytaj w temacie:
Dziś Doda wraz z reżyserką "Dziewczyn z Dubaju", Marią Sadowską, stawiły się w montażowni, by nieco skrócić film, który okazał się za długi - podczas prywatnego pokazu widzowie stwierdzili, że film nieco się dłuży, co Doda wraz z Sadowską chciały dzisiaj naprawić.
Niestety, kobiet nie wpuszczono do studia przez byłego partnera Dody Emila Stępnia, który, według wokalistki, jest jedyną osobą, która ma prawa do produkcji.
Zobacz: Finalista Nike o "faszyzmie" w Polsce. Ziemkiewicz: "Wolność słowa jest także dla kretynów
Doda nie bierze odpowiedzialności za film
- Tak naprawdę nie wiadomo od czego zacząć, bo same jesteśmy w szoku - zaczyna swoją relację Doda. - Byłyśmy dzisiaj umówione na ostateczny montaż naszego filmu, który jest za długi i trwa 2 h 20 min - dodaje piosenkarka, stojąc u boku reżyserki Marii Sadowskiej.
Jak się później okazuje, jej były partner i wciąż mąż - Emil Stępień napisał oficjalne maile, że ani Doda, ani Maria Sadowska nie mają prawa dotyka materiałów do filmu, który tworzyły przez ostatnie dwa lata.
Czytaj także: Doda sprzedaje swoje ciało w 3D. Nowy sposób na biznes?
- Wszyscy mówią, że film jest za długi. Czujemy się wykorzystane, kopnięte w tyłek i Emil jest jedynym królem i władcą tego filmu - tłumaczy piosenkarka.
- Ja jako producent kreatywny w obecnej sytuacji niestety muszę stwierdzić teraz głośno, że nie biorę odpowiedzialności za ten materiał filmowy i Maria również, jako reżyserka, ponieważ zostało nam uniemożliwione dokończenie pracy nad nim - oświadcza Doda.
[Dalsza część artykułu pod zdjęciami]
W dalszych relacjach piosenkarki, widać, jak mocno poruszyła ją cała sytuacja. Chwilami Doda była bliska płaczu.
Zobacz: Magdalena Ogórek już niedługo będzie rozwódką. Znamy datę
"Emil oszalał"
- Czuję się wykorzystana, oszukana, wzięta do spółki po to, aby być tego twarzą, rozpromować to, później zbierać wszelkie medialne lincze, pretensje, prawne konsekwencje i finansowe, a okazuje się, że ja nie mam żadnych praw i realnego wpływu. Wyrzuca się mnie jak śmiecia, zamyka drzwi przed nosem do montażowni, w której spędziłam ostatni rok i to ludzie, z którymi pracowałam, tylko dlatego, że Emil oszalał - mówi Doda w kolejnych wideo.
Jak później piosenkarka tłumaczyła, oprócz problemów z montażem, pojawiły się również problemy z pieniędzmi - reżyserce filmu Marii Sadowskiej do tej pory nie została wypłacona część wynagrodzenia.
Doda i pieniądze: Doda kontra Millenium Bank. Zapadł ważny wyrok ws. kredytu frankowego
- Nie daję rady świecić oczami za wszystko, za wszystkie sytuacje, które Emil robił i brał odpowiedzialność. Ja byłam producentem kreatywnym, zbieram to na swoje plecy, chociaż już nie daję rady. Wszyscy się chowają za moimi plecami, a okazuje się, że nie mam żadnych praw - tłumaczy.
W dalszej części piosenkarka zapowiedziała, że jeśli sprawa nie zostanie rozwiązana, nie pojawi się na premierze, ponieważ nie będzie mogła wziąć odpowiedzialności za ten film.
Zobacz: Pandora Papers. Polski wątek w ogromnej, międzynarodowej aferze
Emil Stępień komentuje
Redakcja Onetu zwróciła się z prośbą do Emila Stępnia, by wytłumaczył sytuację. Mąż Dody wystosował oświadczenie.
"Ani Maria Sadowska nie podołała temu filmowi, jak i poprzedniej "Sztuce kochania o Michalinie Wisłockiej", ani p. Dorota Rabczewska nie jest tak zdolna, jak się próbuje lansować. Przestańcie Państwo ślepo prowadzić się tanim medialnym zagrywkom celebrytów" - pisze mężczyzna.
"Film jest już w pełni ukończony i zabezpieczony do dystrybucji polskiej i międzynarodowej. Jestem producentem tego filmu i nie pozwolę aby w ciszy, bez mojej wiedzy, za moimi plecami - bo tak to wyglądało - ingerować w film. Informacje, jakimi te panie żonglują na pokaz medialny, są upozorowane "pod publikę". Proszę o upublicznienie tych, w których proszono moich partnerów biznesowych, aby - cytuje - "tylko nic nie mówić Emilowi". Obydwie Panie, jak chcą się bawić w produkcje, niech zbudują swój własny projekt. A przy tym projekcie niech uszanują to, co dostały i znają swoje miejsce w szeregu" - pisze dalej.
WP
Czytaj dalej:
Inne tematy w dziale Kultura