Marysia umarła mając zaledwie dziewięć lat. Pól nagie ciało znalazła jej siostra bliźniaczka. Rozpoznała ją tylko po buciczkach i sweterku oraz małym misiu z oderwaną główką, który leżał nieopodal zwłok. Twarz Marysi była całkowicie zmasakrowana, wręcz zmiażdżona. Obok widać była chyba dowód zbrodni. Fragment oderwanego blatu od stołu - na którym odznaczały się ślady jakby "sczerstwiałej" krwi. Jak się później okazało - padła ofiarą niemieckiego żołnierza, który wpierw ja zgwałcił - a potem blatem od stołu roztrzaskał jej głowę. Obok leżały ciała innych dorosłych. Wszystkie z przestrzelonymi głowami. O tym - co przeżyła Wiesława, bliźniaczka Marysi można było usłyszeć nie raz. Zawsze - w każde święta Bożego Narodzenia. A tak naprawdę w każdej chwili podczas rodzinnych spotkań. Nie było początku ani końca tych "przerażających spowiedzi". Trauma trwała do końca życia. ...i żadnego zadośćuczynienia. ...i żadnego pocieszenia. Tylko mrok i nic więcej. A przy tym uporczywie obezwładniające poczucie braku sprawiedliwości. Jak z czymś takim żyć przez ponad 80 lat?!
Szukając schronienia mała Wiesia pobiegła do pobliskiej kamienicy. Chciała odnaleźć tam swoją przyjaciółkę i ciotecznego brata. Wchodząc na podwórze od strony ulicy Pięknej już przy samej bramie wejściowej zobaczyła zwłoki. Nie było już nikogo żywego. Ciała spalone żywcem. Smród niemiłosierny, szczątki rozerwanych ubrań i jedna roztrzaskana walizka. Pobiegła na pierwsze piętro w nadziei, że może ktoś bliski jednak ocalał. Ale nie było już nikogo ani niczego. Niemcy nie oszczędzili nawet trzy miesięcznego dziecka. Noworodek leżał nie żywy. Oprawca wbił nóż kuchenny w oczodoły niemowlaka. Dziecięce łóżeczko tonęło w morzu krwi. ...i tylko przeszywający ból i wszechogarniająca pustka wypełniała myśli małej Wiesi. Wszystko co kochała i znała przestało istnieć. Odebrano jej dosłownie wszystko. I pozostał tylko mrok i nic więcej. A przy tym naprawdę - uporczywie obezwładniające poczucie braku sprawiedliwości. Jak z czymś takim żyć dalej przez ponad 80 lat?!
Jedyną bliską osobą Wiesi, której udało się przetrwać koszmar II WŚ był jej brat cioteczny Mieczysław. Ale o jego "ocaleniu" dowiedziała się dopiero kilka miesięcy po zakończeniu wojny. 11-letni Mietek wylądował w Łodzi niemieckim obozie izolacyjnym dla dzieci. Nie było tam żadnej taryfy ulgowej. Było to prawdziwe piekło na ziemi. Wszyscy bez względu na wiek, nawet 4-latki były poddawane niewolniczej pracy. Przemoc fizyczna była na porządku dziennym. Znęcanie się i powszechny głód doprowadziły młodego chłopca na skraj wyczerpania. Finałem tego koszmaru była schizofrenia i gruźlica. Mieczysław zmarł już w 1947 roku. Powikłania chorobowe były tak duże - że nie sposób było go uratować. Wielu jego znajomych zmarło jeszcze przed wyzwoleniem w wyniku wycieńczenia i terroru fizycznego oraz psychicznego. Wszystkim "ocalałym" odebrano wszystko. I pozostał tylko mrok i nic więcej. A przy tym naprawdę - uporczywie obezwładniające poczucie braku sprawiedliwości. Jak z czymś takim żyć dalej przez ponad 10, 20 czy nawet 80 lat?!
Dziś wciąż widać mrok. Szczególnie wtedy - kiedy dla niektórych z nas przebaczenie musi równać się z zapomnieniem o obowiązku zadośćuczynienia za szkody i straty, jakie Niemcy wyrządziły Polsce. ...a przy tym naprawdę - uporczywie obezwładniające poczucie braku sprawiedliwości.
...jestem starzejącą się wiedźmą. ...wiek czyni swoje! Nawet moje czary już dziś nic nie znaczą!
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Polityka