Wiele naszych rodaków zdecydowało się na powrót z zagranicy w obawie przed koronawirusem. Jedną z takich osób jest Dorota, która wróciła z zagranicy ponad cztery tygodnie temu. Wyjechała z Polski osiem miesięcy temu do Wiednia. Powodem były długi. Z racji na uzależnienie od hazardu wpadła w spirale niekończących się zobowiązań finansowych. Niespłacona karta kredytowa to tylko wierzchołek góry lodowej. Zapożyczyła się nawet u lichwiarzy. Iluzja szczęścia i wygrania dużych pieniędzy doprowadziła ją na samo dno. Aby jak najszybciej spłacić zaległości postanowiła na kilka miesięcy wyjechać do znajomych w Austrii. Tam pracowała jako opiekuna starszych osób. Dodatkowo po godzinach dorabiała jako rehabilitantka.
Do powrotu do Warszawy namówił ją jej były partner. Początkowo nie była chętna, zwłaszcza że jedna z prywatnych klinik pod Wiedniem chciała ją zatrudnić na cały etat w charakterze rehabilitantki. A to wiązało się z większymi zarobkami. Jak sama mówi, żałuje jednak powrotu do Polski. Już po przekroczeniu granicy spotkała się z olbrzymią falą hejtu. Zaczeło się od obraźliwych wpisów na facebook'u i to nie tylko od osób jej nieznanych ale również od bliskich. Zarzucono jej, że jest roznosicielem zarazy. Padały przy tym najbardziej wulgarne i obraźliwe słowa. Jeden z sąsiadów próbował nawet ją zastraszyć i zmusić do natychmiastowego opuszczenia kamienicy. A w pobliskim sklepie warzywnym sprzedawczyni wyprosiła ją ze sklepu twierdząc, że od teraz jest już niemile widziana.
Jej zdaniem: - "[...] nie warto jest mówić o tym, że powróciło się z zagranicy. Im mniej osób wie, tym lepiej. Strach rodzi nienawiść. Dużo ludzi niepewnych swojej własnej przyszłości w izolacji społecznej próbuje dokonywać samosądów. Do tego dochodzą skrywane kompleksy, zazdrość i zawiść. Do nikogo nie dociera to, że przeszłam kwarantannę i wynik tekstu był ujemny. Trochę się czuje jakbym miała być ofiarą polowania na czarownicę. To naprawdę jest przygnębiające".
Na różnych forach internetowych wielu emigrantów mówi z goryczą o powrocie do Polski. Niektórzy tak jak moja rozmówczyni również zetknęli się z hejtem. Wielu z nich podkreśla, że w Polsce rzeczywiście strach rodzi nienawiść albo, że trochę próbuje się szukać kozła ofiarnego dla usprawiedliwienia własnych porażek życiowych i zawodowych. A najlepszą ofiarą jest ktoś - kto właśnie wrócił z zagranicy. Najłatwiej jest go oskarżyć o sianie zarazy. Można nawet przy tym zyskać aprobatę innych i dać upust swojej chorej nienawiści.
W Polsce wciąż głośno jest o samobójstwie Prof. Wojciecha Rokity. Lekarz był ofiarą olbrzymiego hejtu ponieważ rzekomo nie przestrzegał kwarantanny po powrocie ze Szwajcarii, a był zakażony koronawirusem. Skala nienawiści była tak duża, że stała się przyczyną tragedii wybitnego ginekologa. Tak przynajmniej twierdzi rodzina i najbliżsi przyjaciele. Patrząc na to z boku nie trudno zadać sobie ważnego pytania. Dlaczego rodzą się w nas tak negatywne instynkty? Czy kryzys w jakim się znaleźliśmy nie powinien budzić więcej empatii i człowieczeństwa?
"Ludziom najtrudniej się przyznać, że ich życie nie ma żadnego znaczenia. Żadnego celu. Żadnej treści."
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Rozmaitości