Do napisania niniejszej recenzji zbierałem się dość długo, gdyż tematyka filmu jest mi dość daleka a reminiscencja wrażeń w trakcie seansu nie należy do przyjemnych. Mimo wszystko nie chciałbym, aby moja recenzja kogokolwiek zniechęciła do wybrania się na ten właśnie obraz.
Ogólnie rzecz biorąc jest to film dla małżeństw o 10-20-letnim stażu. Narzeczeni czy pary zakochanych nie mają na tym filmie czego szukać. A może...? Z pewnością nie jest to romantyczna opowieść o żarze miłości, czy płomieniu namiętności jaki wybucha między kobietą i mężczyzną.
Fabuła
Reżyser, Abbas Kiarostami opowiada nam historię kobiety i mężczyzny w intrygujący, choć nieco nieświeży sposób. Otóż początkowo bohaterowie filmu traktują się jak obce osoby, by po pewnym czasie, z każdą chwilą zachowywać się jak "stare małżeństwo". Ciekawym zabiegiem jest nieokreślenie czy para rzeczywiście jest sobie obca czy też są małżeństwem. Sam pomysł polegający na przedstawieniu rozterek związku kobiety i mężczyzny, jakie dręczą oboje bohaterów jest drastycznie banalny. Przekazywane widzowi treści są przejawem egzystencjalnego nihilizmu i hedonistycznego podejścia do życia. Mężczyzna - James ( w tej roli William Shimell) wygłasza trywialne tezy o konieczności życia "tu i teraz". Przypomniało mi to groteskową scenę ze spektaklu "Przedstawienie Hamleta we wsi Głucha Dolna" emitowanego przed laty w Teatrze Telewizji. Owa scena przedstawiała grupę mieszkańców komunistycznej wsi, która pod przewodnictwem bodajże sołtysa (w tej roli Janusz Gajos) tańczy i śpiewa "Jedzmy, używajmy póki czas. Jutro może nie być nas." W te same wulgarne nuty uderzają wypowiedzi bohatera "Zapisków...".
Julliete Binoche gra kobietę zgorzkniałą, na której spoczywa ciężar wychowania syna i zapewnienia rodzinie przetrwanie. Jednak jej obszar zainteresowania znajduje się zupełnie gdzie indziej. Spotkanie kobiety i mężczyzny nie ma żadnego waloru terapeutycznego. Wielowątkowa dyskusja wiedziona w filmie, nie prowadzi do niczego poza twardym przyznaniem, że "sprawy wyglądają tak jak wyglądają".
O czym zatem, jest ten obraz? Cóż... myślę, że każdy z widzów powinien samemu to sobie ocenić. Ja osobiście odebrałem z filmu tęsknotę za młodością i rozczarowanie, że za szybko się skończyła, żal i gorycz podjętych decyzji oraz brak woli porozumienia z każdej ze stron. W mojej ocenie "Zapiski z Toskanii" są podróżą sentymentalną dwojga ludzi, z których każde ma poczucie, że całkowitą winę za niepowodzenie ponosi strona przeciwna. Jest to film, z którego zakochani mogą dowiedzieć się, że miłość zmienia się w czasie i nie da się tej zmiany powstrzymać. Świadomość zmiany może później uratować kobietę dla mężczyzny i mężczyznę dla kobiety. Buńczuczne stwierdzenie, że "z nami tak ie będzie" jest początkiem drogi do rozpadu związku. Film ten pokazuje jakże płytkie jest stwierdzenie o "wiecznej, romantycznej miłości" lansowane wśród młodzieży, i jakie frustracje powstają na skutek rozczarowania.
Warsztat
Gra aktorska - mówiąc najprościej - bez rewelacji. Role poprowadzone są warsztatowo poprawnie, jednak niektóre sceny i mimika aktorów nie współgra z odbiorem dialogów czy scen. Kilka subtelnych kadrów m.in. przedstawiających młodą parę i parę staruszków wychodzących chwiejnie z kościoła podtrzymujących się wzajemnie.
Mocno nieprzyjemne wrażenie zrobiła scena przejazdu pary przez miasto. W kadrze widzimy bohaterów przez przednia szybę samochodu, w której odbiją się zabudowania - fakt, że bardzo piękne - nie mniej jednak zasłaniają i przeszkadzają w odbiorze rozmowy bohaterów.
Plenery - piękne i urokliwe stanowią niezaprzeczalny atut filmu, choć osobiście wydaje mi się, że do kontekstu rozmowy bohaterów pasowałoby bardziej jesienne niż wiosenne tło.
Z całą pewnością "Zapiski z Toskanii" sa filmem nietuzinkowym. Kwestia czy to film dobry czy kiepski, należy chyba do oceny widza. Dla mnie był jednak małym rozczarowaniem, gdyż w mojej ocenie podejmuje zgrany temat w sposób, którego nie można ocenić jako oryginalny. Mimo wszystko, w zalewie komercyjnej tandety, jest to film, na który warto zwrócić uwagę.
Pozdrawiam
J.M.
"To społeczeństwo nie rozumie moich słów. Jestem wysepką bardzo małą w morzu głów. Chyba nie stanę się uśmiechem w rękach mas. Chyba nie mogę być nieszczery wobec was." Zygmunt Staszczyk
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Kultura