Współczesność to jest dzisiaj. Wczoraj to już jest przeszłość, historia zamierzchła, pradzieje. Jeśli ktoś ma pecha i nie tylko żyje od wczoraj, a nie zaczął żyć dzisiaj, ale jeszcze na dodatek pamięta i próbuje przypominać to innym, stanowi artefakt, wykopalisko umysłowe i powinien być odesłany do Muzeum Ziemi, gdzie gromadzone są zabytki materialne odległych epok geologicznych. Początek wszystkiego jest dziś i dlatego każdy nowy dzień jest też początkiem. Wszystko zaczyna się od nowa, ale też wszystko się kończy, aby wraz z następnym świtem zacząć się. Od początku.
Żyjemy dziś i od dzisiaj. To dziś jest czasem deklaracji. W życiu publicznym nikt niczego już nie mówi. Mówienie zostało zdeprecjonowane jako prymitywna forma porozumiewania się jaskiniowców. Człowiek współczesny komunikuje się z innymi za pomocą deklaracji. Zamiast sporów jest wymiana deklaracji. Każdy deklaruje swoją prawdę. Trwa wyścig deklaracji, trzeba wyprzedzić czas, trzeba zadeklarować swoje szybciej od innych, trzeba to wyskandować, wykrzyczeć, zanim się zdezaktualizuje. Mamy deklarowane prawdy ważne jeden dzień, krócej niż konserwa rybna, ale i deklaracje uniwersalne, które można powtarzać wciąż na nowo, bez specjalnego nawet zapału, aby ich zawartość kiedykolwiek została zrealizowana. Dyskusje telewizyjne z udziałem polityków przestały być forum dyskusyjnym. Jest to giełda wymiany deklaracji. Rodzaj bazaru, gdzie każdy, niby przekupień, wykrzykuje swoją deklarację i cala sztuka polega tylko na tym, żeby przekrzyczeć pozostałych i nie słyszeć, albo udawać, że się nie słyszy deklaracji innych.
Najgłośniejsza deklaracja, wspólna dla wielu, to jest właśnie postulat likwidacji, unieważnienia przeszłości. Zostawmy przeszłość historykom, patrzmy w przyszłość - zadeklarowano z żalem, że nie można tego zadekretować, ale i z nadzieją, że jeśli dzięki monumentalnym wysiłkom, które zastosowane do innych celów byłyby zdolne podźwignąć gospodarki Afganistanu i Bangladeszu razem wzięte, przeszłość zapadnie w niepamięć, to powróci błogosławione jutro dekretacji. W związku z tym włączam się w ogólny nurt deklaratywności, aby zadeklarować, że złudzeniem jest teza, iż jutro to dziś tylko trochę dalej. Tak naprawdę jutro to jest wczoraj. I od tego nie ma ucieczki innej jak tylko w niewykonalne- w cenzurę myśli, pamięci i sumień.
Niepamięć daje przerażające skutki. Właśnie przeczytałem, że wicepremier Roman Giertych domaga się usunięcia prezesa TVP Bronisława Wildsteina po wykonaniu następującej pracy umysłowej: atak na biskupa Stanisława Wielgusa, który doprowadził do niesprawiedliwego pozbawienia go metropolii przez papieża był wykonaną przez środowisko KOR próbą zawłaszczenia walki z komunizmem i odebrania kościołowi katolickiemu sukcesu. Prawdziwy Romcio Paluszek z tego Giertycha. Figlarz. Nie zauważył, że część przynajmniej środowiska KOR opierała się skutecznie przez 17 lat ujawnieniu nie tylko współpracy z SB Wielgusa, ale w ogóle kogokolwiek. Jak tak dalej pójdzie, to kościół zostanie pozbawiony historycznych zasług z powodu Wielgusa, KOR ze względu na aktualne, polityczne zapotrzebowanie Giertycha i ludziom, pogrążonym w niepamięci nie pozostanie nic innego, ja tylko uwierzyć, że komunizm obalili Kiszczak z Jaruzelskim. Archiwa trzeba otworzyć nie tylko z troski o pamięć, ale także po to, żeby nikt nie mógł tak przy niej majdrować, aby sobie sporządzić wytrych do prezesury TVP chociażby. Giertych ma pretensję do Wildsteina o to, że TVP relacjonowała sprawę Wielgusa. Oburzające, mogła przecie relacjonować mistrzostwa Szkocji w bilardzie. Podobno Lepper ma odejść z rządu bo zrobił dziecko Anecie K. Czy nie można by pogonić Giertycha pod pretekstem, że nawet tego nie potrafi?
W powodzi deklaracji sporo osób zadeklarowało w ostatnich dniach przynależność do krainy historycznej ułudy, którą dziś, post factum, da się uładzić neopropagandą, tanią moralistyką i reinterpretacją najprostszych faktów. Otóż się nie da. Niczego takiego nie będzie, dopóki choćby mniejszość, choćby jednostki tylko zachowają poczucie sensu moralnego. Pierwiastkową wrażliwość etyczną. Jak długo, dla niewielu nawet, czas teraźniejszy nie będzie się zaczynał dziś i dzisiaj kończył, aby jutro zacząć się od nowa. Mało to wszystko zabawne, ale jest niestety tak, że kiedy kończy się śmiech, to umiera nieodwołalnie sam dowcip. A dowcip PRL nie powinien w nas umrzeć bez śladu.
Inne tematy w dziale Polityka