To, co jest u nas najbardziej charakterystyczne - nikt się nigdy do niczego nie przynaje. Każdy idzie w zaparte. Podstawa dobrego samopoczucie to nie przyznać się ani do faktów, ani do ludzi. Z życia osobistego i stosunków z żoną i teściową rozlał się ten obyczaj także na życie publiczne.
Prawdę mówiąc zacząłem nawet współczuć tym młodym ludziom, uczestnikom pikników i koncertów narodowych, których tak nagle porzucono. Nikt się nie chce do nich przyznać, nie tylko jako wychowawca, ale rownież jako ewentualny kurator społeczny, co spróbuje wziąć na siebie trudne zadanie sprowadzenia ich na dobrą drogę. Zamiast tłumaczyć w końcu, że pobłądzili, coś źle zrozumieli, mówi się po prostu- to nie nasze.
Równie klasycznym sposobem wykręcania się sianem jest posługiwanie się pojęciem prowokacji politycznej. To jest powszechne. Przejedzie ktoś po pijanemu staruszkę na pasach, ukradnie coś albo da się skorumpować i zaraz krzyczy o prowokacji politycznej. O celowej manipulacji wrogów, którzy podrzuciuli staruszkę na pasy i wmusili łapówkę pod groźbą śmierci. Zamiast o gołym fakcie zaczyna się mówić o jego ujawnieniu jako absolutnym szczycie zła. Dyskusja o moralności przenosi się z czynów na ich opisywanie. A zwłaszcza na ich interpretację. W ten sposób nie tylko zło jest u nas bezpańskie jak pies przybłęda, ale też najgorszymi nie są sprawcy zla, tylko ci, którzy je opisują.
Jest to jedna z przyczyn, całkiem ważna, dla której zło jest atrakcyjne. Zawsze, gdyby wylazlo na wierzch, można je zamazać. Kiedyś kelnerzy odpowiadali a nagabywania- kolega. Dziś politycy na trudne pytania odpowiadają- media.
No to warto przypomnieć słowa Kamila Cypriana Norwida- nie ten zły ptak, co kala, tylko ten, co mowić o tym nie pozwala.
Komentarze
Pokaż komentarze (3)