Ludzie listy piszą, państwo je przesyła, więc potem te listy nie dochodzą. Na tym polega poczta. Listonosze przerwali strajk, teraz wszyscy pocztowcy grożą strajkiem generalnym. W tej krótkiej chwili przerwy dostałem sporą porcję zaległej poczty, a wśród niej zaproszenie na ślub, który odbył się 27 września, zaproszenie na ważną imprezę na 11 października oraz książkę profesora Włodzmierza Boleckiego "Inna krytyka", która wędrowała do mnie przez ponad miesiąc. Chociaż poczta nie strajkowała.
Dobrze, że są telefony, SMS-y i e-maile. Ten strajk, a zwłaszcza nawoływania, aby żądaniami płacowymi pocztowców zajął się rząd i premier, są sygnałem, co trzeba zrobić. Trzeba pocztę sprywatyzować. Zwłaszcza, że listów naprawdę pilnych, które muszą koniecznie dotrzeć w porę nikt już nie wysyła pocztą, tylko za pośrednictwem firmy kurierskiej.
W starożytnym Rzymie były dwie poczty - prywatna i państwowa, zwana curius publicus. W czasach Oktawiana list z Rzymu do Neapolu szedł trzy dni. Potem poczta, wraz z chyleniem się Cesarstwa ku upadkowi funkcjonowała coraz gorzej. W kodeksie Teodozjusza wprowadzono karę śmierci dla skorumpowanych urzędników pocztowych. A to dlatego, że prywatny list podróżował z Rzymu do Brindisi 27 dni, a pocztą cesarską tydzień. Każdy starał się za pieniądze wkręcić swoją przesyłkę do korespondencji urzędowej. A to słono kosztowało. Dziś jest odwrotnie, priorytet z Krakowa idzie nie krócej niż tydzień, a kurierem dobę. Pracownicy firm kurierskich zarabiają pewnie lepiej, niż pocztowcy.
W czasach nowożytnych państwa zaczęły sobie zawłaszczać pocztę jako monopol - jak zapałki, tytoń i spirytus. W XV wiecznej Francji, za Ludwika XI poczta królewska zatrudniała 270 konnych kurierów, którzy mieli liczną, prywatną konkurencję. Najsilniejszą stanowił własny system pocztowy uniwersytetu paryskiego, Sorbony, zlikwidowany dopiero w 1719 roku. W 1680 roku w Londynie niejaki William Dowckra założył pocztę miejską - za jednego penny dostarczał w obrębie miasta list w ciągu godziny. Postawiono go za to w dwa lata później przed sądem. Pod zarzutem naruszenia monopolu państwa, które natychmiast system Dowckry przejęło.
Po co komu dziś poczta państwowa, zwłaszcza marnie funkcjonująca, nie wiadomo. Przypuszczam, że politycy lubią, jak się przeciwko nim strajkuje, jak mogą negocjować ze związkami i jak w końcu okazują dobroć i łaskawość, przyznając podwyżki. Jest to taka zabawa, za którą płacą, jak zwykle, klienci poczty. Klienci w tym trójkącie z rządem i pocztowcami są ogniwem najsłabszym. Tylko oni nie są państwowi.
Inne tematy w dziale Polityka