Maciej Rybiński Maciej Rybiński
54
BLOG

Nawóz obywatelski

Maciej Rybiński Maciej Rybiński Polityka Obserwuj notkę 2

Wszyscy są pod wrażeniem wyborów. Wrażenie to jest oczywiście różne w przypadku rozmaitych osób. W zależności od oczekiwań. Ja natomiast jestem pod wrażeniem instytucji, w sensie trwałego obyczaju, towarzyszącym wyborom. Jest mianowicie tak, że ludzie chcą znać rezultaty wyborcze jak najszybciej. Idą, stawiają krzyżyk, wrzucają głos do urny i już w tym momencie chcieliby wiedzieć, czy ich kandydat wygrał. Jeśli nie, uważają, że głos się zmarnował. Po prostu wrzucony - wyrzucony. Jednostki bardziej uparte idą mimo to na następne wybory i znów próbują, jak na loterii. Ale są i tacy, co się zniechęcają i wypadają z gry jako frekwencja. Toteż istnieją rozmaite instytucje, służące pospiesznemu, a nawet ekspresowemu powiadamianiu elektoratu o tym, jak głosował.


Najszybsze są przedwyborcze badania opinii publicznej, które podają rezultaty wyborów jeszcze przed wyborami. Dzięki temu obywatele przyzwyczajają się do myśli, że sprawa jest przesądzona i jakkolwiek zagłosują, albo czy w ogóle, nie ma większego znaczenia. Procenty są rozdane, a komentatorzy mogą się zajmować konkretami, kto z kim będzie gdzie rządził, a nawet z jakim skutkiem. Następnie mamy prognozy w chwili zamknięcia lokali wyborczych, sporządzane na podstawie zeznań osób, które przed chwilą oddały głos. Jednostki bezwstydne przyznają się bez żenady, na kogo głosowały, ale jest też spora grupa dbałych o własny wizerunek i opinię wśród bliźnich. Ci idą w zaparte, kręcą i kłamią. Potem się to wszystko sumuje i ogłasza jako prawdopodobne rezultaty wyborcze.


Tymczasem komisje już liczą głosy. Centralna Państwowa Komisja Wyborcza ogłasza pierwsze, prowizoryczne wyniki po obliczeniu pięciu procent głosów. Są różne sensacje. Po zliczeniu trzynastu procent też, ale inne. Napięcie się utrzymuje. Trendy i tendencje latają w górę i w dół. A kiedy wreszcie ogłoszone zostają wyniki ostateczne i urzędowe, oczywiście zupełnie inne niż większość poprzednich, wszyscy są już tak zmęczeni i wypaleni, że jest im wszystko jedno. Chwała Bogu, że się skończyło. Mamy spokój, wiemy czego i kogo się trzymać.


Ale to pozory. Nic się nie skończyło, bo do dzieła przystępują teraz analitycy i interpretatorzy. Porównują własne prognozy z rzeczywistością. Komu spadło, komu wzrosło, komu stoi. Polska i Polacy są opisywani na nowo, ale w dalszym ciągu jako byt partyjny i statystyczny, ujmowany procentowo i scentralizowany do bólu.


Mieszkam na wsi i w wyborach do rady gminy głosowałem na faceta, którego znam osobiście, uważam za przyzwoitego i sprawnego. Nie mam natomiast zielonego pojęcia, czy należy do jakiejś partii i do której. Ale w praktyce interpretacyjnej nie wykluczone, że opowiedziałem się za Tuskiem lub Kaczyńskim, albo nawet za Lepperem czy Olejniczakiem. Jako obywatel jestem wielkością statystyczną dla triumfu jednych i pognębienia drugich. I to akurat tych, którzy w wyborach samorządowych w ogóle nie startowali, bo siedzą w Sejmie.

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (2)

Inne tematy w dziale Polityka