Ostatnio w Alei Zasłużonych na warszawskich Powązkach odbyło się walne zebranie mieszkańców. Krótko przed północą zazgrzytały marmurowe płyty, poruszyła się ziemia i lokatorzy zaczęli się rozkopywać.
Chrzęściły kości, w słabym blasku księżyca świeciły ordery. Dawni przyjaciele padali sobie w objęcia.
- Poznałem was po zębach- słychać było okrzyki.
- Świetnie wyglądasz, wyszczuplałeś.
- Schudłem. I oczy mi się zapadły.
- Zobaczcie, kolego, brzuch mi całkiem zginał.
- Ale kręgosłup, mocny jak zawsze.
W ogólnym rozgardiaszu nie obyło się też bez omyłek. Dwaj sąsiedzi, ucałowawszy się rozgłośnie po kościach policzkowych, odskoczyli od siebie tak gwałtownie, że jeden z nich zgubił w trawie goleń.
- Przecież ja z wami nie rozmawiam, dogmatyku.
- Tfu, odchyleniec prawicowo - nacjonalistyczny - splunął ten drugi trzonowcem.
Ale ogólnie atmosfera była pogodna. Wszyscy niespiesznie, podpierając się deskami wyrwanymi z trumien powlekli się pod krzyż, na wzgórek i tam zasiedli kołem na trawie.
- Towarzysze zasłużeni- zagaił przewodniczący.
- Głośniej, tu nic nie słychać- zaprotestował ktoś.
- Wydłub sobie ziemię z ucha.
- Co?
- Uwaga, wszyscy wytrząsamy ziemię z uszu- zarządził przewodniczący.
Zaczęło się ogólne dłubanie kośćmi małego palca, trzaskały żuchwy, grzechotały stawy łokciowe. Ale zaraz obrady poszły lepszym torem.
- Koledzy - mówił przewodniczący - w naszej alei panuje ostatnio pewna martwota. Zostaliśmy zapomniani, nikt nas nie odwiedza, nie składa wieńców, nie organizuje capstrzyków. Nie wiem, jak wy, ale ja się czuję śmiertelnie urażony. Z innych kwater słychać śpiewy a nawet salwy, a u nas cisza cmentarna. Coś trzeba na to zaradzić. Czekam na propozycję.
- Martwy sezon. Trzeba czekać na zmianę koniunktury - zauważył filozoficznie rozłożony pod brzozą lokator, iskający żebra z robaków. Rozległy się jęki protestu, tak rozgłośne, że puszczyki i nietoperze zerwały się w panice z gałęzi i zawirowały w nocnym powietrzu. Przewodniczący zastukał garścią w czerep, aż zadzwoniło.
- Proszę mieć wzgląd na powagę miejsca - zawołał - to nie jest pora na potępieńcze swary.
- To jest skandal - odezwał się ktoś grobowym głosem. - Nieznany Żołnierz codziennie jest obkładany kwiatami, a facet, jak sama nazwa wskazuje, był nieznany. My jesteśmy znani, zasłużeni i nic. Skazano nas na śmierć cywilną. Proponuję na znak protestu przewrócić się w trumnach miednicą do góry.
- Tu się nie ma co obrażać - rzekł inny, chrzęszcząc zwolna- z żywymi naprzód trzeba iść, po życie sięgać nowe.
- Racja. Na naszych grobach można jeszcze zbudować fundament nowego.
- A ja proponuję ustąpić miejsca młodym. Dyskusja trwała aż do jutrzni. Dopiero przy pierwszych blaskach słońca uczestnicy zebrania pozbierali się do kupy i udali na zasłużony odpoczynek.
Rano pracownicy cmentarza znaleźli jeno wygniecioną trawę, spłowiałą wstążkę Orderu Budowniczych Polski Ludowej oraz samotną kość. Jest to właśnie ta kość niezgody, która aż tylu ludziom w Polsce stoi dziś w gardle.
Inne tematy w dziale Polityka