Wczoraj opublikowałem tekst "Stracona Europa?", który zakończyłem takimi oto słowami:
"Powiedzmy sobie gorzką prawdę - Europy, którą znaliśmy i kochaliśmy, już nie ma. Straciliśmy ją i nie robimy niczego, by ją odzyskać, chociaż, gdybyśmy bardzo chcieli, to znaleźlibyśmy wyjście z każdej tragicznej i wydawałoby się beznadziejnej sytuacji.
Nasz problem polega na tym, że my tego wyjścia nie szukamy, a do tego jeszcze popełniamy wciąż te same błędy, dlatego nie zadaję sobie pytania "czy czekają nas nowe zamachy terrorystyczne?", lecz "gdzie, kiedy i ilu ludzi tym razem zginie?".
Nie minął dzień, a media poinformowały o kolejny zamachu. W Egipcie, niezidentyfikowani napastnicy w mundurach, rozstrzelali niemal 30 chrześcijańskich pielgrzymów, w tym także dzieci. Miesiąc wcześniej, w chrześcijańskich świątyniach Egiptu, terroryści-samobójcy zamordowali 45 osób. W grudniu zeszłego roku, w dzień, w którym muzułmanie świętowali narodziny Mahometa, pod Katedrą św. Marka w Kairze terroryści wysadzili w powietrze 29 osób. Były to głównie kobiety i dzieci.
Tak, to prawda, Egipt to nie Europa, ale cel dżihadystów pozostał niezmienionym - zastraszyć wszystkich tych, którzy nie chcą żyć zgodnie z prawem szariatu, zniszczyć styl życia, który nie współgra z nauczaniem Koranu. I ten proces trwa na całym świecie - w Europie, w Rosji, w Egipcie, w Iraku, w Nigerii i nawet na Filipinach.
Możliwe, że to, co teraz przeczytacie, wyda się wam bardzo surowym i radykalnym, ale jestem w pełni przekonany, że w głębi duszy zgodzicie się z moim punktem widzenia.
Jak wszyscy wiemy, ostatnimi czasy zamachy terrorystyczne w Europie przeprowadzają niemal wyłącznie muzułmanie - uchodźcy, imigranci, a także ich dzieci. Zapewne wy również zauważyliście, że czym więcej muzułmanów w europejskim państwie, tym wyższe prawdopodobieństwo zamachów terrorystycznych, prawda?
Rdzenna ludność boi się przyjezdnych, nie chce żyć razem z Marokańczykami, Afgańczykami czy z Somalijczykami, dlatego zmieniają miejsca zamieszkania i w taki sposób powstają muzułmańskie dzielnice, jak na przykład Molenbeek w Brukseli czy Rosengard i Seved w Malmo, muzułmańskie wyspy na europejskim terytorium. Rozumiecie co się dzieje? To prawdziwa kolonizacja, na którą my sami wyraziliśmy zgodę i którą sami sponsorujemy wydzielając zasiłki i mieszkania socjalne dla przyjezdnych.
W związku z powyższym, nie można nie zgodzić się z tezą, że pierwszym krokiem w kierunku zatrzymania fali terroryzmu jest wprowadzenie zakazu na jego import. Tak, niestety, importujemy ogromną ilość "wybuchowych" imigrantów, nienawidzących naszego stylu życia i naszych wartości, a później dziwimy się, że zaczynają z nami walczyć, dlatego powinniśmy natychmiast zatrzymać proces przyjmowania imigrantów i uchodźców z państw muzułmańskich.
Dalej, co zrobić z tymi, którzy dostali się do Europy i znajdą się u nas legalnie? Deportować w przypadku popełnienia jakiegokolwiek przestępstwa, a za działalność terrorystyczną deportować nie tylko terrorystę, ale również jego rodzinę. I tak, doskonale zdaję sobie sprawę z tego, że w ten sposób występuję przeciwko tak zwanym europejskim wartościom i europejskiego prawa, ale co począć, jeśli one nie odpowiadają nowym realiom - realiom dżihadu przeciwko europejskiej cywilizacji?
To oczywiście nie wszystko, w końcu pozostaje jeszcze mnóstwo muzułmanów żyjących na rachunek naszych państw, dlatego należy stworzyć nowe systemy wsparcia dzietności i pomocy bezrobotnym. Nie można nagradzać ludzi za siedzenie w domu, trzeba nagradzać ich za ciężką pracę i pchanie kraju do przodu. Jak? To proste - obywatel powinien otrzymywać nie zasiłek na dziecko, a ulgi podatkowe za dziecko. A co z bezrobotnym odmawiającym podjęcia pracy? Cóż, starczy już sponsorować takich pasożytów. Odmawia pracy? Skreśla się z listy osób uprawnionych do zasiłku. Szach i mat.
A co z Libią, Syrią, Irakiem i z Afganistanem? Nie oszukujmy się. Demokracja w tych krajach jest póki co niemożliwa, w tym także w powodu ich kultury i mentalności zamieszkujących je narodów. W każdym z tych państw Zachód powinien wybrać swojego sojusznika, wesprzeć go bronią i pieniędzmi, a następnie uprzejmie poprosić o zaprowadzenie porządku, zanim zrobią to dżihadyści lub sojusznicy Moskwy.
Powinniśmy skoncentrować się na maksymalnym zmniejszeniu muzułmańskiego potoku migracyjnego płynącego do Europy, a także nad integracją i asymilacją muzułmanów żyjących w krajach Unii Europejskiej, wspierając ich przejście na chrześcijaństwo, ateizm lub deizm. Wszelkiego typu czadory i burki powinny zostać zakazane, a za obrzezanie dziewczynek rodziców należy deportować do kraju, z którego przywieźli ten barbarzyński obyczaj.
Jeśli wciąż nie wierzycie, że muzułmański terroryzm ma związek z islamem, a także w to, że wzrost liczby muzułmanów sprzyja pojawieniu się problemów z bezpieczeństwem, to uprzejmie proszę, popatrzcie na te liczby. W Rosji żyje niemal 30 milionów muzułmanów, we Francji niemal 7 milionów, w Niemczech około 5 milionów. Czy te kraje mają problemy z terroryzmem? Tak, mają, przy czym ogromne.
A w Polsce, na Węgrzech, w Chorwacji, Portugalii i w Grecji? Nie, w tych krajach nie ma problemów z terroryzmem. Zgadliście dlaczego? Tak, prawidłowo, dlatego, że w tych krajach nie ma dużych grup ludności muzułmańskiej, które mogłyby się obrazić na państwo i ukarać jego mieszkańców podłożeniem bomby w metrze lub rzezią na lotnisku.
I wyobraźcie sobie, że istnieje państwo, które wyciągnęło takie same wnioski i prowadzi wyżej opisaną politykę. To państwo nazywa się Izrael. Uwierzcie, Żydzi doskonale zdają sobie sprawę z tego, co robią, w końcu żyją na wysepce na morzu nienawidzącego ich świata islamu. Dlaczego by nie uczyć się na doświadczeniach Żydów? Po co popełniać błędy, za które później przychodzi płacić życiem europejskim kobietom i dzieciom?
Swój tekst kończę cytatem wybitnej włoskiej dziennikarki Oriany Fallaci, kobiety, która nie tylko była ekspertką od islamu, ale do tego jeszcze rozmawiała z takimi personami jak szach Reza Pahlawi, ajatollah Chomejni, Muammar Kaddafi czy Jasir Arafat.
"Mówię, że w naszej kulturze nie ma miejsca dla muezinów, dla meczetów, dla rzekomych abstynentów, dla upokarzających czadorów, dla poniżających burek. A gdyby było takie miejsce, i tak bym go im odmówiła. Bo danie go im, oznaczałoby wyrzeczenie się naszej tożsamości, wykreślenie naszych osiągnięć. Byłoby pluciem na wolność, którą zdobyliśmy, cywilizację, którą zbudowaliśmy, dobrobyt, który udało nam się osiągnąć. Byłoby to sprzedawanie mojej ojczyzny"
Oriana Fallaci – Wściekłość i duma (2004)
Tekst napisany 26 maja 2017 roku dla www.ridus.ru
2014-2015 - wolontariusz w Donbasie. 2015-2016 - Sharij.net: ukraiński portal informacyjny. 2017 - wolny strzelec: współpraca z rosyjskimi mediami.
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Polityka