Rozni sympatyczni koledzy blogerzy, cierpiacy na antykacza obsesje ( szczegolnie modna wsrod mlodych, wyksztalconych i z duzych miast, niczym zaplodnienie in vitro wsrod dam z wyzszych sfer ), pilnie obserwuja i donosza o roznych prezydenta wpadkach i przypadkach, ze az mi glupio zabia lapke przystawiac tam, gdzie medialni mocarze kaczy kuper kuja.
Nie bede juz zatem rozwodzil sie nad najwiekszymi skandalami IV RP: nad dziadem, ktory uslyszal by spieprzal, ani o czerwonej malpie nazwanej po imieniu, czy wreszcie o najwiekszym przekrecie IV RP czyli o przekreceniu slow hymnu z ziemi polskiej do wolskiej, przy ktorym blednie przeciez zapowiedz krecenia lodow przy prywatyzacji szpitali czy zupelnie realne rozparcelowanie Polski na prowincje reaktywujacej sie na naszych oczach kolejnej Rzeszy.
Pobiadole natomiat na temat wciaz podnoszonej, rzekomej nieznajomosci jezykow obcych przez prezydęta ( jak czesto pisza zmartwieni tym faktem mlodzi, wyksztalceni, z duzych miast ). I nie bedziemy sie tu wyzlosliwiac, ze np. pan Premier wlada jezykiem obcym, tj. polskim, zupelnie biegle.
O krolu Korybucie Wisniowieckim powiadali zlosliwi, iz choc mowil osmioma (sic!) jezykami, w zadnym z nich nie mial nic do powiedzenia narodowi.
( Owczesni zlosliwi to byli zwolennicy stronnictwa francuskiego, ktorzy za wszelka cene, ze szkoda dla Rzplitej, dazyli do obalenia prawowicie obranego wladcy. Nie tak dawno wspolczesne stronnictwo pruskie w Polsce, dysponujac miazdzaca przewaga medialna i slusznie stawiajac na bezmyslnosc mlodych, wyksztalconych z duzych miast , wspomagane agentura wewnetrza i zewnetrzna, obalilo rzad JarKacza, ratujac w ostatniej chwili niejednego przestepce, sprzedawczyka i folksdojcza przed odpowiedzialnoscia ).
Wszyscy polscy prezydenci w okresie poprzedzajacym rezim kaczo-faszystowki znali jezyki obce.
Prezydent Bierut mowil rownie dobrze po polsku jak po rosyjsku, prezydent Jaruzelski takze ( angielski nie byl istotny w komunikacji z Trzecim Rzymem ).
W przypadku kolejnego prezydenta i jego nieodlacznego kapciowego, nieznajomosc jezykow obcych byla akurat plusem dodatnim ( kto ma mocne nerwy, niech wyobrazi sobie Walese mowiacego do Zgromadzenia Ogolnego ONZ na temat “positive pluses and negative pluses” ), ale i on przeciez potrafil przywitac amerykanskiego prezydenta slowami “gut morning, mister prezydent”.
Prezydent Kwasniewski to juz reprezentant mlodych, wyksztalconych, z duzych miast, nie tylko mowil plynnie, ale tez odchudzal sie, tanczyl i korzystal z solarium, choc niestety, wykonczyl go nadmiar plynow.
Jak jest z obcymi jezykami u Kwaczora, tego nie wiem. Ale jest pierwszym polskim prezydentem, ktory potrafil wytlumaczyc Niemcom, ze Polska ma swoje interesy panstwowe i narodowe, ktore niekoniecznie musza byc we wszystkim zbiezne z niemieckimi. Czyli jak widzimy, nie jest u niego tak zle ze zdolnoscia komunikowania sie.
Bo o czym warto przypomniec, a czego zdaja sie nie roumiec mlodzi, wyksztalceni, z duzych miast, jezyk sluzy do komunikowania mysli ( czasem, zwlaszcza w polityce, rowniez do ich ukrywania ), a nie tylko do rozumienia polecen plynacych z Moskwy czy z Berlina.
Ale powiedzmy sobie szczerze: od plynnej znajomosci jezykow obcych i od tlumaczenia sa … tlumacze. Niech sobie zarobia. W przeciwnym wypadku najlepszym kandydatem na najwyzsze w panstwie stanowisko bylby Max Kolonko ( z amerykanska wymawiany Kelankeu ), sex-appeal-em ustepujacy bodaj tylko samemu Tomaszowi Lisowi.Z kolei zenujacy przyklad ministra Sik-Radka pokazuje, iz znajomosc angielskiego nie zabezpiecza przed kompromitacja.
Jedynym przypadkiem, kiedy biegla znajomosc jezykow miala istotne znaczenie, to bylo wielogodzinne wystapienie Romana Dmowskiego podczas pokojowych obrad w Paryzu, kiedy przedstawiajac stanowisko strony polskiej, a widzac ze tlumacz nie potrafi tlumaczyc scisle ad sensum, zdecydowal sie samemu na prezentacje w jezykach francuskim i angielskim ( vide “Polityka polska i odbudowanie państwa” ).
Osobiscie uwazam, iz temat znajomosci jezykow przez glowe panstwa podnosza przewaznie ludzie majacy kompleks malego … zasobu slownictwa nie tylko w obcym ale i wlasnym jezyku ( ze nie wspomne oczywiscie o mlodych, wyksztalconych, z duzych miast, codziennie poddawanych praniu mozgu przez michnikowszczyzne ).Moge im powiedziec tylko jedno: kwa kwa!
Inne tematy w dziale Polityka