Powtarzam sie i tarzam i piane tocze i jade po bandzie ( w dwoch znaczeniach slowa banda ) – nie moge bowiem przejsc do porzadku dziennego ani nocnego nad obrzydliwym donosicielstwem i skamlaniem o aprobate zachodnich mediow przez spora czesc srodowisk aspirujacych do bycia polska elita polityczna.
Swoista parade takich kundli mielismy podczas niedawnej kampanii wyborczej.
Ale juz nawet abstrahujac od wyborow:
Doswiadczony dyplomata i negocjator ( nawet w opinii ustepujacego premiera ), pan Jacek Saryusz-Wolski, zapowiedzial, iz Polska bedzie chciala jako pierwsza podpisac Traktat Ratyfikujacy ( czyli zrzekajacy sie suwerennosci Polski na rzecz Bog raczy wiedziec jakich wilkow i baranow majacych poste restante w Brukseli ).
A dlaczego? Zeby zetrzec zle wrazenie po poprzednim rzadzie!
O tempora, o mores, o curva! ( Cirero-Grochowski )
Tak wypowiada sie doswiadczony dyplomata 40-milionowego narodu, panstwa o 1000-letniej historii, o tradycjach demokratycznych porownywalnych z brytyjskimi, kraju, ktory przez 5 wiekow byl wschodnim przedmurzem chrzescijanstwa, ktory uratowal Europe przed bolszewia ( 1920 ), na ktorym gdyby nie sowiecki noz w plecy, to zęby by sobie polamal glupi malarz.
I nie ma tu znaczenia, czy rzadzi taka czy inna partia, bo interes i honor Polski stoi ponad jakimkolwiek partykularnym interesem partyjnym, platformianym czy innym.
Rozumiem, iz pan Jacyjusz Saryjusz, dyplomata wybitny
( a moze tylko dyplomatolek co drzy o swoj stolek? )
przybedzie do zachodniej stolicy,
na kolana padnie i powie:
“Wielmozni Rabbi i Mosci Panowie!
Wybaczcie, wybaczcie,
Juz krzywo nie patrzcie,
Demokracji nad Wisla juz nic nie zagraza!
Wezcie sobie nasza niepodleglosc, nasz honor,
ale juz czola nie marszcie,
bo skora na dupie mi sie ze strachu marszczy.
Podpisze jako zywo co chcecie,
ale nie piszcie juz o nas zle w Wyborczej Gazecie!!!”
Zachowanie aspirujacych do bycia elita polskojezycznych dupolizow przypomina historie opisywana przez Gullivera ( w powiesci J.Swifta ).
Otoz na jednym z dworow byl obyczaj, iz dworzanie zblizajac sie do krola zlizywali proch z podlogi. Na bazie tego dziwnego ( ale w obecnej Polsce jak widac przyjetego wobec obcych panow ) obyczaju, kara smierci wykonywana byla poprzez posypywanie podlogi trutka na szczury i wezwaniem na audiencje. Delikwent zlizywal podloge tak czy siak, a jak po audiencji dostal smiertelnych bolesci zamiast zwyklej sraczki, znaczylo to, ze wypadl z laski i za moment umrze.
Tyle ze takie obyczaje i zachowanie bylo wg Swifta niemozliwe, stad opisujac myslal, iz pisze satyre, a on okazuje sie prorokowal o wspolczesnej Polszcze!
Na blogu Michaela ( www.michael.salon24.pl ) znalazlem link do artykulu, ktory jak slusznie podkresla jego gospodarz, powinien byc lektura obowiazkowa kazdego, komu dobro Ojczyzny milej lezy na sercu i kto ma ambicje, by cokolwiek rozumiec z tego, co sie wokol nas dzieje.
Chodzi mi o artykul pani Ewy Thompson, pod znamiennym tytulem: “Kolonialna mentalnosc polskich elit”
( http://www.polishamericancongressnj.org/EwaThompson.htm )
Niech kazdy Rodak sam przeczyta calosc.
Ja moze tylko przytocze jeden maly fragment:
Nad Polską wciąż krąży widmo - nie komunizmu, lecz permanentnego skolonizowania. Wszystkie siły, które chciałyby utrzymać Polskę na poziomie kraju wasalnego, zawarły już jeżeli nie święte przymierze, to przynajmniej rozejm: zgodnie potępiają braci Kaczyńskich. A jeżeli tak się dzieje, znaczy to, że rząd Kaczyńskich stara się coś dla Polski robić. Jest on pierwszy, który stara się wyciągnąć Polskę z postkolonializmu. Co nie oznacza, że nie popełnia błędów i że wszystkie inicjatywy, które popiera, mają sens. Starałam się w tym artykule pokazać, że krytyka braci Kaczyńskich wykracza daleko poza ramy normalnej krytyki rządu i że forma, którą przybiera, jest odzwierciedleniem kolonialnych przyzwyczajeń najbardziej światłych skądinąd warstw polskiego społeczeństwa.