Już rok temu opublikowane zostały dane statystyczne, z których wynika, iż Polska jest jednym z najdroższych krajów w Europie, jeśli przy analizie cen produktów i usług oferowanych na terenie danego państwa uwzględnimy siłę nabywczą, czyli stosunek cen do dochodów obywateli. Inflacja z roku 2007 sytuację tę jeszcze pogorszyła.
Okazuje się, że Polska np. za takie źrodła energii jak gaz, prąd elektyczny są droższe tylko w 2-3 krajach europejskich. Jeśli śledzimy „ekscesy” wydatkowe spółek gazowych i energetycznych (np. siedziby-pałace z marmurów) zrozumiemy, dlaczego gaz i prąd w Polsce są tak drogie w stosunku do siły nabywczej obywateli podobno Rzeczypospolitej nr 4. Te podstawowe dla ludzi źródła energii są w Polsce nawet kilkakrotnie droższe niż w państwach starej Unii Europejskiej. Także benzyna jest u nas droższa niż gdzie indziej w stosunku do siły nabywczej.
Oczywiście ktoś może powiedzieć, kto odwiedza Polskę, że ceny nie są tak wysokie, jak przedstawiają statystyki. Lecz widzi on wtedy tylko same ceny, a nie dochody. Pracodawcy widzą prostą receptę. By wypłacić pracownikowi w Polsce 100 złotych, przedsiębiorca musi kolejne 80 złotych przekazać państwu w formie różnych podatków, opłat etc. Jeśli więc ktoś otrzymuje na tak zwaną rękę np. 1000 złotych miesięcznie (czyli jest przeciętnie zarabiającym obywatelem Rzeczypospolitej), to pracodawcę taki pracownik kosztuje faktycznie 1800 złotych. Dlatego więc wynagrodzenia w Polsce są tak niskie, twierdzą pracodawcy i mają rację. Stąd się bierze niska siła nabywcza w Polsce i ostatnie miejsca naszego kraju na listach rankingowych np. cen źródeł energii w stosunku do wspomnianej siły nabywczej.
Dotychczasowe „reformy” systemu podatkowego są groteskowymi formami kosmetyki podatków. Od mniej więcej 200 lat na całym cywilizowanym świecie ludzie wiedzą (na podstawie doświadczeń praktycznych), że obniżenie podatków skutkuje wzrostem gospodarczym. To co się stało w gospodarce brytyjskiej i amerykańskiej za czasów Reagana i Thacher nie była żadnym „cudem gospodarczym”, lecz skutkiem znanego od dziesiątek lat mechanizmu. W ciągu kilku ostatnich miesięcy na stanowisku ministra finansów dochodzi regularnie do zmian. Następca Zyty Gilowskiej, świeżo upieczony doktor ekonomii (sic!), który miał być według premiera Kaczyńskiego „gwiazdą rządu”, okazał się ekonomicznym żółtodziobem bez autorytetu, zagubionym przed kamerami dziennikarzy. Przypomina to sytuację 25-letniego stażysty, który w pewnym momencie został głównym specjalistą od koordynacji lotów na Okęciu, odpowiedzialnym za bezpieczeństwo milionów pasażerów.
Gdybyśmy przeanalizowali nie tylko ceny nośników energii, lecz ceny wszystkich produktów i usług oferowanych na terenie krajów Unii Europejskiej, okazałoby się, że od Polski droższa jest jedynie Słowenia. Trzeba tu podkreślić, że niższy od Polski Produkt Krajowy Brutto na osobę ma w UE tylko Łotwa (Bułgarii i Rumunii nie bierzemy pod uwagę)!
Na przykład opłaty za usługi telekomunikacyjne w biednej Polsce wynoszą aż 98 procent poziomu unijnego, gdy tymczasem w znacznie przecież bogatszej Szwecji – zaledwie – 75 procent. Opłaty za energię w Polsce wynoszą 76 procent poziomu UE, tj. tyle co w bogatej Wielkiej Brytanii, zaś na Węgrzech (znacznie od nas bogatszych) – tylko 70 procent.
Za usługi transportowe Polacy płacą 62 procent poziomu europejskiego, zaś obywatele krajów nadbałtyckich, Czech czy Słowacji – tylko 43-48 procent. Usługi rekreacyjne i kulturalne kosztują nas 60 procent średniej dla Unii Europejskiej, zaś Łotyszów – 47 procent, a Czechów – tylko 34 procent. Opłaty za wizytę w restauracji czy noc spędzoną w polskim hotelu klient musi zapłacić u nas 66 procent przeciętnie unijnej, w Czechach – 51 procent, zaś na Słowacji zaledwie 47 procent.
Jeśli mamy na uwadze, że Produkt Krajowy Brutto przypadający na osobę w Polsce stanowi zaledwie 50% średniej unijnej, zaś nasze ceny konsumpcyjne odpowiadają 60% przeciętnego poziomu w Unii Europejskiej, możemy sobie wyobrazić różnicę w poziomie życia nie tylko między Polską, a powiedzmy Danią, ale także Węgrami czy Czechami.
Najwyższy PKB na osobę ma Irlandia – 137% średniej unijnej w roku 2005, następnie Dania – 124%, Szwecja i Wielka Brytania – 115%, Niemcy – 110%, Hiszpania – 99%. Stosunkowo nieźle na tym tle wypadają niektórzy nowi członkowie Unii Europejskiej: Czechy – 73%, Węgry –61%, Estonia – 57%. Polska ze swoimi 50 procentami zajmuje przedostatnie miejsce. Za mami jest tylko Łotwa. Wyprzedziła nas nawet w ostatnim czasie Litwa, której PKB na osobę wynosi teraz 52% średniej unijnej.
Regułą jest, że w bogatym kraju także ceny są wysokie. Niechlubnym wyjątkiem jest tu Polska – kraj prawie najuboższy w Unii Europejskiej i zarazem stosunkowo drogi! Na czele tabeli państw najdrożsych w UE znajduje się oczywiście bogata Dania, w której ceny konsupcyjne w roku 2005 stanowiły aż 136% średniej unijnej, na drugim miejscu jest Irlandia – 123%, Szwecja – 121%, Wielka Brytania 105%, Niemcy – 104%. Choć Polska na mniejszy PKB na osobę od takich państw, jak Czechy, Słowacja, Litwa, ceny u nas są wyższe i stanowią aż 60% średniej unijnej, dla przykładu w Czechach i na Słowacji – 58%, a na Litwie – 55%.
Groteskowy charakter mają więc telewizyjne reklamówki wyborcze (nawiasem mówiąc skopiowane z kampanii wyborczej Reagana), które przekonują nas, że żyjemy w bogatej i sczęśliwej IV Rzeczypospolitej.
Chwalimy się często, iż Polska jest tak skutecznie promowana za granicą, iż przyjeżdża do nas mnówsto turystów, którzy zasilają nasz budżet. Tymczasem prawda jest nieco inna. Polska w ostatnich latach przestała być atrakcyjna cenowo. Na przykład w roku 2000 do naszego kraju przyjechało ponad 84 miliony turystów, zaś w roku 2005 – już tylko ponad 64 miliony, czyli o ok. ¼ mniej! Należy przy tym zauważyć, iż największa liczba przyjeżdżających do Polski to obywatele Niemiec (w 2005 roku – ponad 36 mln), gdzie mieszka kilka milionów ludzi, pochodzących z Polski. Odwiedzają oni nasz kraj przeważnie nie jako typowi turyści, lecz jako odwiedzający swoje rodziny. W czołówce znajdują się także obywatele Ukrainy (prawie 5 mln), Białorusi (prawie 4 mln), Rosji (prawie 1 mln). Ta grupa to także nietypowi „turyści”.
Nie ma więc z czego się cieszyć. Słynny polski hydraulik z plakatu promującego Polskę we Francji, nie jest w stanie zachęcić turystów zachodnich do odwiedzenia naszego kraju, skoro ceny tutaj nie są już tak atrakcyjne jak przed laty.
To, że w tej chwili dużo mówi się o zwiększonym tempie rozwoju naszego kraju, wcale nie jest dowodem na dobrą sytuację ekonomiczną. Jeszcze w latach 90-tych byliśmy przedstwiani jako „tygrys Europy”. Teraz wyprzedziły nas już nie tylko Węgry i Słowacja, ale nawet dwa spośród krajów nadbałtyckich – czytaj do niedawna republik sowieckich. Pocieszanie się, że jesteśmy przed Ukrainą i Białorusią, jest żałosnym sposobem odwrócenia uwagi od faktycznych problemów ekonomicznych Polski.
_________________________________________________ w czasie mojego wykładu w Chicago w lutym 2009 _________________________________________________ _________________________________________________ patrz: www.marekciesielczyk.com _________________________________________________ dr politologii Uniwersytetu w Monachium, Visiting Professor w University of Illinois w Chicago, pracownik naukowy w Forschungsinstitut fur sowjetische Gegenwart w Bonn, Fellow w European University Institute we Florencji, europejski korespondent Radia WPNA w Chicago, autor pierwszej książki w jęz.polskim nt.KGB, 12 lat radny Rady Miejskiej w Tarnowie, Dyrektor Centrum Polonii w Brniu do 31 marca 2011, Redaktor naczelny pisma i portalu Prawdę mówiąc - www.prawdemowiac.pl _________________________________________________ skopiuj poniższy adres i wklej - jest tu relacja telewizji POLONIA z mojego wykładu w Chicago w lutym 2009: http://vids.myspace.com/index.cfm?fuseaction=vids.individual&VideoID=52245621 _________________________________________________
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Polityka