Podczas afterparty miałem okazję zamienić kilka słów z pewnym Niemcem. Chłopak z przedszkola Filmówki - dopiero uczy się naszego języka. Przyjemny Europejczyk, z wyglądu i stylu taki niezobowiązujący - podobny do alpinistów (albo wanna-be alpinistów) kręcących się na Festiwalu Gór (M. nazwała ten typ - „ekologicznym").
Podczas dyskusji Niemiec wspomniał o swoich studiach w Edynburgu. Opowiedziałem (dla podtrzymania rozmowy), jak będąc w Szkocji, miałem wrażenie, że to kraj podobny do Polski. Niemiec kategorycznie zaprzeczył i powiedział, że Wielka Brytania nie przypomina mu żadnego innego miejsca w Europie.
Poszedłem w zaparte i zacząłem bronić swojego spostrzeżenia. Miałem użyć stałego argumentu - że tak na oko, gdyby Polska w XX wieku rozwijała się niezakłóconym rytmem, dziś przypominałaby Szkocję - przewiewny, schludny kraik z ciasnymi drogami...
Niestety, rozmowa toczyła się po angielsku - a ja nie mówiłem w tym języku od półtora roku (ani razu). Nagle zdałem sobie sprawę, że nie przełknę tych wszystkich warunków, pastsimpltensów i pastperfektów. Procesor zaczął mi się gotować, a z ust wypłynęło mi coś na kształt: „If it wouldn't be for 50 years of People's Republic...".
Mój rozmówca musiał pomyśleć, że odlatuję (zresztą, miał rację) - i od razu się żachnął: „Oh, well, you know - if, if, if...".
Próbowałem się wytłumaczyć, ale chłopak spojrzał na mnie z politowaniem i bez zmrużenia oka (ale też bez kontekstu) powiedział: „First of all, Poles are conservative and racist...".
W pierwszej sekundzie myślałem, że mówi o Brytyjczykach. W drugiej sekundzie pomyślałem, że mówi o Niemcach. Kiedy dotarło do mnie, co on tak naprawdę powiedział, zastanowiłem się nad ripostą w rodzaju „Actually, what you've just said is the best example of racism".
Ugryzłem się w język. Po takim tekście mógłbym już tylko odwrócić się na pięcie i tak zostawić Niemiaszka - albo zrobić mu z dupy pożar Bundestagu (gdyby nie występowała między nami poważna różnica gabarytów). Rozważywszy podobne opcje (trwało to chwilę), zdobyłem się na - jakże elokwentne - „What... do you... mean?".
Berlińczyk stwierdził, że Murzyna czy kogoś „czerwonoskórego" (?) w Polsce pokazuje się palcami na ulicy.
Skoro rozmówca okazał się nie tylko ksenofobem, ale i kretynem - przestałem się wstydzić swojej niedyspozycji (co automatycznie poprawiło moją angielszczyznę). Zadałem chłopakowi pytanie pomocnicze - „Even if so, maybe it happens because Blacks in Poland are kind of novelty...".
Niemiec nagle się ożywił i przytaknął: „Yeah, exactly - a novelty..." - tutaj jego głos przybrał homilijny ton - „...but WHY it is a novelty?".
I co miałem odpowiedzieć? „If it wouldn't be for 50 years of People's Republic..."
A może o zaborach?
PS Moje skojarzenie między Polską a UK. Ilekroć widzę, jak Eddie Izzard opowiada o stosunkach na linii Unia - Królestwo, za każdym razem mam wrażenie, że mówi o Polsce i naszych perypetiach ze Wspólnotą... is it just me?
Łódź, 22 XI 2008
Inne tematy w dziale Polityka