Strona wykorzystuje pliki cookies.
Informujemy, że stosujemy pliki cookies - w celach statycznych, reklamowych oraz przystosowania serwisu do indywidualnych potrzeb użytkowników. Są one zapisywane w Państwa urządzeniu końcowym. Można zablokować zapisywanie cookies, zmieniając ustawienia przeglądarki internetowej. Więcej informacji na ten temat.
Cieszą mnie dowody Pańskiej pamięci i celna uwaga. Dla Greków (skrótowo mówiąc)barbarzyńcami byli ludzie, z którymi nie można się było porozumieć. My dzisiaj dobrze wiemy, że nie jest to tylko sprawa języka. Można używać jednego języka polskiego i nie umieć się porozumieć. U podstaw porozumienia jest dobra wola, wysiłek poznania i zrozumienia. Bez tego wysiłku, każdej ze stron, porozumienia bywają pozorne i nie służą dobrze współpracy. Bywa też tak, że trzeba dokonać wielkiego wysiłku za drugą osobę, tak jest w procesach edukacyjno-wychowawczych, aby z czasem móc się porozumieć.
Dziękuję i serdecznie pozdrawiam.
Wdzięczny jestem za Pańskie słowa i zrozumienie moich intencji. Ale myślę, że panu Gaudi może chodzić i o to, że budujemy wyjątkowo kosztowne obiekty sportowe i organizujemy zawody tylko po to, aby robić interesy. Ma się to nijak - zwłaszcza w naszym kraju - do piękna sportu i umasowienia sporu. Młodzież wciśnięta w fotele karleje. Ale myślę, że te tysiące fanów w Zakopanem szczerze i ze zrozumieniem śledzi sukcesy Małysza. To nie są tylko tak zwani pseudokibice z naszych stadionów sportowych.
Serdecznie pozdrawiam i dziękuję.
Zastanawiam się czy tego rodzaju uczestniczenie w sporcie ma więcej pozytywów, czy jednak jest destrukcyjne; przecież to rodzaj rzeczywistości wirtualnej kreowanej przez macherów marketingu; kolejny towar wciśnięty podstępnie.
Myślę, że uprawianie sportu jest dobre, a kanapowe kibicowanie, złe. Jedynym plusem jest ta integracja rodzinna.
Pozdrawiam serdecznie i proszę mi wybaczyć tę zgryźliwość, ot szukanie prawdy przez drażnienie.
Cała widowiskowość wynika ze sztucznie wywołanej atmosfery ekscytacji. Bardziej przypomina to ruletkę niż sport.
To, że jest to okazja do budowania więzi rodzinnych, a nawet narodowych, to inna sprawa, dość pozytywna, ale świadczy raczej o mizerii kulturowej.
Sam uprawiam sport dość intensywnie, gram w squasha. Może zagramy?
Moim zdaniem zachwyt wynika z ludzkiej skłonności do bycia lepszym, szybszym, silniejszym ...mądrzejszym.
A wszystkie te cechy, jeśli tylko nie są wynaturzone dopingiem czy brakiem elementarnej uczciwości są typowo ludzkie i chwalebne. One leżą u podstaw wszelakich ludzkich osiągnięć....
Fascynacja A. Małyszem czy J. Kowalczyk może przerodzić się z czasem w pragnienie bycia najlepszym prawnikiem, chirurgiem, handlowcem....czy innym świetnym w swoim fachu specjalistą....
Jest to niczym nieuzasadnione mniemanie.
Ale fascynacja jest fajna, sukces jest fajny, każda okazja do radości jest fajna. Doszukiwanie się negatywów w sukcesach takich sportowców jak Małysz czy Kowalczykówna jest niesmaczne, a nawet wstrętne. Wyrażam oto samokrytykę i samoganienie. Mało to różnych zboczeń na świecie? Po co dokładać następne. Fe! Od polemiki odstępuję :)
Dlaczego? Bo zmagania sportowe pokazują smak, ale i cenę zwycięstwa, a te nieodłącznie towarzyszą ludziom w ich drodze na "własny szczyt".
PS: Zmęczona twarz J. Kowalczyk po trumfie olimpijskim jest wyraźnym świadectwem, że "nie ma windy" w drodze do sukcesu, a kto takowej poszukuje znika w niesławie (doping naszej biegaczki). A że życie nie zawsze jest "czyste". Ta smutna prawda nie odziera życia z jego heroizmu ...
Do tej interesującej wymiany zdań postanowiłem nawiązać (nie wprost)w kolejnym tekście, który powinien ukazać się w sobotę.
Serdecznie pozdrawiam.
Nie uogólniajmy nadmiernie i jednostronnie. Sport ma swoje dobre i złe strony. Rozumiem, ze Pana szczególnie niepokoi i denerwuje bezmyślność. Mnie też. Poza tym, nikt nie jest doskonały. Ale myślę, że zwłaszcza Małysz ma tego faktu świadomość. Postaram się o tym w kolejnym tekście jeszcze napisać.
Serdecznie pozdrawiam.
Pisze Pan:
"A piękne zawody to tylko takie zawody, w których respektowana jest zasada "fair play”. Od czasów starożytnych w tym zakresie nic się nie zmieniło. Wszędzie tam, gdzie zasada "fair play” nie jest respektowana, dobija się sport, króluje manipulacja i oszukiwanie."
Widzowie na zawodach oczekują czynów wielkich, a takie w sporcie mogą być tylko dwa: albo mistrzostwo i ponadprzeciętne umiejętności albo zachowanie się "fair play". I w jednym i w drugim przypadku widzowie ekscytują się tymi czynami głównie dlatego, że sami sobie zdają sprawę ze swojej przeciętności i większość z nich wie, że nie stać by ich było na poświęcenie. I nie chodzi tylko o poświęcenie zwycięstwa by pomóc słabszemu koledze w czasie zawodów. Chodzi mi również o poświęcenie czasu, wysiłku, zdrowia,przyjaciół wielu innych rzeczy z jakich trzeba zrezygnować by mieć choć cień szansy na zostanie mistrzem.
Swój wywód mógłbym jeszcze odnosząc się do kwestii dopingu czy łączenia sportu i polityki ale tak naprawdę chciałbym wszystko sprowadzić do tego, że zapewne Pańska wnuczka bardziej niż sukcesami Małyszka cieszy się gdy pokona dziadka biegnąc szybciej od niego. Gdy sama zacznie walczyć o mistrzostwo, najpierw z dziadkiem, a z czasem... Zmierzam do tego, że aby mieć więcej Małyszków i Justynek musimy zacząć inwestować w młodzież. Obiekty, szkolenia, nowa jakość w trenerce, nowe systemy treningów i motywacji w postaci stypendiów. Absolutnie nie chodzi mi o piłkę nożną, bo ona zawsze sobie poradzi. Zawsze przyciągnie pieniądze, które popłyną szerokim strumieniem od miernych ale zawsze wiernych widzów. Pisząc te słowa mam na myśli inwestowanie w rozwój dyscyplin, które naprawdę są piękne i widowiskowe. Przede wszystkim powinniśmy inwestować w te dyscypliny, które podniosą kulturę widzów zamiast budzić w nich nieuzasadnioną agresję kierowaną przeciw wszystkiemu i wszystkim.
Powinniśmy też zainwestować w zmianę mentalności rodziców, którzy coraz częściej wypisują dzieci z w-f, bo one są "takie delikatne" ,bo są "takie mądre" ,bo "nie potrzeba im mięśni tylko wiedzy".
Szukam różnic między nami i nie odnajduję. Być może w jednym się różnimy. Wychodząc od oczekiwań widzów odróżnia Pan mistrzostwo i ponadprzeciętne wyniki od zachowań "fair play". Dla mnie prawdziwe
mistrzostwo i ponadprzeciętne wyniki idą w parze z respektowaniem zasady "fair play". W języku potocznym mówimy o sportowym zachowaniu właśnie zasadę "fair play" mając na myśli. Rzecz w tym, aby w rywalizacji sportowej (i nie tylko) unikać nieuprawnionej "drogi na skróty". Zabroniony doping farmakologiczny czy przekupstwo, nie mówiąc już o wielkiej korupcji, to takie drogi na skróty.Zasadę "fair play" pojmuję zatem bardziej szeroko. Ale mam wrażenie, że i tutaj się zgadzamy. Co do wychowania i mentalności wielu rodziców, a także mojej wnuczki, zgadzam się z Panem bez najmniejszych zastrzeżeń.
Serdecznie pozdrawiam.
Pan porusza fair play w kontekście dopingu i tu jest mi ciężko zaakceptować Pańskie podejście. Jest ono ze wszech miar słuszne i etyczne aczkolwiek nigdy nie było w pełni stosowane. Nawet starożytni sportowcy biorący udział w igrzyskach zażywali doping. Obecnie doping jest rzeczą bardzo popularną wśród sportowców. Mam na myśli nie tylko środki chemiczne ale np. transfuzje krwi, komory baryczne itp. rozwiązania. Paradoks polega na tym, że doping tak naprawdę nie służy sportowcom, a zaspokojeniu widzów. Bo czy ktoś przy zdrowych zmysłach ryzykowałby własne zdrowie i życie gdyby nie obowiązywał go jakiś przymus zewnętrzny. W przypadku sportowców to widzowie pragnący ponadludzkich czynów i wyników ze strony sportowców popychają ich do korzystania z dopingu. W dyscyplinach takich jak lekkoatletyka czy kolarstwo widownia chce więcej niż może dać z siebie człowiek. Dlatego sportowcy by przekroczyć granice ludzkiej wytrzymałości zażywają doping.
Swoimi słowami nie usprawiedliwiam działań sportowców, a jedynie staram się właściwie rozdzielić odpowiedzialność za obecność dopingu w sporcie. Chcemy by nasi herosi wygrywali cały czas w pięknym stylu. By byli coraz szybsi, skakali coraz wyżej, byli silniejsi niż kiedykolwiek przedtem. Oni spełniają nasze oczekiwania-chcą być mistrzami okupując to ciężkim wysiłkiem. Mistrzowie, którzy zażywali "koks" nie byli mistrzami tylko z powodu wzięcia odpowiedniej dawki specyfiku. Biorąc doping musieli trenować mocniej i ciężej jak najlepiej wykorzystać okres treningowy w którym można podawać specyfik bez wykrycia. Często mówiąc o dopingu zapomina się o tym, że doping nie jest podawany bezpośrednio w czasie zawodów. Jest niedozwolonym wspomaganiem treningu.
Po raz kolejny podkreślam, że nie jestem zwolennikiem dopingu ale widząc faceta, który przekracza ludzkie możliwości zwyciężając w pięknym stylu nie widzę w nim "koksiarza", a człowieka, który jest gotów ponieść najwyższą cenę by być mistrzem. Po czym łapię się na tym, że jego kolejna wygrana z tym samym czasem już nie jest taka fajna i chcę więcej. On spełniając moje i milionów innych ludzi oczekiwania będzie trenował jeszcze mocniej próbując przekroczyć kolejną granicę, pobić kolejny rekord...
Tym czego natomiast nienawidzę jest korupcja i ustawianie wyników, bo wówczas nawet mistrzowie (na dopingu czy bez) nie mają szans na wygranie. Nim staną na start są już przegrani. Nieważne ile wysiłku włożyli i ile poświęcili są przegranymi...
Różni nas pojmowanie zakresu zasady "fair play". Zasada ta jest podstawą etyki sportu, domaga się zachowania równości szans, odpowiedzialności, przestrzegania przyjętych przepisów, uznanego obyczaju, a także szacunku dla przeciwnika. Tak było już w czasach antycznych, a przewinienia były karane. Nie godziło się walczyć
w niegodny sposób i z niegodnym przeciwnikiem. Nie godziło się zwyciężać za wszelką cenę. To,że jest dzisiaj coraz więcej nadużyć, nic w tym zakresie nie zmienia. Pokazuje natomiast, w jak dużym stopniu jesteśmy zdemoralizowani. Zatem nie chodzi tylko o sytuacje wyjątkowe i zachowania nadzwyczajne, o których Pan myśli. Chodzi o istotę zachowań sportowych. Zapowiedziałem, że wrócę do tematu.
:)