Nie wszystko jest w naszych rękach. Nie wszystko od nas zależy. Lecz zakres naszych działań jest ogromny. I stąd odpowiedzialność. Po raz pierwszy mamy dokonać wyboru władz i przyjąć program. To najważniejsze ze spraw, które mamy tutaj do załatwienia. I nikt, i nic nas nie usprawiedliwi, żadna deklaracja i uchwała, jeśli tych spraw nie załatwimy.
Zwróciłem się z prośbą do delegatów, abym mógł wypowiedzieć się nie tyle o programie, ile o czekających nas wyborach do krajowych władz Związku. Takie przyzwoleniem otrzymałem. Dzisiaj, na tydzień prze kolejnymi wyborami do Parlamentu RP, postanowiłem, bez najmniejszych poprawek, tamtą moją wypowiedź przypomnieć. Oto dalsza jej część:
Stąd pytanie, jakich ludzi nam potrzeba, aby pod ich kierunkiem realizować program? Oczywiście różnych. Tak, aby nawzajem mogli się uzupełniać, lecz pragnę tutaj wskazać na trzy cechy, które, wydaje się, musimy wziąć pod uwagę dokonując wyboru zgodnie z nadziejami naszych wyborców. Powiem krótko, potrzeba nam ludzi, to najważniejsze, którzy umieją słuchać. Wsłuchiwać się w głos sumień innych ludzi, wysłuchiwać argumentów rzeczowych i słyszeć to, co mówią, a nie to, co się chce słyszeć - to szczególna zaleta. Niezbędna do tego, aby innych rozumieć i móc z nimi współdziałać na wspólnie określonej płaszczyźnie. Po drugie, potrzebni nam są ludzie, którzy umieją działać. Nie chodzi o działanie dla samego działania, to wiemy. Nie chodzi o wrzask czyniony wokół każdej sprawy, chodzi o działanie płynące z dobrej woli i wsparte zdrowym rozsądkiem. Chodzi tutaj także o zdrowy rozsądek tych wszystkich, którzy mówią normalnym głosem, najczęściej nie mówią, albowiem mówią tylko wtedy, kiedy mają coś do powiedzenia. Tych ludzi właśnie trzeba umieć wysłuchać i poważnie ocenić. We wrzasku głos zdrowego rozsądku zamiera, czynimy gesty, czynimy działania nie dbając o to, jakie są tego rezultaty, jaka jest tego ocena. I po trzecie, już kończę, chodzi o ludzi wytrwałych w działaniu. Jeśli w imię sprawiedliwości, sprawiedliwości społecznej, gestem zniecierpliwienia, co więcej, pogardy, odtrącamy człowieka w potrzebie, musimy wiedzieć, że jest to współczesna postać faryzeizmu, a słowo sprawiedliwość wprzęgnięte zostaje w służbę niesprawiedliwości. Tak więc nasze wymagania pod adresem przyszłych władz są wysokie i inne być nie mogą. Tak więc i nasze zadanie, które mamy do wykonania nie jest łatwe. A ponadto musimy wiedzieć i muszą wiedzieć nasi kandydaci, jakie niebezpieczeństwa im zagrażają. Ogólnie tylko mówiąc, czas nagli, władza demoralizuje tych, którzy władzę sprawują. I owej sile demoralizacji trzeba móc przeciwstawić siłę własnego charakteru, umiejętność współdziałania i wiarę w sens podejmowanych zadań.
Czas minął, podziękowałem i otrzymałem brawa za to, że odszedłem bez jednego słowa protestu. A miałem do zakończenia wypowiedzi jeszcze bodaj dwa zdania. Taki to był piękny i demokratyczny czas. Jak jest dziś?
W czerwcu minęło 11 lat od śmierci autora Etyki solidarności. Mija 30 lat od wystąpień w gdańskiej "Olivii". Co zostało z tamtej "Solidarności", która, mimo gorących sporów i prowokacji, była także solidarnością pisaną przez małe "s"?
Słuchając wystąpień kandydatów do polskiego Parlamentu odnoszę wrażenie, że kłamstwo, które usprawiedliwia dziś sztuka marketingu politycznego, bez reszty zawładnęło tak zwaną sceną polityczną. Są "piękne" słowa, hasła, które mają przekonać nas, iż dla kandydata "człowiek jest największą wartością", przy jednoczesnym braku wrażliwości "zarówno na ból, jak i na heroizm". Wystarczy odwołać się do tegorocznych dyskusji na temat Powstania Warszawskiego.
Ale kłamstwo, aby było skuteczne, musi przybierać pozory prawdy. Jak tu mówić o kłamstwie, jeśli nie wiemy już, na czym prawda polega? Taki stan błogiej nieświadomości nosi nazwę nihilizmu. Nihilizm nam się bardzo zdemokratyzował. Problem już nie w tym, że nie potrafimy sprostać normie moralnej, która chroni godność życia osobowego, lecz w tym, że taka norma znika. Zastępuje ją, jak ja mówię, "statystyczna norma uliczna". Podobnie jest z wrażliwością estetyczna.
Jakiej władzy nam trzeba, aby sprostać zadaniom? Mówiłem o tym 30 lat temu i nie sądzę, abym musiał w wypowiedzi na dziś cokolwiek zmienić. Czy ordynacja wyborcza do Sejmu ułatwia zadanie wyboru, skoro wiem, że oddając głos na osobę oddaję głos na listę partyjną? Czy nie jest tak, że na poziomie układania list jest już przesądzony mój wybór?
Myślę, że zmiana ordynacji wyborczej do Senatu na jednomandatową jest pierwszym krokiem w dobrym kierunku. Bez pierwszego kroku nie ma następnych, ale to jeszcze nie znaczy, ze takie kroki będą. A poza tym, nawet najlepsze rozwiązania mogą być zepsute przez ludzi bez charakterów. Harcerskie "czuwaj" jest zobowiązaniem na każdy czas.
Komentarze
Pokaż komentarze (15)