Powszechna praktyka jest taka, że jeśli tylko uniknie się skazania, to nie ma już powodów, aby się wstydzić. Fakty natury prawnej mają mieć siłę oceny moralnej. Myślę, że jest to jedno z największych nieporozumień naszego czasu, które ściśle się wiąże z brakiem wystarczającej troski o duchowy wymiar człowieka. Ośmieszenie, którego na ogół się obawiamy, też już jest mało skuteczne, bo jeśli działa, to raczej w przeciwnym od zamierzonego kierunku. Nie skłania do pracy od wewnątrz nad sobą. Ośmieszony czuje się jak pokrzywdzony i szuka zadośćuczynienia. Okazuje się, że przyzwolenie na nieuczciwy biznes czy stanowisko państwowe mogą być taką rekompensatą.
Odgórny przykład rozprzestrzenia się jak choroba w czasach zarazy, sięga do środowisk lokalnych i zawodowych, a także w sferę życia prywatnego. Standardy w dziedzinie kultury, w tym także normy natury moralnej, o których mówi etyka, a bez których wspólnoty społeczne i narodowe nie mogą rozwijać się i trwać, ulegają stałemu obniżaniu i zatracają się. Wysiłek twórczy, przedsiębiorczość, duch społecznej i narodowej wytwórczości, przy niedowładzie instytucji wymiaru sprawiedliwości, są bezpowrotnie marnowane i giną w powodzi bylejakości. W bylejakości tonie nasz kraj.
Każdego kolejnego dnia jesteśmy karmieni przykładami, które mogą skłaniać do obaw, ale także do niewłaściwych reakcji. Poprzestanie na obawach może być jedną z nich. Na czym miałyby polegać właściwe reakcje? To też jest sprawa inwencji twórczej poszczególnych osobowości, a także różnego rodzaju wspólnot i instytucji uwikłanych w toczący się proces dziejowy. Patentu na nieomylność nie mamy. Ale tego możemy być pewni, że zamknięcie się w sobie przed światem, bo jest zepsuty i groźny, jak również otwarcie się na świat tak bardzo, że zatraca się wymiar osobowy i tożsamość kulturowa naszego istnienia, są zawsze złem. Nienawiść, która "rozum odbiera" jest także złem. Jeśli na zło reagujemy tylko odwetem, popełniamy zło i tym samym zwiększamy ilość nieszczęść. Czy zabicie Osamy bin Ladena było tylko odwetem?
John McCain w rozmowie z Igorem Janke powiedział: "Byłem szczęśliwy, że sprawiedliwość spotkała człowieka, który jest odpowiedzialny za straszne zbrodnie przeciwko Stanom Zjednoczonym". Procesu sądowego nie było, o jakiej sprawiedliwości mówił McCain? Myślę, że Dalajlama, duchowy przywódca Tybetańczyków i laureat pokojowej nagrody Nobla, który w tych dniach przebywał w amerykańskim stanie Minnesota, jakże prawdziwie powiedział, że akcja, w której zabito Osamę bin Ladena jest zrozumiała, niemniej go zasmuca. Czym zasmuca?
Już Sokrates słowem i przykładem uczył, że za niesprawiedliwość nie należy odpłacać niesprawiedliwością, nawet za cenę zniszczenia ciała, bo dusza jest ważniejsza. Czyniący niesprawiedliwość krzywdzi także i siebie. Sokrates, broniąc się, nie podważał legalizmu, lecz jakże słusznie dowodził, że wyrok może być niesprawiedliwy. Powoływanie się tylko na rozstrzygnięcia prawne, przy jednoczesnym psuciu prawa i instytucji wymiaru sprawiedliwości, może być wielką niegodziwością.
Są sprawy, sytuacje, które "wybierają nas", ale my je rozwiązujemy, albo i nie. Jeśli brak jest z naszej strony właściwych i twórczych reakcji, okoliczności bez reszty nami władają. Niemniej, za brak właściwych decyzji, za "działania przez zaniechanie", jesteśmy odpowiedzialni. Jakże trafnie i ku przestrodze Polakom George Friedman powiedział: "Nie ma nic doniosłego w ponoszeniu porażek, które były możliwe do uniknięcia".
Upływający czas, czas naszego życia, który biegnie w jednym kierunku, to sprawia, że są sprawy i sytuacje nie do powtórzenia. Doświadczając tylko tego, co się powtarza, nie wnikamy w głąb naszego własnego istnienia i kierujemy się tylko tym, co zewnętrzne. Uciekając od wolności i odpowiedzialności moralnej, która angażuje sumienie i chroni człowieczeństwo, zasłaniając się tylko literą prawa, zmierzamy ku dowolności i konieczności zewnętrznych, które dyktuje świat. Przestajemy być obywatelami danego kraju i obywatelami świata, stajemy się więźniami własnej cielesności i więźniami świata.. Można także powiedzieć, że stajemy się cząstką świata na podobieństwo kamienia.
Być kamieniem, rośliną, zwierzęciem nie jest niczym złym. Być na ich podobieństwo jest utratą tego, co głęboko ludzkie. Albert Camus w Notatnikach napisał: "Myśl zawsze wybiega naprzód. Sięga zbyt daleko, dalej niż ciało, które jest w teraźniejszości. Przekreślić nadzieję, znaczy sprowadzić myśl do ciała. A ciało ma zgnić". Dodajmy od siebie, że ludzie nadziei są ludźmi sumienia i umieją się wstydzić. Łatwo zauważyć, że wprawdzie powodów do wstydu jest coraz więcej, to wstydu samego jest coraz mniej. Czujemy się tak wyzwoleni, że gotowi jesteśmy zaufać bez reszty logice własnej cielesności, która - w odróżnieniu od świata zwierząt - bywa wyjątkowo zawodna. Chcąc wyzwolenia od normy moralnej i dyskomfortu, który pociąga za sobą wstyd, staczamy się do stanów bezmyślności i postępującego zniewolenia. Faktycznie jest tak, że poczucie wstydu nie jest już naszym udziałem.
W piątek 29 października 2010 r. Kraków pożegnał dr Jana Dziadonia, który przez ostatnie18 lat kierował Krakowską Delegaturą Najwyższej Izby Kontroli. Jan kochał góry i śmierć przyszła w Tatrach w połowie drogi z Morskiego Oka do Czarnego Stawu. Żegnając Zmarłego w imieniu przyjaciół powiedziałem, że było to piękne życie i piękna śmierć. Pracując wśród studentów, działając w pierwszej Solidarności, ale także w trudnym okresie stanu wojennego, uczył pogody ducha, panowania nad sobą, niezależnej i twórczej postawy. Współpracownicy i przełożeni w NIK mówią: „Był niezależny w najlepszym tego słowa znaczeniu. Uczył jak bronić własnego zdania szanując przy tym innych ludzi. W Delegaturze zbudował zespół oparty na zasadach solidarności i odpowiedzialności”. Pewien jestem tego, że pozostawił po sobie piękne i dobre wspomnienia. Wiedział, na czym polega "solidarność sumień". Był jednym z budowniczych wspólnoty ludzi głęboko myślących, która nie uznaje granic partyjnych, państwowych i czasowych.
Dzisiaj dowiaduję się, że jednym z wicedyrektorów Naczelnej Izby Kontroli - w drodze do fotela dyrektora - ma być Mirosław Sekuła, przewodniczący sejmowej komisji hazardowej. Ten sam Mirosław Sekuła, który mówił do pustych krzeseł, którego obłudę i arogancję tak celnie piętnował Bartosz Arłukowicz, i który przegrał wybory prezydenckie w Zabrzu. Wiadomo już, że w wyborach parlamentarnych nie wystąpi, ale wyróżniony i nagrodzony zostanie, bo "tak bardzo się napracował". Z nadania premiera Tuska, Bartosz Arłukowicz i Mirosław Sekuła będą kolegami. Czy nie ma powodów, aby się wstydzić?
Kolegą Arłukowicza i Sekuły może być także Mirosław Drzewiecki, były minister sportu. Dochodzenie w sprawie afery hazardowej, w którą zamieszany jest także Drzewiecki, zostało umorzone. Premier Donald Tusk zdołał powiedzieć, że wielkim błędem było powierzenie funkcji szefa CBA Mariuszowi Kamińskiemu, który aferę ujawnił.
Główne widowisko muzyczne podczas inauguracji polskiej prezydencji w Radzie UE będzie prowadził Krzysztof Materna i Kuba Wojewódzki, który - jak wiemy - jest tak bardzo nowoczesny i wyzwolony, że już naprawdę niczego się nie wstydzi. Czy nie mamy powodów się wstydzić? Czy musimy, nawet przy takiej okazji, promować ekshibicjonizm medialny tych, którzy na oczach całego kraju potrafią zakpić z barw biało czerwonych? Dokąd ta droga prowadzi?
W Platońskim dialogu Protagoras mamy nawiązanie do mitu o Prometeuszu. Powszechnie wiadomo, że Prometeusz wykradł bogom ogień (symbol umiejętności praktycznych), aby obdarować nim gołego, bezbronnego człowieka. Wiadomo, jak okrutnie został ukarany. Lecz jest jeszcze druga strona tej przypowieści, o której mówi Platon. Prometeusz nie był w stanie ofiarować ludziom mądrości politycznej, i dlatego krzywdził jeden drugiego, a próby zakładania państwa kończyły się niepowodzeniem. Dopiero Zeus, w obawie, aby ród ludzki ze szczętem nie wyginął, przekazał ludziom wstyd i poczucie prawa. One miały stanowić ład i porządek państwowy. I dlatego - podaje Platon - zostały rozdzielone między wszystkich. Okazuje się, że poczucie wstydu to wyjątkowo cenny dar.
Platońska wersja przypowieści o Prometeuszu uczy, że nie technika, lecz ład moralny i poczucie sprawiedliwości stanowią o najwyższej udatności człowieka. W pięknym języku mitu Platon podaje prawdę, która i nas dotyka, a którą gubi nasz świat. I dlatego, usiłując uporać się z problemami naszych dni, tak bardzo warto wracać do tradycji. Sumienie stanowi o najwyższej udatności człowieka. Przejawem jego żywotności jest wstyd.
Licząc się z głosem własnego sumienia, bo cudzym własnego zastąpić się nie da, doświadczamy głębi własnego istnienia, istnienia innych ludzi i istnienia świata, co sprawia, że nasze wybory, ofiara i praca mają głębszy sens. Godzi się pielęgnować w sobie zbawczą moc pracy nad sobą, którą daje dobrze pojmowany wstyd.
Absolwent i doktor Uniwersytetu Jagiellońskiego. Emerytowany nauczyciel akademicki dzisiejszego Uniwersytetu Ekonomicznego w Krakowie oraz wykładowca w Wyższej Szkole Zarządzania i Bankowości w Krakowie. Filozof, etyk. Delegat Małopolski na I Krajowy Zjazd NSZZ "Solidarność" w Gdańsku w 1981 r., radny Rady Miasta Krakowa drugiej i trzeciej kadencji, członek władz Sejmiku Samorządowego Województwa Krakowskiego drugiej kadencji, członek i były przewodniczący Komitetu Obywatelskiego Miasta Krakowa, członek Kolegium Wigierskiego i innych stowarzyszeń, ale także wiceprzewodniczący Rady Fundacji Wspólnota Nadziei.
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Rozmaitości