Postanowiłem nawiązać do dyskusji, która toczy się w masmediach wokół posła Bartosza Arłukowicza. Być może termin "wrzawa" byłby tu bardziej odpowiedni. Tyle tylko, że są wśród słów, które przy tej okazji padają, wypowiedzi bardziej wyciszone, skłaniające do pogłębionej refleksji.
Mówi się, że poseł Arłukowicz przeszedł z lewicowej opozycji na stronę rządową. W jakim stopniu lewicowa opozycja jest lewicowa i co to dzisiaj znaczy być lewicą albo prawicą, pozostawiam bez odpowiedzi. Powiem tylko, że to tak wiele znaczy, że już znaczy bardzo niewiele. Nie będę też układał powyborczych scenariuszy. Powiem więcej, mnie notowania SLD, PiS, PSL czy Platformy specjalnie nie interesują. Powiem jeszcze więcej, także poseł Arłukowicz, tak bardzo już dzisiaj rozpoznawany, specjalnie mnie nie interesuje. Szukam jedynie odpowiedzi na pytanie, co tak naprawdę się wydarzyło. Jego wcześniejsze przejście od pediatrii do polityki, być może po to, aby "leczyć" cały kraj, specjalnego zainteresowania nie wywołało. Po drodze była wygrana w reality show "Agent" (druga edycja) w TVN w 2001 r. W pracach sejmowej komisji hazardowej zaistniał, jako młody, inteligentny i dociekliwy polityk. Co się zmieniło, że dzisiaj, kiedy Arłukowicz jest bohaterem kolejnego, trzeciego już widowiska, opinia publiczna jest tak bardzo poruszona?
Mówi się, że nastąpił transfer. Słowo to (od łać. transferre, przenosić) najczęściej ma zastosowanie w finansach i bankowości przy przekazywaniu pieniędzy z jednej instytucji finansowej do drugiej lub z jednego kraju do drugiego. O transferach mówi się także w sporcie, kiedy klub sportowy "odstępuje" zawodnika innemu klubowi. Cudzysłów jest tylko po to, aby zaznaczyć, że sam zawodnik ma w tej biznesowej transakcji jakiś swój udział. W jakim stopniu? Z tym bywa różnie.
Czy poseł Arłukowicz przemieścił się z klubu SLD do ław rządowych, aby zająć się wykluczonymi, tak jak ma to miejsce w transferach sportowych i za porozumieniem stron, czy w inny sposób? Tego jeszcze nie wiemy i wiedzieć nie musimy. Mówi się, że Platforma zyskała, zaś SLD poniosło straty. Tymczasem Grzegorz Napieralski, jako przewodniczący SLD i kandydat do najwyższych funkcji państwowych, tracąc kolejnego medialnego konkurenta (czy tylko medialnego?), osobiście z całą pewnością nie stracił. Siła przetargowa SLD przy prawdopodobnym przystąpieniu do koalicji z Platformą może być mniejsza? Napieralski tak czy inaczej będzie miał władzę. A czy tutaj chodzi o cokolwiek innego?
Słowo "transfer" może być kojarzone z terminem "transformacja". Tym razem chodzi nie tyle o przeniesienie, ile o przekształcenie, przeobrażenie, przemianę. Przekształcenia mamy na myśli mówiąc o transformacji ustrojowej w Polsce po roku 1989. Czy Bartosz Arłukowicz przemieszczając się doznał jakiejś wewnętrznej przemiany? A może Donald Tusk i styl pracy rządu uległy radykalnej przemianie? Może przekonał się, że zawinił nadmiarem dociekliwości i podejrzliwości? A może o to tylko chodziło, aby powtórnie być w Sejmie wszystko jedno jak i za jaką cenę? Wyjaśnienia w rodzaju, że chodzi o zatrzymanie powstania koalicji PiS-SLD jest tak bardzo naciągane, że aż mało poważne. Bo jeśli miał to być protest, to raczej powinien mieć miejsce we własnych szeregach, które uchodzą za lewicowe, nie zaś wśród liberałów Platformy. Czy nie przesadzam?
Stosunkowo łatwo zauważyć, że działacze SLD potrafią być bardziej liberalni niż sami liberałowie. Chyba, że za lewicowe uznamy wyłącznie poglądy za aborcją, In vitro czy alternatywnymi formami małżeństwa. Lecz jeśli tak, to środowiska Platformy potrafią być bardzo lewicowe. Tak nam się to wszystko pomieszało.
Przyznaję, że na zwolnione przez Janusza Palikota miejsce w Platformie Bartosz Arłukowicz świetnie się nadaje. A nominacja do Kancelarii Premiera? Znawcy mówią, Iluzoryczne stanowisko bez środków do działania, lecz nośne medialnie. Największa różnica pomiędzy Arłukowiczem a Palikotem w tym, że Palikot ma pieniądze.
Czy wystarczy utworzyć stanowisko ministra do spraw wykluczonych dla sympatycznego Arłukowicza, aby na kilka miesięcy przed wyborami wywołać medialne wrażenie wzmocnionej troski o bezrobotnych, ubogich, zagubionych, bezradnych, chorych, zaniedbane i głodujące dzieci? To nie jest już tylko wirtualny świat.
A mówi się, że skutki kryzysu są dopiero przed nami. Łatwo zauważyć, że bez mała z dnia na dzień wszystko drożeje. Jak w tym świecie realnym odnajdzie się minister Arłukowicz? A może wystarczy, jeśli zatroszczy się tylko o środowiska, które wezmą udział w dziesiątej Paradzie Równości, która ma mieć miejsce 11 czerwca w Warszawie? Był taki pomysł, żeby chętni do udziału z za wschodniej granicy nie musieli mieć wiz. Czy będzie to pierwszy sukces pana Ministra? Wiadomo już dzisiaj, że na Euro12 takich ułatwień nie będzie.
W związku z transferem Bartosza Arłukowicza mówi się o korupcji politycznej. Nie przesądzając, czy był to tylko "transfer" czy korupcja, zapytajmy, na czym korupcja polega? Troska, aby starać się zrozumieć, o co tak naprawdę pytamy, jest sprawą kultury osobistej i elementarnej uczciwości. Dodam jeszcze, że takiej troski w życiu publicznym i codziennym nam wyjątkowo brakuje.
Słowo "korupcja" (od łać. corruptio, zepsucie, skażenie) nie jest jednoznaczne. Mówiąc o korupcji myślimy o konfliktach i interesach. Niewłaściwy sposób uporania się z konfliktem interesów rodzi korupcję. Co znaczy tutaj słowo "właściwy" czy "niewłaściwy"? Czy wystarczy przestrzegać prawa, aby postępowanie nasze było właściwie? A ci, którzy prawo stanowią, są poza prawem i nie ulegają korupcji?
Najczęściej chodzi o konflikt pomiędzy interesem własnym a interesem publicznym, ale także, kiedy występujemy w różnych rolach społecznych, których cele i dobra, o które zabiegamy, są niemożliwe do jednoczesnego osiągnięcia w danej sytuacji. Coś czemuś trzeba poświęcić. To, kim tak naprawdę jesteśmy, sprawdza się w sytuacji, w której dokonujemy wyboru. Doświadczenie podpowiada, że w sytuacjach, kiedy dochodzi do konfliktu interesu własnego, ale także własnej firmy czy ugrupowania politycznego z interesem publicznym, najczęściej wybieramy interes własny.
W polityce jest to praktyka wyjątkowo szkodliwa, jako że polityk, jako osoba publiczna do tego powołana, aby troszczyć się o dobro wspólne obywateli, dbając wyłącznie o własny interes kosztem dobra wspólnego, daje zarazem zły przykład. Mówiąc o misji, poświęceniu, powołaniu, trosce o sprawiedliwość społeczną, bo tego wymaga poprawność polityczna, zaburza komunikację społeczną. Przecząc wypowiadanym słowom własnym postępowaniem uczy, że piękne i szlachetne słowa o miłości bliźniego i sprawiedliwości są dla naiwnych i tych, którzy "nie kumają". Można odnieść wrażenie, że cała sztuka uprawiania polityki do tego się sprowadza, aby dbając o własne interesy nie wypaść z gry o mandaty czy stanowiska i nie dać się złapać. Uczy nas się, ze korupcja jest wtedy, kiedy są dowody.
Korupcja w najwęższym rozumieniu utożsamiana jest z łapówkarstwem. Łapówką mogą być pieniądze, ale także stanowisko. W szerszym rozumieniu korupcja obejmuje również takie zjawiska, jak protekcjonizm czy nepotyzm. Ustawa z 9 czerwca 2006 r. w art. 1 podaje, że "korupcją jest obiecywanie, proponowanie, wręczanie, żądanie, przyjmowanie przez jakąkolwiek osobę, bezpośrednio lub pośrednio, jakiejkolwiek korzyści majątkowej, osobistej lub innej, dla niej samej lub jakiejkolwiek innej osoby lub przyjmowanie propozycji lub obietnicy takich korzyści w zamian za działanie lub zaniechanie działania w wykonywaniu funkcji publicznej lub w toku działalności gospodarczej". Końcowa część tej długiej definicji jest najważniejsza, chodzi o "korzyści w zamian za działania lub zaniechanie działania w wykonywaniu funkcji publicznej lub w toku działalności gospodarczej". Jakie to mogą być korzyści?
Pani Julia Pitera, już jako szefowa Transparency International, z właściwym sobie wdziękiem mówiła, że nie należy przyjąć ani jednego kwiatka. A ja się pytam, jeśli przyjdzie staruszka wdzięczna za okazaną życzliwość i załatwienie sprawy z wiązanką niezapominajek, to mam ją wyrzucić za drzwi, aby wszyscy widzieli, jak bardzo jestem uczciwy? Na tym ma polegać walka z korupcją? Czy nie na tym faryzeizm polega?
Sprawa jest o tyle doniosła, że przyczyną powstawania konfliktu interesów jest kierowanie się w postępowaniu regułą wzajemności. Lecz czy tutaj dochodzi do wykorzystania wdzięczności dla własnych celów? Tutaj nie mamy nawet znamion potencjalnego konfliktu interesów, którego należy unikać. Powiedzmy sobie wprost, żadne przepisy, ustalenia i definicje nie zwalniają od wyobraźni, wrażliwości, przytomności i odpowiedzialności moralnej, która sięga w głąb naszych serc. Zwłaszcza zaś wtedy, kiedy jest się osobą publiczną.
Mówiąc o korupcji najczęściej myślimy o korupcji na styku polityki i biznesu, w którą zaangażowana jest stosunkowo nieliczna grupa ludzi bardzo wpływowych i mających do dyspozycji ogromne środki finansowe. Wpływy i pieniądze sprawiają, że taka korupcja nie jest łatwa do wykrycia. Doświadczenie podpowiada, że z powszechną korupcją mamy do czynienia także w życiu codziennym. Czy taka "mała korupcja" jest mało szkodliwa?
Można zapytać, dlaczego korupcja jest tak bardzo powszechna, skoro jest zawsze szkodliwa? Odpowiedź może być tylko jedna, korupcja opłaca się. Ponieważ potrafi być trudna do wykrycia i udowodnienia, wszędzie tam, gdzie zatraca się sumienie, zwłaszcza w krótkim okresie czasu, bardzo się opłaca. Co to znaczy "opłacać się"?
Patologia życia społecznego może być tak głęboka, że nieskorumpowani mają dylemat, albo wezmą czynny udział w korupcji, albo zostaną wyeliminowani z polityki i biznesu, a nawet - w systemach totalitarnych tak bywa - pozbawieni życia. Czy taka społeczność może się prawidłowo rozwijać? Badania wykazują daleko idącą korelację pomiędzy niską korupcją a wysokim rozwojem gospodarczym. Badania krajowe i ustalenia instytucji międzynarodowych pokazują, że w naszym kraju korupcja jest bardzo wysoka.
Czy przejście Bartosza Arłukowicza z szeregów opozycyjnej SLD do ław rządowych Platformy ma znamiona korupcji? To przejście dokonało się na oczach całej Polski, przyjmijmy, że nic nie pozostało w ukryciu. Stąd kolejne pytanie, czy jawna korupcja jest bardziej uczciwa i przestaje tym samym być korupcją? Lecz czy "sama zmiana barw klubowych" może mieć znamiona przestępstwa? Wiadomo, że Winston Churchill też zmieniał partie, był wśród konserwatystów, przeszedł do liberałów, aby z czasem powrócić do konserwatystów, i pełnił wysokie funkcje państwowe. Ale wyborcy głosowali za każdym razem na Churchilla, nie zaś na listę partyjną, skonstruowaną przez liderów partyjnych, jak w przypadku Arłukowicza. Zauważmy tutaj Jeszcze jeden przyczynek do tego, aby zmienić w Polsce ordynację wyborczą na jednomandatową. Byłby to jeden ze sposobów wzmocnienia odpowiedzialności indywidualnej polityków i ograniczenia zjawisk korupcji.
Wyborcy, którzy głosowali na listę SLD, mają prawo czuć się zawiedzeni. Dzisiaj okazuje się, że głosowali na Platformę głosując na Arłukowicza. A ponadto, lewica nie będzie miała działacza partyjnego na miarę Ignacego Daszyńskiego, Adama i Lidii Ciołkoszów czy Kazimierza Pużaka. Nie będzie też zapowiadanego powrotu do afery hazardowej. Prokuratura Okręgowa w Warszawie umorzyła śledztwo w tej sprawie. Dowodów nie było, "nieprawidłowości etyczne" są bez większego znaczenia.
A jeszcze tak niedawno w wywiadzie dla "Rzeczypospolitej", jako wiceszef komisji hazardowej, Arłukowicz powiedział: "Jednak komisja nie poniosła porażki i to mimo wysiłków Sekuły. Pokazała całej Polsce, czym jest branża hazardowa, jak wpływa na polityków i jakie standardy reprezentowali Drzewiecki i Chlebowski, czyli bardzo ważni ludzie PO". Nie cytuję tych słów powodowany złośliwą satysfakcją. Pytam jednak, co dzisiaj pokazuje całej Polsce i co reprezentuje sympatyczny Bartosz Arłukowicz?
Być może za sprawą Arłukowicza przybyło w Polsce "plusów dodatnich", wiarygodności niewątpliwie ubyło. Żal mi sympatycznego i błyskotliwego posła Bartosza Arłukowicza. Tak mało jest ludzi z klasą.
Absolwent i doktor Uniwersytetu Jagiellońskiego. Emerytowany nauczyciel akademicki dzisiejszego Uniwersytetu Ekonomicznego w Krakowie oraz wykładowca w Wyższej Szkole Zarządzania i Bankowości w Krakowie. Filozof, etyk. Delegat Małopolski na I Krajowy Zjazd NSZZ "Solidarność" w Gdańsku w 1981 r., radny Rady Miasta Krakowa drugiej i trzeciej kadencji, członek władz Sejmiku Samorządowego Województwa Krakowskiego drugiej kadencji, członek i były przewodniczący Komitetu Obywatelskiego Miasta Krakowa, członek Kolegium Wigierskiego i innych stowarzyszeń, ale także wiceprzewodniczący Rady Fundacji Wspólnota Nadziei.
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Rozmaitości