Skąd taki temat? Nie sądzę, aby język polityków odbiegał od języka widzów na stadionach sportowych. Z tym, że kibice "mówią" całym swym zachowaniem. Można powiedzieć, że jest to "mowa ciała", bywa, że przy pomocy tego, co pod ręką.
Premier Tusk po meczu Polski i Austrii powiedział, że chciał zabić sędziego Howarda Webba. Gazety i serwisy komentowały te słowa na całym świecie. Sędzia i jego rodzina otrzymały ochronę. Może być proces. Jest to stosunkowo drobny przykład tego, jak ważne potrafią być "niepolityczne" słowa, które wypowiadają politycy. Takie słowa potrafią "demolować" podobnie, jak "kibole" demolują stadiony. Tyle tylko, że skutki takich słów nie zawsze są namacalne i natychmiastowe.
Słowa potrafią zabić, dobić, nieść nadzieję, radość życia, potrafią także uleczyć. Słowa polityków, podobnie jak dzisiejsze protesty kibiców, mają swoje publiczne konsekwencje. Czy protesty kibiców mogą mieć zbawczą moc? Pytanie zasadne, jeśli brać pod uwagę fakt, że kibice potrafią się organizować. Czy tylko, aby niszczyć?
Dla ludzi myślących nie ma łatwych czasów. Tyle tylko, że są czasy, które dla ludzi sumienia są "jeszcze trudniejsze". Powiązanie zdolności myślenia z sumieniem nie jest przypadkowe. Chodzi o myślenie, które ma zdolność odróżniania dobra od zła. Czy czasy, ale także miejsce, w którym przyszło nam żyć, są "jeszcze trudniejsze"? Czym mierzyć skalę trudności?
Lucjusz Anneusz Seneka, znakomity stoik, wychowawca Nerona i przez Nerona skazany na śmierć, napisał: "Wyświadczajmy dobrodziejstwa, lecz nie czyńmy z nich przedmiotu lichwy. Człowiek, który dając myśli o zapłacie, zasługuje na oszukanie". Czy są jeszcze ludzie, którzy głęboko wierzą, że nie wszystko jest przedmiotem lichwy? Czy nie można doszukać się ich wśród kibiców na stadionach sportowych? Jacy to ludzie?
Jeden z komentatorów ostatnich zajść cytuje słowa Seneki: "Ojczyznę kocha się nie dlatego, że wielka, ale dlatego, że własna". Komentator miał tutaj na myśli swoją małą ojczyznę i przywiązanie do barw klubowych. Inny z komentatorów zajść napisał: "Nie pochwalam chamstwa »kiboli«. Jednak »Wiara Lecha« po raz kolejny zdobyła się na gest odcięcia od chamstwa, robiąc zbiórkę pieniędzy na pokrycie zniszczeń, które powstały w sektorze Lecha w Bydgoszczy". Czy te słowa i gesty nie skłaniają do myślenia?
Przestępców karać trzeba, wszystkich innych, aby przestępców było jak najmniej, trzeba wychowywać. A wychowują, albo demoralizują (przykładem i dokonaniami) także osoby publiczne. Kara mało skuteczna czy niesprawiedliwa demoralizuje, nie wychowuje. Decyzja o zamknięciu stadionów w Poznaniu i Warszawie, w związku z zajściami podczas meczu Lecha Poznań z Legią Warszawa w Bydgoszczy, przez demonstrantów została odebrana jako kara niesprawiedliwa. Czy taką była? Pewien jestem tego, że zmiana ośrodka decyzyjnego, aby zamykać stadiony, nic tutaj na lepsze nie zmieni. Od zamykania stadionów do zamykania na stadionach może być jeden krok.
W ciągu ostatnich kilku dni patriotyzm lokalny zyskał na znaczeniu. Zajścia mają już wymiar polityczny. Można zaryzykować twierdzenie, że zaistniał publicznie w Polsce (czy tylko?) "młody proletariat", którego miejscem spotkań już nie jest zakład produkcyjny czy uczelnia, lecz stadion sportowy. Ci młodzi ludzie, pokojowo zorganizowani, wyszli na ulice Poznania i innych miast. Czy i na ile jest to godny uwagi fenomen socjologiczny i polityczny, skoro nadal mamy do czynienia z masami?
A może jest to zapowiedź miejsca i znaczenia, które miały stadiony w obrębie greckiej "polis"? Nie przesądzajmy sprawy do końca. Wystarczy wybrać się do starożytnych Delf u stóp Parnasu, o którym to miejscu wspomina Sokrates w Platońskiej Obronie Sokratesa, aby zobaczyć (na spadzistym tarasie) najwyżej położony i dobrze zachowany stadion (Grecy wiązali wysokość z wysiłkiem fizycznym), nieco niżej teatr, zaś jeszcze niżej ruiny świątyń, które były zarazem skarbcami miast-państw greckich. Tak sprawy się miały w Grecji antycznej. Ale wróćmy do naszych dni.
Manipulacja masami jest zawsze jakoś niszcząca. Potrafi zniszczyć także tych, którzy podejmują decyzje. Masy są nieobliczalne, irracjonalne, są zaprzeczeniem społeczeństwa obywateli. Można powiedzieć, że masy potrzebują kultury. Jak tego dokonać? To jest proces, który wymaga czasu, twórczego wysiłku, odwagi i determinacji. Myśmy już wiele czasu zmarnowali.
Ale tam, gdzie jest organizacja, nie ma już tylko masy. Tam, gdzie masy potrafią się organizować nie mamy już do czynienia z psychologią tłumu. Tak organizuje się oddolnie społeczeństwo obywatelskie. I tylko tak. Władza może zaszkodzić, władza może pomóc. Są już ci, z którymi można rozmawiać. Jest czas, aby rozmawiać, "nie czyniąc z dobrodziejstw przedmiotu lichwy". Taka rozmowa, aby była owocna, jest możliwa tylko w imię dobra wspólnego. Czy zniewoleni nienawiścią, interesami partyjnymi i osobistymi politycy, ale także działacze sportowi, są do tego zdolni? Nie wydaje się, aby największa trudność uporania się z bandytami na stadionach była po stronie kibiców.
Nie patrzmy na protestujących w Poznaniu i w innych miastach Polski tylko jak na bezmyślnych bandziorów i nie sądźmy, że tam, gdzie jest wyciszenie i powinny być przemyślane, mądre słowa i decyzje są tylko ludzie sprawni, skuteczni i o czystych sumieniach.
Mówi się, że kibice są szantażowani i terroryzowani przez mafie i stadionowych bandytów. A czy służby państwowe, samorządowe i związkowe są wyłączone z prób korupcji, szantażu i terroru? Zamykanie stadionów jest raczej przejawem słabości władz, nie zaś siły i przemyślanej strategii. Najłatwiej uporać się z chorobą uśmiercając chorego. Czy o takie sukcesy nam chodzi?
Zrozumieć, że zadośćuczynienie jest jakąś formą przywrócenia ładu, który został naruszony, uczynić to za swych zdemoralizowanych kolegów, co miało miejsce w Poznaniu, budzi nadzieję na przyszłość.
Sukcesem władz mają być przepisy, które pozwolą karać zadymiarzy zakrywających twarz chustami i wnoszących kije bejsbolowe, noże, maczety, kastety i inne tego rodzaju przedmioty na stadiony sportowe. Wydaje się, że do takich sytuacji nigdy nie powinno dochodzić. Jak zatem jest z tą naszą wolnością w miejscach publicznych, którą zapewniać ma praworządność, zatem prawo i rząd?
W stanowieniu i egzekucji prawa mamy najwięcej do zrobienia. A główną przyczyną tych zaniedbań nie są obiektywne trudności (kryzys światowy) i brak pieniędzy, bo najlepsze okazje i największe pieniądze będą zmarnowane, jeśli zawiodą ludzie, tutaj, nad Bugiem, Wisłą i Odrą. A zawiodą, jeśli nadal będzie brak dostatecznej troski o kształtowanie prospołecznych postaw i prawych charakterów. Dzisiaj już dobrze wiemy, że niewidzialna ręka wolnego rynku - pisałem o tym już wiele razy - tych spraw nie załatwi.
Świat międzyludzkich powiązań jest bardziej złożony. Także wśród kibiców mogą być ci, którzy głęboko wierzą, że nie wszystko jest przedmiotem lichwy. Myślę o kibicach, którzy mogą skutecznie pomóc w zmianie obyczajów na naszych stadionach. Jestem pod wrażeniem demonstracji, która miała miejsce w Poznaniu. Prawdą jest, że "jedna jaskółka nie czyni wiosny, ani jeden dzień", ale wybiórczym karaniem i stosowaniem odpowiedzialności zbiorowej wszystkiego nie załatwimy. Takie karanie nie uczy respektu dla sprawiedliwości.
"Sprawiedliwość - uczył Gottfried Wilhelm Leibniz - jest miłością bliźniego ludzi mądrych". Tym razem - jak sądzę - sprawa ma ogólnokrajowy wymiar i sprowadza się do deficytu mądrości. Ściślej mówiąc, do deficytu w umiłowaniu mądrości. Jeszcze ściślej, do braków po stronie miłości.
Solidarność, o której tak wiele mówimy, a której - zwłaszcza w polityce - tak bardzo brak, jest pochodną dobrze pojętej miłości. Patriotyzm podobnie. Mylenie patriotyzmu z nacjonalizmem, ksenofobią i szowinizmem, polityki z woluntaryzmem, a przedsiębiorczości z cwaniactwem, jest wielkim nieporozumieniem naszych dni.
Przywiązania do barw klubowych nie należy lekceważyć. Można natomiast, wychowując i stymulując, budować więzi międzyludzkiej solidarności i narodowej wspólnoty. Czy nie na tym polega najgłębszy sens uprawiania polityki?
Absolwent i doktor Uniwersytetu Jagiellońskiego. Emerytowany nauczyciel akademicki dzisiejszego Uniwersytetu Ekonomicznego w Krakowie oraz wykładowca w Wyższej Szkole Zarządzania i Bankowości w Krakowie. Filozof, etyk. Delegat Małopolski na I Krajowy Zjazd NSZZ "Solidarność" w Gdańsku w 1981 r., radny Rady Miasta Krakowa drugiej i trzeciej kadencji, członek władz Sejmiku Samorządowego Województwa Krakowskiego drugiej kadencji, członek i były przewodniczący Komitetu Obywatelskiego Miasta Krakowa, członek Kolegium Wigierskiego i innych stowarzyszeń, ale także wiceprzewodniczący Rady Fundacji Wspólnota Nadziei.
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Rozmaitości