Leopold Zgoda Leopold Zgoda
935
BLOG

Człowiek - istota, która zadaje pytania

Leopold Zgoda Leopold Zgoda Rozmaitości Obserwuj notkę 4

Człowiek, jako istota myśląca, jest zawsze w drodze do jakoś pojmowanej prawdy. Jan Paweł II w encyklice Fides et ratio cytuje Arystotelesa "Wszyscy ludzie pragną wiedzieć" i dodaje, że "właściwym przedmiotem tego pragnienia jest prawda" (25). Czy może być tak, że pragniemy prawdy i bojąc się jej, wolimy mniej wiedzieć? Może tak być, kiedy tak bardzo chcemy, aby prawda była inna, aniżeli ta, która z mroku domysłów się wyłania. Prawda, jej przyjęcie, wymaga odwagi. Co się dzieje, kiedy tej odwagi brak? Oszukujemy siebie i innych. Wolimy nie wiedzieć, jak jest, albo też, wiedząc, kłamiemy. Możemy też kłamać nie wiedząc jak jest i mówić, że wiemy.  Na czym zatem prawdomówność polega?

Warto w tym miejscu odwołać się do słów Platońskiej "Obrony Sokratesa". Odległość w czasie nie powinna nas niepokoić. W kulturze jest inaczej, aniżeli w technice, gdzie to, co nowsze, wypiera to, co starsze. W kulturze, jeśli myśl jest cenna i twórcza, to właśnie taka jest. Powiedzieć, ze Wyspiański był lepszy od Szekspira, zaś Szekspir od Sofoklesa, biorąc pod uwagę odległości czasowe, jest nieporozumieniem. Sokrates i dzisiaj potrafi nas uczyć. Warunek jest jeden, abyśmy - podobnie jak Sokrates - zadawali poważne pytania i chcieli się uczyć.

Podczas procesu Sokrates sam siebie broni i tak oto mówi o spotkaniu z jednym ze znanych polityków: "Wróciwszy do domu zacząłem miarkować, że od tego człowieka jednak jestem mądrzejszy. Bo z nas dwóch żaden, zdaje się, nie wie o tym, co piękne i dobre, ale jemu się zdaje, ze coś wie, choć nic nie wie, a ja, jak nic nie wiem, tak mi się nawet i nie zdaje. Więc może o tę odrobinę jestem od niego mądrzejszy, że jak czego nie wiem, to i nie myślę, że wiem". Ile niezawinionych i zawinionych nieszczęść można byłoby uniknąć przyzwyczajając w domu rodzinnym, ale także w szkole i życiu publicznym do respektowania tej odrobiny mądrości. Skąd opór?

Mądrość skłania do pytań, które dla ludzi złej woli, interesownych czy bezmyślnych, potrafią być bardzo niewygodne. Jeśli tacy ludzie pytają o piękno i dobro, ale także o prawdę, to nie po to pytają, aby wiedzieć, jak jest, aby wydobyć to, co cenne i otoczyć opieką, ale by uwieść, oszukać, wykorzystać, skłonić do uległości lub zniszczyć.

Zakłamanie może iść tak daleko, że jawną nieprawdę uzna się za prawdę, mówiąc, że prawdą jest to, co jest użyteczne, albo zgodne z opinią publiczną, albo zgodne z takim czy innym nauczaniem. Nie odróżnia się pytania o prawdę od pytania o sposoby odróżniania prawdy od fałszu. Myli się porządek wiedzy z porządkiem wiary, myli się prawdomówność i prawdę z wysokością słupków w sondażach.

Pytanie o prawdę jest jednym z najbardziej fundamentalnych pytań. Nie wdając się w trwający przez stulecia spór na ten temat przyjmijmy, że jesteśmy po stronie Arystotelesa i tak zwanej klasycznej teorii prawdy. W tym duchu wypowiada się Thomas Merton, trapista, w pracy Nikt nie jest samotną wyspą. Nawiązując do pytania Piłata o prawdę, na które w rzeczy samej Piłat nie szukał odpowiedzi, Merton pisze: „Prawda rzeczy - to ich rzeczywistość. Prawda myśli - to zgodność naszej wiedzy z przedmiotami naszego poznania. Prawdą w słowach jest ich tożsamość z tym, co myślimy. Prawdą w czynach jest zgodność naszego postępowania z naszymi przekonaniami". Piłat, na podobieństwo sofistów z czasów Sokratesa, ale także postmodernistów naszych dni, nie pytał o prawdę. Chciał jedynie możliwie wygodnie i przyjemnie doczekać końca swych dni. Można powiedzieć, że był takim dzisiejszym realistą w tym znaczeniu, że liczy się tylko to, co do ujęcia zmysłami "teraz i tutaj".

Pytając i poszukując odpowiedzi posługujemy się językiem. Wprawdzie mówi się i nie bez powodu o "mowie ciała", a także i o tym, że krajobraz ma swoją wymowę, ale tak czy inaczej sposoby pozajęzykowej informacji trzeba umieć przełożyć na dany język mówiony. Paradoks w tym, iż im język bogatszy, tym mniej precyzyjny, tym większa potrzeba uściśleń.

Język potoczny jest takim bogatym językiem. Tego bogactwa nie mierzymy zasobem słownictwa, lecz wielością znaczeń poszczególnych słów. Jak możemy się porozumieć? Jednoznaczność w odbiorze bywa "dopełniona" czasem wspólnych doświadczeń czy sytuacyjnym kontekstem. Stąd powiedzenie, że zakochani porozumiewają się bez słów.

Bywa również tak, że wieloznaczność jest zamierzona i wtedy wysiłek dokonania uściśleń jest po stronie odbiorcy. Pod wpływem Romana Ingardena mówimy o konkretyzacji dzieła literackiego, w czym obraz telewizyjny nas chce wyręczyć. W kształceniu wyobraźni jest to niewątpliwie szkodliwe. Lecz tam, gdzie chodzi o konkretne pytania i potrzebę jednoznacznej odpowiedzi, każda ze stron biorących udział w rozmowie (przekazywaniu informacji) powinna dołożyć starań, aby wyjść poza własną subiektywność, przyzwyczajenia, skojarzenia, uprzedzenia i w przyjętym (uzgodnionym) języku móc się porozumieć. Pisze o tym Roman  Ingarden w krótkiej rozprawie "O dyskusji owocnej słów kilka" (Książeczka o człowieku, Wydawnictwo Literackie, Kraków).

Słowa języka potocznego są wieloznaczne i może być tak, że porozumienie jest tylko pozorne, albo też tak, że do porozumienia nie doszło tylko na skutek różnego pojmowania słów. Dodajmy, że na ogół z większym pożytkiem jest dla obu stron świadomość, że do porozumienia nie doszło, aniżeli porozumienie pozorne. Tam, gdzie chodzi o manipulację, porozumienie pozorne jest zamierzone, a zatem świadome. Trudno tu mówić o błędzie, skoro jest to nadużycie i kłamstwo. Można - co najwyżej - mówić o łatwowierności osoby czy strony wprowadzonej w błąd.

Taka praktyka – przyzwolenie społeczne na nadużycia słowne - niszczy kapitał społeczny, którego istotnym elementem jest zaufanie. Tak, jak prawo nie jest w stanie zastąpić (bez reszty) moralności, tak też i kontrola (niejako z zewnątrz) nie zastąpi braków po stronie zaufania i samokontroli. Troska o staranne wychowanie jest tutaj bezcenna. Dodajmy, że brak zaufania sprawia, że cały system społeczny, a społeczeństwo polskie jest takim systemem, staje się mało sprawnym, mało efektywnym i ekonomicznym systemem.

Zaufanie, jeśli jest - tam, gdzie zachodzi taka potrzeba - samo domaga się kontroli. Dyskusja jest takim sposobem sprawdzenia wartości tego, do czego wcześniej udało nam się dojść. U podstaw rzetelnej dyskusji jest trafne pytanie, doświadczenie trudność w uzyskaniu odpowiedzi i troska, aby odpowiedzi były adekwatne do zakresu formułowanych pytań. Nie chodzi o oratorskie popisy i postawienie na swoim, do czego skłania miłość własna.

Świadomość ułomności człowieka, świadomość własnych ograniczeń poznawczych i tego, do czego można było dojść własnym wysiłkiem, rodzi potrzebę "nieuprzedzonej dociekliwości" i autentycznej dyskusji, jako  formy współpracy w dochodzeniu do prawdy i oczekiwanych uzgodnień. Paradoks w tym, że im więcej usprawnień technologicznych w przekazywaniu informacji, tym trudniej w życiu codziennym i zawodowym jest się porozumieć. Bierze się to stąd, że mało jest troski o rozwój wewnętrzny dzieci i młodzieży, która z czasem wyrasta na nieprzygotowanych do współdziałania dorosłych. Stąd nasz obywatelski wysiłek, aby takim praktykom się przeciwstawić. Stąd potrzeba uściślenia znaczeń podstawowych słów, którymi w naszej pracy będziemy się posługiwać.

Wolność i zobowiązanie są już u podstaw przystąpienia do rzetelnej rozmowy. Wolność zakłada pewien stan świadomości, zobowiązanie zaś, troskę o wewnętrzną i sytuacyjną możność działania. Rozmowa jest już jakąś formą działania, ściślej zaś mówiąc, współdziałania. Stąd też każda ze stron słownego sporu powinna dołożyć starań, aby zrozumieć i trafnie ocenić pogląd oponenta. Ważyć ma siła argumentów, nie zaś argument siły. Tego wymaga elementarne poczucie sprawiedliwości.

W dyskusji łączyć ma wspólny cel, którym jest prawda. Tego uczył Sokrates. W przeciwnym wypadku będziemy mieć do czynienia tylko z pouczeniem, które niesłusznie nosi miano dyskusji, albo też z dążeniem do sprawienia przykrości i wykorzystania strony przeciwnej.  

Doświadczenie podpowiada, że nazbyt często, mówiąc o dyskusji, mamy do czynienia z pouczeniem lub sprzeczką, co świadczy o stosunkowo niskim poziomie kultury życia codziennego, ale także ludzi, którzy uchodzą za wykształconych. O nadużyciach, u których podstaw jest kłamstwo, już wspominałem. Odróżnianie tych sytuacji i trafne ich nazywanie jest już wyrazem troski o to, aby język, który ma łączyć, nie dzielił. Jest to zarazem troska o respektowanie godności własnej i godności strony przeciwnej. Nagminna praktyka oskarżania drugiej strony o wszystko, co najgorsze niszczy człowieczeństwo, które jest w każdym z nas.

Tam, gdzie jest tylko błąd trzeba mówić o błędzie i pytać, na ile był usprawiedliwiony, tam zaś, gdzie mamy do czynienia z kłamstwem, trzeba mówić o kłamstwie.

Błąd jest nieświadomy, co nie znaczy, że zawsze jest do usprawiedliwienia. Jeśli przyczyną błędu jest brak kompetencji tam, gdzie powinny być, to u podstaw takiego błędu jest kłamstwo i trudno mówić tutaj o usprawiedliwieniu. Raczej zadośćuczynienie jest tutaj potrzebne. Kłamstwo jest zawsze jakoś świadome. Logicznie rzecz biorąc różnicy między kłamstwem a błędem brak, lecz z moralnego punktu widzenia różnica jest ogromna. Zakłamania i prawdomówności niesposób pogodzić. Być prawdomównym to znaczy przede wszystkim nie kłamać. Mówić to, co się myśli i czynić to, co się mówi, przy założeniu, że myśl wymaga wytrwałej pracy, współpracy spierających się stron, zorientowanej na prawdę. Prawdomówność wymaga nade wszystko stałej pracy nad sobą.

Troska o kulturę i sprawiedliwość zaczyna się od słów. Troska o owocną współpracę, także w dziedzinie polityki i ekonomii, podobnie. Umiejętności posługiwania się słowami uczymy się już w domu rodzinnym. Stąd znaczenie postulatu edukacji otwartej i przez całe życie także dla rodzin. Stąd potrzeba rozwijania kultury zadawania pytań. To wszystko, o co pytamy, jak pytamy i po co pytamy, świadczy o ciekawości świata i naszej kulturze osobistej.

Mieć gotowe odpowiedzi zanim jeszcze padło pytanie jest bezmyślnością. Czy nie jest tak, że tej bezmyślności uczymy w szkole i chwalimy się statystycznym sukcesem odpowiedzi? Zauważmy jeszcze, że ludzie bezmyślni - niezależnie od zajmowanej pozycji społecznej - są najbardziej pewni swego, i tego, że nigdy się nie mylą. Dociekliwość i krytycyzm w odniesieniu do przyjmowanych twierdzeń są im obce. Sokratejska skromność intelektualna nie ma do nich dostępu. Na podobieństwo kamienia są domknięci wewnętrznie.

Absolwent i doktor Uniwersytetu Jagiellońskiego. Emerytowany nauczyciel akademicki dzisiejszego Uniwersytetu Ekonomicznego w Krakowie oraz wykładowca w Wyższej Szkole Zarządzania i Bankowości w Krakowie. Filozof, etyk. Delegat Małopolski na I Krajowy Zjazd NSZZ "Solidarność" w Gdańsku w 1981 r., radny Rady Miasta Krakowa drugiej i trzeciej kadencji, członek władz Sejmiku Samorządowego Województwa Krakowskiego drugiej kadencji, członek i były przewodniczący Komitetu Obywatelskiego Miasta Krakowa, członek Kolegium Wigierskiego i innych stowarzyszeń, ale także wiceprzewodniczący Rady Fundacji Wspólnota Nadziei.

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (4)

Inne tematy w dziale Rozmaitości