Myśl, którą uczyniłem tematem dzisiejszego tekstu, wypowiedział Karl Jaspers, podkreślając zarazem, że groźba rozpadu i perspektywa zjednoczenia towarzyszą nieodmiennie przemianom, które wypełniają nasz czas. Pisząc "nasz czas" mam na myśli czas, w którym żyjemy i czas, którym żyjemy. Wiązanie przeszłości, która zawsze jest nam jakoś dana, z przyszłością, która jest nam zadana, dokonuje się w owym trudno pojęciowo uchwytnym "teraz i tutaj". Można powiedzieć, że jest to czas teraźniejszy przeżywany do uchwycenia uczuciem. Zatem nie tyle rozum, co serce, jest naszym problemem. Ściślej mówiąc, serce i rozum, których owocem jest czyn. Można tu także mówić o sumieniu, jako że sumienie jest myśleniem mającym zdolność odróżniania dobra od zła.
Stosunkowo łatwo zauważyć, że granica między tym, co dobre, a tym, co złe, na naszych oczach zaciera się. Problem nie w tym, że są normy, którym nie potrafimy sprostać, lecz w tym, że zanika świat wartości i norm. Taki jest nasz czas "późnej nowoczesności", w którym wmawia nam, że wszystko wolno, poza jednym, nie wolno mówić "nie wolno". Ten imperializm dowolności, w imię poszanowania wolności, jest prawdziwie zaskakujący i groźny dla spójności osobowej, grupowej, państwowej czy narodowej. Powiem więcej, dla przyszłości świata.
Zatem groźba rozpadu nie musi niepokoić, perspektywa zjednoczenia nie musi zachęcać, skoro liczy się tylko - jak to się mówi - adrenalina. Czas przeszły i przyszły przestają znaczyć, liczy się "teraz i tutaj" wypełnione doraźną potrzebą ekscytacji. Groźba całkowitego rozpadu człowieczeństwa, które jest w nas i wokół nas, przybliża się, a zarazem oddala się, lecz w tym znaczeniu, że gubi się w bezmyślnym przeżywaniu kwantów chwil. Owo "oddalanie się" jest symptomem postępującego rozpadu. W jakim momencie procesu dziejowego jest nasz kraj? W jakim stopniu jesteśmy podatni na agresywne trendy ponowoczesności? Na ile jesteśmy odporni, aby nie przestać istnieć?
Przed nami obchody pierwszej rocznicy katastrofy smoleńskiej. Piszę o tym już dziś, bo obawiam się, że im bliżej będziemy tragicznej daty 10 kwietnia, tym więcej będzie w nas emocji, wzajemnych oskarżeń, aktów agresji i nienawiści. Tym samym czas do tego niezbędny, aby się skupić, oddać należny hołd tragicznie zmarłym, nade wszystko zaś, aby powtórnie przemyśleć głęboki sens tej ofiary, będzie zmarnowany. Bo była to ofiara, ale była to także ofiarność. Na czym polega różnica?
Od wielu już lat i przy każdej okazji tłumaczę, że czynić ofiarę z własnego życia, a być tylko ofiarą, to dwie radykalnie odmienne sprawy. Co nie znaczy, że nie mogą jednocześnie zaistnieć. Ofiara jest dobrowolna i towarzyszy jej poczucie sensu tego, co robimy. Bierze się to stąd, że doświadczamy wolności i doświadczamy wartości, dla których warto żyć, warto się trudzić, cierpieć, a nawet umierać. Są nawet tacy, którzy mówią, że tak naprawdę żyjemy tylko tym, za co jesteśmy gotowi życie oddać.
Taki jest głęboki sens ofiary, który ukształtował tradycję chrześcijańską. Sens tak głęboki i fundamentalny, że dzisiaj znika z pola widzenia. Do celebracji i bezmyślnej krytyki pozostaje jedynie rytuał. Ma być wygodnie i przyjemnie. Przypominanie bolesnych stron naszego życia temu zadaniu nie służy. Jeśli może mieć jakiś doraźny sens, a tylko taki się liczy, to tylko w związku z władzą. Taka jest dominująca tendencja naszego czasu, którą nazywam ponowoczesnością.
Nowoczesność, negując tradycję, otwierała na przyszłość. Totalitaryzm minionego stulecia stąd brał swą moc. Ponowoczesność zamyka nas w obrębie "teraz i tutaj".
Stąd cały wysiłek w tym, aby nie być po stronie ofiar. Ofiarność jest niepotrzebnym marnowaniem energii tych, którym się udało. Taki jest - wmawia się nam - dzisiejszy, heroiczny pozytywizm. Heroiczny, bo musi się zmagać z romantyzmem tych, dla których ofiarność ma głębszy sens i nadal zobowiązuje. Do czego zobowiązuje?
Romantyzm w naszej historii nie był przyczyną klęsk narodowych, lecz reakcją na utratę suwerenności państwowej. Pozytywizm podobnie. Jeden i drugi nurt w naszych dziejach był nam potrzebny i jest nam dzisiaj bardzo potrzebny. Serce i rozum, sumienie, nie zaś tylko emocjonalność, lub tylko kalkulacja praktycznego rozumu. Do tego zobowiązuje nas ofiara i ofiarność tych, którzy - lecąc do Katynia - zginęli w katastrofie smoleńskiej. Mówić, że to była tylko przypadkowa śmierć, jest wielką nieuczciwością. Ofiarność jest już wpisana w pracę przedstawicieli Narodu. Jeśli idąc po władzę tego się nie pojmuje, to już popełnia się nadużycie. Niestety, daleko idąca bezmyślność sprawia, że tego na ogół się nie pojmuje. Czy jest jakiś sposób, aby temu zaradzić?
Wychowanie do wolności jest zadaniem niezbędnym i wyjątkowo trudnym. Trudno jest pojąć, że dojrzała wolność to nie dowolność, lecz zobowiązanie. Nakazuje i zakazuje prawo, zobowiązuje sumienie. Bezmyślne kopiowanie obcych wzorów temu dojrzewaniu nie służy. Podobnie ucieczka od własnej przeszłości nie usuwa groźby rozpadu. Zajmowanie się tylko własnymi sprawami, bo może być tylko lepiej i o to zadba państwo, nie jest ambitnym, rozsądnym i pozytywnym programem na dziś. Tym bardziej nie jest, jeśli za nas o nas mają decydować inni, bo są bogatsi i silniejsi, bo im się bardziej powiodło. Ale pamiętać trzeba, że cierpienie i śmierć nie mogą tylko zniewalać, lecz mają służyć życiu i budowaniu sensu.
Tragedia smoleńska zobowiązuje. Do czego zobowiązuje? Do przemyślenia, nie tylko do rozliczeń. Czy po tym roku jesteśmy mądrzejsi i lepsi? Czy obchody tej bolesnej rocznicy posłużą w jakimś stopniu zjednoczeniu, czy pogłębią rozpad? Jeśli tylko to drugie, to ofiara smoleńska będzie przez nas zmarnowana.
Mówi się, że nadzieja jest matką głupich. Tymczasem właśnie nadzieja potrafi wiązać romantyzm z pozytywizmem nadając życiu głębszy sens. Karl Jaspers, który tak wiele pisał o międzyludzkiej komunikacji, głęboko wierzył, że możliwy jest ład światowy, w którym państwa będą funkcjonować w sposób samorządny i w oparciu o porządek prawny respektujący fundamentalne prawa człowieka. Prawa człowieka są prawami sumienia. Katastrofa smoleńska jest wołaniem o poszanowanie tych praw.
Absolwent i doktor Uniwersytetu Jagiellońskiego. Emerytowany nauczyciel akademicki dzisiejszego Uniwersytetu Ekonomicznego w Krakowie oraz wykładowca w Wyższej Szkole Zarządzania i Bankowości w Krakowie. Filozof, etyk. Delegat Małopolski na I Krajowy Zjazd NSZZ "Solidarność" w Gdańsku w 1981 r., radny Rady Miasta Krakowa drugiej i trzeciej kadencji, członek władz Sejmiku Samorządowego Województwa Krakowskiego drugiej kadencji, członek i były przewodniczący Komitetu Obywatelskiego Miasta Krakowa, członek Kolegium Wigierskiego i innych stowarzyszeń, ale także wiceprzewodniczący Rady Fundacji Wspólnota Nadziei.
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Rozmaitości