Leopold Zgoda Leopold Zgoda
667
BLOG

Trzeci wiek

Leopold Zgoda Leopold Zgoda Rozmaitości Obserwuj notkę 11

 Uwierzyłem, że osiągnąłem już trzeci wiek, kiedy zostałem dziadkiem. Czy doczekanie wieku dojrzałego, który skłania się ku starości, można nazwać osiągnięciem?

Myślę, że tak. Jeśli potrafimy się cieszyć tym, co jeszcze przed nam, to jest to osiągnięcie. Aby tak myśleć i żyć nadal "pełnią życia", musimy być otwarci na każdy kolejny dzień.

 Każdy wiek ma swoje zalety i wady. Mówimy, że zdrowie i młodość są najcenniejsze i zapominamy o tym, jak nieszczęśliwe potrafi być dzieciństwo, a także, jakim wyzwaniom młodość powinna chcieć i umieć sprostać. Wystarczy uprzytomnić sobie konieczność uporania się z popędem seksualnym, który służy zachowaniu gatunku, a który trzeba umieć ukształtować w miłość. Chodzi o miłość, której kultura, rodzinny dom i praca własna nad sobą potrafią nadać konkretny i niepowtarzalny kształt. Łącznikiem może być tutaj bardziej lub mniej wyrafinowana erotyka i kokieteria. Jeśli cały ten wysiłek od najmłodszych lat sprowadzimy do "uprawiania miłości", to "starzenie się" będzie zapowiedzią klęski.

Wiek młodzieńczy ma jeszcze inne jakże istotne zadania do wykonania. Trzeba starać się znaleźć miejsce na ziemi, gdzie dla siebie i dla innych można być najlepszym. Trzeba się krzątać, zadbać o pracę, prestiż, uznanie. W młodym wieku dokonujemy wyborów mających istotny wpływ na całe dalsze życie. Uznanie w świecie daje władza i pieniądz. Pieniądz daje władzę, władza potrafi dać pieniądz.  Jakże łatwo jest tutaj być ofiarą braków po stronie wychowania, ulec przygodnym znajomym, fałszywym prorokom, pójść "na skróty", zagubić się.

Słusznie mówimy, że trzeba "bardziej być, niż bardziej mieć". Jeśli to nie ma być tylko slogan, to trzeba pamiętać, że aby być, przynajmniej jakieś minimum dla życia trzeba mieć. To minimum jest społecznie i kulturowo uwarunkowane. Podobnie, aby być ofiarnym, aby ofiarować, trzeba mieć. Gdyby to nawet miało być tylko cierpienie. Wydaje się, że do takiej ofiary i ofiarności zdolna jest tylko miłość. Jak pojęta? Doświadczenie podpowiada, ze nadmiar miłości własnej nie pozwala prawdziwie kochać.

Miłość potrafi być jednocześnie wieloraka nie przestając być miłością, która afirmuje życie i świat.  Miłość kochanków, miłość matki do dziecka, dziecka do matki, dziadków do wnucząt, nie umniejszają miłości do rodzinnego krajobrazu, do otwartej przestrzeni, do wyczynu sportowego w górach, do badań naukowych, do filmu, teatru, fascynacji tańcem. Ludzie głębokiej wiary powiedzą, jesteśmy zdolni miłować, bo jest Bóg. 

Spojrzenie aktem miłości i zrozumienia poza siebie i poza ten świat, a także poza doraźny rytuał i instytucje, pozwala poczuć się naprawdę wolnym. Wolnym także w obliczu śmierci, co nie musi iść w parze z utratą radości życia. Akt wiary, jeśli jest, potrafi dopełnić reszty. Bóg nie jest wyłącznie potrzebą ludzi starych, bojaźliwych i głęboko cierpiących. Bóg jest także potrzebą (nie zawsze w pełni uświadomioną) wszystkich tych, którzy pracują nad sobą, zdobywają wiedzę i doskonalą umiejętności, potrafią cieszyć się życiem i okazywać wdzięczność.

"Być w drodze", pozwolić i pomagać innym "być", to wcale nie jest tak mało. Odkrywając życie jako dar (nie my siebie powołujemy do życia), potrafimy być wdzięczni także i na starość. Jeśli przyjmiemy, że dzieciństwo i młodość są okresami preparacji (przygotowania) do działania i odpowiedzialności w wieku dojrzałym, to trzeci wiek można uznać za czas zbiorów. Taki czas jest niewątpliwie wielkim osiągnięciem. Ale trudzić trzeba się nadal.

A zatem, trzeci wiek nie musi być biernym czasem samotności i pogłębiającej się bezradności życiowej. Osamotnienie nie jest samotnością, której w jakimś zakresie potrzebuje każdy z nas. Osamotnienie jest bolesnym doświadczeniem bezradności życiowej. Potrzeba samotności bierze się stąd, że sami z sobą chcemy dojść do porozumienia, przed włączeniem się w bieg trudnych spraw.

Aktywność osób w podeszłym wieku potrafi być zaskakująco różnorodna, twórcza, serdeczna i ofiarna. Studia w ramach Uniwersytetów Trzeciego Wieku są jednym z godnych uwagi i wspierania przejawów tej aktywności. Taka aktywność uniwersytecka doskonale wpisuje się w program edukacji przez całe życie, który w Krakowie próbujemy wprowadzać. Elektroniczne sposoby porozumiewania się i zdobywania informacji doskonale ułatwiają pracę własną nad sobą. Rzecz nie w tym, aby, jak to się często mówi, "coś zrobić z czasem", lecz w tym, aby twórczo przeżyć swój czas. Twórczo - to znaczy także: dla dobra bliźnich.

Bliźni to bliski, ale także, każdy inny w potrzebie. Tego uczy tradycja. Mając bagaż własnych doświadczeń życiowych, dużo zrozumienia, cierpliwości i wyobraźni, możemy być zdolni (nie na siłę) dotrzymywać kroku najmłodszym. W realizacji programu "edukacja przez całe życie" mogą uczestniczyć wszyscy członkowie rodziny, podkreśla przy każdej okazji Andrzej Madej. Od siebie dodam, że Uniwersytety Trzeciego Wieku, a także inne inicjatywy podobnego rodzaju, mogą w tym znakomicie pomóc.

W ostatni czwartek (10 bm.) byłem w Łańcucie na zaproszenie tamtejszego Łańcuckiego Uniwersytetu Trzeciego Wieku. Byłem tam już dwa lata temu. Mówiłem wtedy - taka była prośba - o etyce i wychowaniu.  Kilkadziesiąt osób słuchało uważnie i była też ożywiona dyskusja. Tym razem wybór tematu podyktowany był pytaniem pod moim adresem: zanikają więzi osobowe, jak temu zaradzić? Przyjmując zaproszenie pomyślałem, że udział w zajęciach Uniwersytetów Trzeciego Wieku jest takim sposobem zaradzenia złu. Wracając późnym wieczorem do Krakowa pomyślałem, że jest to także dobry sposób dla wykładowców. 

Takie zajęcia są odmienne od rutynowych zajęć akademickich w ramach ustalonych procedur. Inny jest słuchacz, bardziej skupiony i wrażliwy. Studenci studiów dziennych na ogół przysposabiają się do pracy zawodowej, są mniej spokojni i myślą o tym, jak w przyszłości zarobić. Studenci na studiach płatnych i dla pracujących na ogół muszą na studia zarobić. Słuchacze Uniwersytetu Trzeciego Wieku niczego nie muszą, na ogół pracę zawodową mają już poza sobą. Mogą mieć mniej sił, ale więcej czasu, aby studiować.

Podczas czwartkowego spotkania mówiłem o kontroli i zaufaniu.  Samogłoska "i", co podkreśliłem na wstępie, jest bardzo ważna. Kontrola nie wyklucza zaufania, zaufanie może domagać się kontroli. Jest tak wtedy, kiedy mamy świadomość własnej ułomności, ale także ułomności instytucji i urządzeń technicznych, które powołujemy do życia. Taka kontrola jest elementem współpracy i potęgowania zaufania. Tam, gdzie kontrola jest nadmierna, jest zaprzeczeniem zaufania. Mamy wtedy do czynienia z degradacją współpracy i zanikiem serdecznych więzi społecznych. Wprawdzie jest praca, ale brak jej istotnego składnika, poznania zadań, zrozumienia swej roli w możliwie daleko idącej współpracy. Taka praca, mówiło się przed laty, jest pracą wyalienowaną. Ginie w niej człowiek, jako wytwórca, który w pracy nie potrafi się odnajdywać. Jeśli się odnajduje, to poza procesem pracy. Zaufanie wyzwala i zobowiązuje. Nadmiar kontroli niszczy jedno i drugie. 

Zauważmy tutaj, że tak naprawdę pracodawcą jest ten, któremu zlecamy pracę do wykonania. Zatrudniony daje swą pracę, swój czas, swoje zdolności i zaufanie, czy tylko po to, aby zarobić? Dlaczego zleceniodawcy nie chcą o tym pamiętać? Problem kontroli i zaufania dotyczy każdej ze stron umowy o pracę. Czy jest zasada, norma moralna, dyrektywa praktyczna, której przestrzeganie potrafi wyważać optymalne proporcje kontroli i zaufania w procesie pracy? W zmiennych okolicznościach życia i pracy jednej recepty brak.

Mówiąc o życiu i pracy wychodzę z oczywistego założenia, że praca ma swoje konsekwencje poza miejscem i czasem pracy. Stąd pytanie o ogólne wskazanie życiowe, które pozwoli twórczo wiązać ze sobą kontrolę i zaufanie.  Pewien jestem tego, że odwołanie się do szeroko pojętej zasady pomocniczości, której źródeł doszukać się można w filozofii Arystotelesa, jest takim wskazaniem. U jej podstaw jest wiara w godność życia osobowego każdego z nas, przekonanie o niezbywalnej wartości człowieka, jako osoby. Nośnikiem tej wiary był i jest przekaz religijny, że człowiek jest na obraz i podobieństwo Boga, ale także oświeceniowy imperatyw kategoryczny Immanuela Kanta. Jej zaprzeczeniem była myśl filozoficzna Karola Marksa, a w praktyce, każda ze znanych odmian totalitaryzmu. Nachalny konsumpcjonizm naszych dni, wspomagany najnowszą sztuką marketingu i reklamy, jest także taką odmianą. Stąd między innymi stosunkowo powszechny brak zrozumienia wśród ludzi młodych dla wartości wieku trzeciego.

O godności mówimy także, a może nade wszystko, mając na myśli ludzi godnych szacunku. Są tacy ludzie, którym można zaufać. Tadeusz Kotarbiński mówił tutaj o spolegliwym opiekunie. Tak pojmowana godność jest własnością (sprawnością) nabytą. Zawdzięczamy ją wychowaniu, ale także wypracowanemu przez siebie sposobowi życia. Tacy ludzie, najczęściej doświadczeni upływem lat i starsi, mają poczucie własnej godności, wiedzą, że z natury jesteśmy ułomni i sami siebie potrafią kontrolować. Tacy ludzie umieją współpracować, tyle tylko, że okazji mają coraz mniej. W życiu rodzinnym są skarbem, którego wartości trudno przecenić. Tam, gdzie jest to konieczne, trzeba umieć ich wspierać. Niestety, jakże często, zwłaszcza przez najbliższych, potrafią być niedocenieni. Widzi się ułomności i trudności w życiu codziennym, nie dostrzega się zalet. Nie dostrzega się tego, że ludzie starsi potrafią być bardzo ofiarni, Wychodzi się z bezdusznego założenia, że są niewygodni i psują krajobraz. Bywa i tak, że starsi takiemu dyktatowi się poddają.

Jest jeszcze trzecie znaczenie słowa "godność", które zakłada wcześniej wymienione znaczenia, a które pojawia się najczęściej w upominaniu się o godne warunki pracy, płacy, wypoczynku, choroby czy umierania. Czym mierzyć godność w tym trzecim znaczeniu, które wyprowadza nas ze sfery prywatności w sferę zabezpieczeń instytucjonalnych? Chodzi nade wszystko o to, aby wartości osobowe mogły się w pełni rozwijać. To sprawa wypracowanych dóbr, ale także solidarności społecznej, kontroli i zaufania. Pomijam tutaj milczeniem postawy czysto roszczeniowe, które są nie do przyjęcia. Takie postawy zawsze mają u swych podstaw jakieś braki po stronie wychowania. Wprawdzie wiemy już o konieczności nabywania wiedzy, doskonalenia umiejętności, lecz nadal zaniedbujemy wyjątkowo trudne zadanie kształtowania postaw. Czy można dziwić się temu, że w Polsce wzajemne zaufanie obywateli jest wyjątkowo niskie?

Zaufanie jest dobrem niezwykłym i wyjątkowo cennym, kontrola, która zaufanie wzmacnia, jest w życiu prywatnym i publicznym niezbędna. Kontrola, która nie zna granic, niszczy osobowości i zaufanie, które jest istotnym elementem kapitału społecznego. Warto tutaj podkreślić, że ostrożność, która charakteryzuje ludzi starszych i denerwuje młodszych, może być przejawem realizmu, nie zaś braku zaufania. Naprawdę warto uczyć się ostrożności i wytrwałości od ludzi starszych, tym bardziej, że sami nadal potrafią się uczyć. Trudnej sztuki samorządności i panowania nad sobą zawsze warto się uczyć. Brak wrażliwości i wyobraźni, także w wieku starszym, potrafi sprawić, że trzeci wiek nie będzie dobrym okresem zbiorów. 

Badania Edyty Bonk (sopocki wydział Szkoły Wyższej Psychologii Społecznej), potwierdzają pogląd, że trzeci wiek może być życiowym osiągnięciem. Sprawą oczywistą jest, że nie można tutaj zapominać o bardziej lub mniej sprzyjających okolicznościach zewnętrznych. Zamieszkiwanie w dużych miastach niewątpliwie ułatwia udział w zajęciach Uniwersytetu Trzeciego Wieku. Tym bardziej daje do myślenia fakt, że potrafią z tych zajęć korzystać mieszkańcy okolicznych miejscowości takiego Łańcuta, w którym gościłem ostatnio. Wiem, bo czekaliśmy chwilę na przyjezdnych.

Edyta Bonk zapytała uczestników zajęć Uniwersytetu Trzeciego Wieku o podejście do życia, zdrowia i emerytury. Dzisiejsi seniorzy - pisze - są aktywni, mają różne pasje i zainteresowania. Zaskakuje fakt, że są zadowoleni z życia głównie za sprawą znajomych. Takiej odpowiedzi udzieliło 62 procent ankietowanych. Największych satysfakcji z relacji rodzinnych było o 10 procent mniej. Zaskakuje także fakt, że tylko 3 procent badanych oceniło optymistycznie sytuację w kraju.

Moje rozmowy i obserwacje potwierdzają pogląd, że najwięcej satysfakcji ludzie starsi czerpią z kontaktów ze znajomymi. Czy jest to potwierdzeniem poglądu, że dzisiejsza rodzina nie potrafi już sprostać potrzebie serdecznych kontaktów i miłości? Jeśli tak, to tym bardziej więzi rodzinne trzeba umieć pielęgnować. Uniwersytety Trzeciego Wieku mogą w tym tylko pomóc.

Do marszałka Senatu wpłynął wniosek o podjęcie uchwały przez Senat RP, aby rok przyszły ogłosić Rokiem Uniwersytetów Trzeciego Wieku. Ta inicjatywa ma korespondować z programem Europejskiego Roku Aktywności Osób Starszych. Godna uwagi i poparcia inicjatywa, jeśli służyć będzie tworzeniu warunków do tego niezbędnych, aby respektować godność życia osobowego i potrzeby ludzi starszych. Co więcej, aby docenić ich energię i możliwości dla dobra wspólnego. Aby tak było, to inicjatywa ta nie może być bez reszty podporządkowana staraniom partii politycznych o poparcie w nadchodzących wyborach parlamentarnych. Byłoby to jeszcze jedno nadużycie sił politycznych, które godzą w zaufanie społeczne i dla doraźnej potrzeby niszczą kraj.

Absolwent i doktor Uniwersytetu Jagiellońskiego. Emerytowany nauczyciel akademicki dzisiejszego Uniwersytetu Ekonomicznego w Krakowie oraz wykładowca w Wyższej Szkole Zarządzania i Bankowości w Krakowie. Filozof, etyk. Delegat Małopolski na I Krajowy Zjazd NSZZ "Solidarność" w Gdańsku w 1981 r., radny Rady Miasta Krakowa drugiej i trzeciej kadencji, członek władz Sejmiku Samorządowego Województwa Krakowskiego drugiej kadencji, członek i były przewodniczący Komitetu Obywatelskiego Miasta Krakowa, członek Kolegium Wigierskiego i innych stowarzyszeń, ale także wiceprzewodniczący Rady Fundacji Wspólnota Nadziei.

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (11)

Inne tematy w dziale Rozmaitości