Leopold Zgoda Leopold Zgoda
663
BLOG

Jeszcze raz (nie tylko) o skokach Adama Małysza

Leopold Zgoda Leopold Zgoda Rozmaitości Obserwuj notkę 6

 Aktywnie szukać swego miejsca na ziemi. Być tam, gdzie dla siebie i dla innych można być najlepszym. Być zawodnikiem z klasą. Nikt z nas nie ma wątpliwości, że Adam Małysz jest zawodnikiem z klasą. Rzecz nie tylko w sukcesach czysto sportowych. Adam Małysz ma swój styl, sposób na życie.  Czy Kamil Stoch też takim będzie? Chcemy wierzyć, że tak. Chcemy wierzyć, że takich młodych ludzi mamy, możemy mieć i będziemy mieć w każdej dziedzinie życia. Młodych ludzi dobrze przygotowanych do życia. To znaczy takich, którzy i o tym wiedzą, że w życiu jest miejsce na niezawinione bolesne upadki. Rzecz w tym, aby umieć się podnieść, pozbierać, jeśli jest to możliwe być jeszcze sprawniejszym, dając przykład postawy, charakteru, wytrwałości i przytomności do końca kariery i do ostatnich chwil swego życia. To jest także najlepszy sposób na dobrze pojęty patriotyzm.

Adam Małysz jest jednym z nas. I uczy nas, jak odnosić i odbierać sukcesy, i jak przezwyciężać upadki. Nie usprawiedliwia siebie tym, że zawinił los i inni zawinili. Wie, że tak zawsze może być. Nade wszystko jednak wie, że nieodzowny jest wysiłek osobisty. Mówi nie wprost, mówi sposobem życia, że zawsze możemy być lepsi. Liliana Sonik w artykule "Lot uczy pokory" pisze: "To on w ciągu jednego sezonu wychował najwspanialszych w Europie kibiców tego sportu" ("Dziennik Polski" 24 bm.).

Wśród kibiców Małysza nie ma pytań o przynależność partyjną czy klubową, nikt już nie wygwizduje rywali Polaka. Szacunek dla dzielnych rywali nie jest im obcy. Potrafią obiektywnie docenić klasę zawodnika. Mają transparenty z nazwami miejscowości i na ich twarzach jest widoczne wzruszenie podczas "Mazurka Dąbrowskiego".  W ten sposób wspólnoty lokalne mają swój udział we wspólnocie, którą uformował Adam Małysz. Okazuje się, że jest to możliwe, jest to jeszcze możliwe, że możemy być razem. Politycy nam takich możliwości nie dają. Przeciwnie, dzielą nas najbardziej, jak tylko można.

Wierni, bezinteresowni kibice zamarli na krótko w milczeniu pod Wielką Krokwią, widząc upadek Adama, aby po chwili wykrzyczeć: "Adam Małysz". Ten zaś, wieziony w toboganie na badania, wyciągniętą ręką dziękował. A może także przepraszał, że był za mało ostrożny? A potem była wielka radość z sukcesu Kamila Stocha.

Okazuje się, że nie jest "obciachem" przyznać się do kolorów biało-czerwonych i mieć łzy w oczach. Mało tego, Małysz potrafi wygrywać z serialami. Podczas transmisji skoków narciarskich na Olimpiadzie w Vancouver (20 lutego ub. r.) przed telewizorami zasiadło około 9,1 mln widzów. To jeszcze nie znaczy, że siedząc wygodnie w fotelu przed telewizorem i oglądając skoki Małysza uprawiamy sport. Oglądamy, byle ze zrozumieniem. Ten skromny chłopak z Wisły, z zawodu blacharz-dekarz, uczy nas tego, o czym pisał Marek Aureliusz, znakomity myśliciel (stoik) i cesarz Rzymu: "Jeśli można żyć, można żyć dobrze".

Czy nie przesadzam? Czy kibice nie przesadzają? Czy Polacy podziwiając Małysza nie próbują kompensować bezmyślnie jedynie własnych braków? Czy nie jest to próba chorobliwego poszukiwania (w wygodnym fotelu) sukcesów? Gdyby nawet tak miało być (myślę, że w jakimś stopniu tak jest), to sukcesy Adama Małysza są autentyczne i lotów najwyższych. I chciałbym bardzo, aby los mu oszczędził "upadku Ikara", kiedy nie będzie już czynnym zawodnikiem. Mistrz olimpijski także jest tylko człowiekiem.

Tej miary zawodów, co ubiegłoroczna olimpiada w Vancouver, nie brakuje i w roku bieżącym. Przed nami mistrzostwa świata w Oslo. Nazwą nie nawiązują wprost do Olimpii i do zawodów w Grecji antycznej. Ale ja, Państwo pozwolą, nawiąże cytatem do tamtych olimpiad.  Odwołam się wpierw do dwóch tekstów, które już cytowałem w Salonie 24 (zob. "Sztuka uprawiania polityki"). Są takie teksty, które warto więcej niż jeden raz cytować.

Arystoteles w "Etyce nikomachejskiej" napisał: "I jak w Olimpii wieńczy się nie tych, co najpiękniejsi i najsilniejsi, lecz tych, co biorą udział w igrzyskach (jako, że wśród nich są zwycięzcy), tak też uczestnikami tego, co w życiu jest dobre i moralnie piękne, stają się słusznie ci, którzy działają". Zawodnik ukazuje swą sprawność, siłę i piękno biorąc udział w igrzyskach. Człowiek – uczy Arystoteles – realizuje się w działaniu. Dodajmy, że akcent na działanie jest rysem charakterystycznym kultury europejskiej i wyrosłej z niej cywilizacji naukowo-technicznej.

Ale my już dobrze wiemy, i Arystoteles dobrze o tym wiedział, że nie wystarczy działać (brać udział w zawodach), aby mieć udział w tym, co w życiu jest dobre i moralnie piękne. W "Polityce" Arystotelesa możemy przeczytać: "Wszystkim ludziom właściwy jest z natury pęd do życia we wspólnocie, a ten, kto ją zestroił, jest twórcą największych dóbr. Jak bowiem człowiek doskonale rozwinięty jest najprzedniejszym ze stworzeń, tak jest i najgorszym ze wszystkich, jeśli się wyłamie z prawa i sprawiedliwości. Najgorsza jest bowiem nieprawość uzbrojona, człowiek zaś rodzi się wyposażony w broń, jaką są jego zdolności umysłowe i moralne, które jak żadne inne, mogą być niewłaściwie nadużywane. Dlatego człowiek bez poczucia moralnego jest najniegodziwszym i najdzikszym stworzeniem, najpodlejszym w pożądliwości zmysłowej i żarłoczności".

Pomińmy tutaj skojarzenia polityczne związane ze słowami "prawo i sprawiedliwość". Zauważmy tylko, jak bardzo aktualny jest ten tekst. Po pierwsze, człowiek powołał do życia broń, którą potrafi zniszczyć życie na Ziemi. Tego wcześniej nikt nie przewidywał. Po drugie, "człowiek bez poczucia moralnego jest najniegodziwszym i najdzikszym stworzeniem, najpodlejszym w pożądliwości zmysłowej i żarłoczności". Odstępstwa (podczas igrzysk) od dobrego obyczaju i przyjętych zasad były karane. Grecy widzieli, że przestrzegając zasad chronią w sporcie to, co moralne. Wiedział o tym stan rycerski wieków średnich, wiedzieli angielscy gentelmani. Stąd pojęcie honoru i zasada "fair play".

Okazuje się, że moralność, którą zajmuje się etyka, a której w świecie wydaje się być coraz mniej, jest wyjątkowo ważna. A jest to sprawa – uczył Arystoteles – prawych charakterów, które są owocem dobrego wychowania. Grecy wiedzieli, że sport i wychowanie są ściśle z sobą związane. Wiedzieli, że wychowanie leży u podstaw systemu społecznego, jako całości. Moralności w życiu codziennym potrzebuje nasz kraj, podobnie jak czystej wody i czystego powietrza.

Kształcić i wychowywać – pisałem o tym – to jeszcze nie to samo. A już zupełnie nie do przyjęcia jest kształcenie pozorne, tylko dla dyplomu, aby zarobić, i aby się pokazać. Umiejętności, które w zamian mogłyby być, też nie ma. Pozostaje postawa skrzywdzonego przez życie "wielkiego człowieka", niechęć, zawiść, nienawiść do tego, co dookoła, i do tego, co w sobie.

Odnoszę wrażenie, że takich ludzi źle przygotowanych do życia jest w naszym kraju coraz więcej. Z nich wywodzą się ci wszyscy, którzy gubią istotę rywalizacji sportowej, a których nazywamy kibolami. Oni nie wiedzą, na czym polega piękno sportu przy zachowaniu zasady równości szans i poszanowaniu przeciwnika. Zasilają widownie stadionów sportowych, na których, w pogoni za sukcesem finansowo wymiernym, biegają piłkarze, sędziują przekupieni sędziowie, wymieniają się zawodnikami i doświadczeniami skorumpowani działacze sportowi. Taka jest druga, ciemna strona sportu, wyjątkowo kosztowna, szowinistyczna, niszcząca to, co nie tylko w sporcie, ale także w innych dziedzinach życia człowieka jest dobre i moralnie piękne. Adam Małysz jest po jasnej stronie sportu, bo jest dobrze przygotowany do życia.       

Przyznaję, że nie trzeba znać Arystotelesa, aby być po jasnej stronie sportu i być dobrze przygotowanym do życia. Ale świadomość, że "człowiek bez poczucia moralnego jest najniegodziwszym i najdzikszym stworzeniem, najpodlejszym w pożądliwości zmysłowej i żarłoczności" jest nam bardzo potrzebna. Aby rozwijać to, co w życiu jest piękne i moralnie dobre. Aby aktywnie szukać swego miejsca na ziemi. Być tam, gdzie dla siebie i dla innych można być najlepszym. Adam Małysz i Justyna Kowalczyk (nie twierdzę, że tylko oni), potrafią to pokazać. Udział w reklamie herbaty czy banku nie narusza zasad etyki sportowej.  Potajemny (nielegalny) doping farmakologiczny narusza reguły gry i jest nie do przyjęcia. Doping widowni jest jak najbardziej do przyjęcia. Przekupstwo i korupcja z istoty swej są haniebne.  

Człowiek realizuje się w działaniu. W każdej dziedzinie życia można być "zawodnikiem z klasą". Okazuje się, że najtrudniej w biznesie i polityce. Starożytni – pisałem o tym w ubiegłym tygodniu – porównywali życie i postawy ludzi do igrzysk w Olimpii. Wydaje się, że i dzisiaj ta analogia może być przydatna.

Do Olimpii, ale i do innych miejsc igrzysk sportowych, przybywali zawodnicy. Ich celem była sława, nagroda, znaczenie. I w tym zakresie nic się nie zmieniło. Przybywali także ci, którzy chcieli tylko zarobić. Tacy są zawsze. Dla Greków prawdziwymi olimpijczykami byli jednak ci, którzy przybywali na igrzyska, aby tylko wspaniałym widowiskiem się cieszyć. Ciesząc się sprawnością zawodników nie myśleli o korzyściach osobistych. Dzisiaj nie musimy wychodzić z domu i wydawać wiele pieniędzy, aby wspaniałym widowiskiem się cieszyć. Ale jest jeszcze tak, że najwierniejsi chcą być na miejscu. Można powiedzieć, że oni są jeszcze "prawdziwymi olimpijczykami". Takich właśnie kibiców Adam Małysz umiał wychować. Co będzie, jeśli "prawdziwych olimpijczyków" zabraknie? Jeśli show-biznes bez reszty opanuje sport?

Sport to nie tylko wysiłek fizyczny. Gdyby miało chodzić tylko o to, aby być "wyżej, dalej i szybciej", to warto uzmysłowić sobie fakt, że zwierzęta i same urządzenia techniczne biją nas pod tym względem na głowę. Zatem kultura, z której cywilizacja wyrasta, jest tym, co w sporcie jest najważniejsze. A w kulturze i sporcie? Coraz mniej doceniana moralność. Adam Małysz swym lotem podniebnym potrafi to jeszcze pokazać i wierni kibice potrafią to docenić. Co się stanie, jeśli przestrzegania zasady "fair play" w sporcie zabraknie?

Aleksander Krawczuk, znakomity znawca starożytności, w pięknie napisanej pracy "Ostatnia olimpiada" (Ossolineum, Wrocław 1976), opisuje czas ostatniej olimpiady starożytnej (za panowania Teodozjusza), który zbiegł się z podziałem Imperium Rzymskiego, upadkiem Rzymu i końcem starożytności. Dla wyjaśnienia dodam, że starożytni nazywali olimpiadą nie tylko same igrzyska, ale także czteroletni czas między igrzyskami. Profesor Krawczuk kończy swój opis słowami: "Tak samo też końcem naszej cywilizacji, przynajmniej w jej obecnym kształcie, będzie ów moment, w którym znicz olimpijski zapłonie po raz ostatni". Od siebie dodam, że im więcej biznesu, polityki i technologii będzie w sporcie, im więcej będzie czynników pozasportowych, tym szybciej ów moment nastąpi.

Przed nami sobotni i niedzielny konkurs skoków w Willingen. Adam Małysz zapowiedział swój udział.

Absolwent i doktor Uniwersytetu Jagiellońskiego. Emerytowany nauczyciel akademicki dzisiejszego Uniwersytetu Ekonomicznego w Krakowie oraz wykładowca w Wyższej Szkole Zarządzania i Bankowości w Krakowie. Filozof, etyk. Delegat Małopolski na I Krajowy Zjazd NSZZ "Solidarność" w Gdańsku w 1981 r., radny Rady Miasta Krakowa drugiej i trzeciej kadencji, członek władz Sejmiku Samorządowego Województwa Krakowskiego drugiej kadencji, członek i były przewodniczący Komitetu Obywatelskiego Miasta Krakowa, członek Kolegium Wigierskiego i innych stowarzyszeń, ale także wiceprzewodniczący Rady Fundacji Wspólnota Nadziei.

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (6)

Inne tematy w dziale Rozmaitości