Leopold Zgoda Leopold Zgoda
572
BLOG

Czas przeżywany

Leopold Zgoda Leopold Zgoda Rozmaitości Obserwuj notkę 5

 

Bliskie mi osoby pytają, czy aby nie nadużywam cytatów. Odpowiadam nie wprost. Jeśli myśl, którą wybieram i do której się przyznaję, jest pięknie i celnie sformułowana, dlaczego mam jej nie zacytować? Dlaczego miałbym w sposób niewątpliwie mniej udolny własnymi słowami ją przekazywać? Odpowiadam za wybór i bieżący kontekst cytatu, czy to jest tak mało? Ale tutaj pojawia się kolejne zastrzeżenie. Odwołuję się do autorów nie licząc się specjalnie z czasem pojawienia się ich prac. Czy upływający czas i zmienne okoliczności życia dla odbioru i zrozumienia tekstu są bez znaczenia? Tym razem moja odpowiedź jest stosunkowo prosta. Staram się uchwycić myśl, która „daje do myślenia”. W szumie informacyjnym naszych dni staram się uchwycić myśl, która zawsze jest ważna.

Odwołanie się do przeszłości i różnych dziedzin naszego poznania może być wyjątkowo przydatne. Rzecz nie w tym, aby od spraw dnia codziennego uciekać, lecz w tym, aby problemy dostrzegać. Aby sprawy mało istotne i bez znaczenia problemów do rozwiązania nam nie zasłaniały. Wgląd w przeszłość uśmierza emocje, skłania do myślenia. A to, że będzie mniej zainteresowanych i komentarzy? Na taką obiekcję poradzić już nie potrafię. Mogę tylko tyle powiedzieć, że chcę być po stronie tych bardziej myślących, którzy są zawsze w znakomitej mniejszości, a którzy także większości są zawsze niezbędni. Ich rolę społeczną należy ujmować nie w kategoriach doraźnego sukcesu czy finansowo wymiernej zapłaty, ale w kategoriach misji i poświęcenia, jako że doświadczają bogatego świata wartości i wiedzą, że dla jego realizacji - w danych warunkach życiowych - warto się trudzić. To są ci bardziej znani i nieznani w dziejach i wokół nas, którzy doświadczają głębokiego poczucia sensu życia i potrafią swym życiem nas wzbogacać. To są ci wszyscy, którzy nie sprowadzają miłości do erotyki i erotyki do „uprawiania miłości”. Oni potrafią miłować.

Mijają pierwsze dni Nowego Roku. Mijają, jak zawsze mijają. Jaki jest nasz stosunek do upływającego czasu? Na ogół życzymy sobie, aby rok, który nastał, był lepszy od tego, który był. Bywa i tak, że chcemy, aby tylko nie było gorzej. A przecież z każdym rokiem jest gorzej w tym znaczeniu, że jesteśmy starsi i nieuchronnie bliżej śmierci. To, co czasowe jest śmiertelne. Jaki jest nasz stosunek do śmierci?

Wydaje się, że nasz czas robi wszystko, co tylko można, aby nie pamiętać, że jesteśmy śmiertelni. Doświadczenie osobiste poucza, że to inni umierają, my zaś jesteśmy. Co to znaczy „być”? A po co pytać? Co tu jest do przemyślenia? Błąkająca się na peryferiach świadomości uporczywa myśl o końcu własnego życia nie powinna przyćmiewać doznawanych przyjemności. Tak można odczytać sens wiodących wskazań dzisiejszej „późnej nowoczesności”. Tymczasem, całe stulecia przed nami powtarzały: „Memento mori” (Pamiętaj o śmierci). Cierpienie (ból), poczucie winy i śmierć były do przemyślenia i godnego przeżycia. Dla „oświeconych umysłów naszych dni” są do eliminacji. Czy są?

Wmawia nam się, że jedynie sensownym programem życiowym jest „ubaw po pachy”. Stąd kult młodości, któremu towarzyszy lęk przed utratą młodości. Stąd absolutyzacja wolności i zaskoczenie, że jednak nie wszystko nam wolno. Stąd bunt, bo niesprawiedliwy jest ten świat, skoro nie wszystko nam wolno. Stąd taka łatwość w uleganiu pokusie, aby „pójść na całość”, co prowadzi do destrukcji i autodestrukcji. Niedojrzałość, postawa krnąbrnego dziecka, jest cechą charakterystyczną naszych dni. Tyle tylko, ze dziecko jest ciekawe świata i ma prawo liczyć na opiekunów i wychowawców. Niedojrzali-dorośli wychowawców nie mają. Dorośli powinni być odpowiedzialni. Odpowiedzialność jest zaprzeczeniem bezmyślności. Czy zatem nie jest tak, że nie tyle dzieci, co niedojrzali-dorośli są ucieleśnieniem bezmyślności?.

Po co myśleć, skoro wystarczy zatroszczyć się o „teraz i tutaj”, aby się zabawić? Po co się bać, skoro medycyna i farmakologia potrafią uporać się z wszelkim bólem i odmianami cierpienia? Tabletka potrafi być dobra na wszystko. Poczucie winy? Jakie poczucie winy, skoro bliźnim może być tylko ten, z którym (lub którym) można się zabawić? Można się wcześniej umówić (friends with benefits), że tak właśnie będzie, aby respekt dla prawdy pozornie był zachowany. Własna śmierć? O czym tu myśleć, skoro i tak wszystko biegnie na zatracenie? Spełnienie jest w teraźniejszości, którą bez reszty wypełnić ma samodzielność (arbitralność), zdegradowany atrybut boskości. Niczym nieograniczone dążenie (pobudzenie) do przyjemności jest tym, co dać ma świat. Różnicowanie przyjemności przestaje mieć znaczenie. Zwłaszcza seksualność ma liczyć się tylko o tyle, o ile jest źródłem zmysłowej przyjemności. Wydaje się, że w takim świecie pytanie o sens życia już nie ma sensu. Czy samo słowo „sens” ma jeszcze jakieś znaczenie? Prawdą jest, że to słowo jest w użyciu. W jakim użyciu? Czy nie jest tak, że najczęściej mówiąc o sensie doświadczamy tego, czego nam brak?

Wiele lat temu w pracy Ernesta Fischera „Młode pokolenie Zachodu” (1967) przeczytałem odpowiedź na pytanie o sens życia, którą zapisałem i do dzisiaj pamiętam: „Czy życie ma sens? –  powtórzył student moje pytanie. – Co o tym myślę? Nic. Pan stawia zbyt patetyczne pytania. Mój starszy pan nie myślał chyba o tych sprawach, kiedy mnie płodził. Po prostu się jest, nie wie się, dlaczego się jest, trzeba z życia brać, co się da. Gdybym mógł wyjść ze stanu istnienia, tak jak przechodzi się z pokoju do pokoju obok, nie wahałbym się ani chwili. Człowiek tylko boi się, dlatego żyje /…/”. Zastrzegam się, że interesuje mnie odpowiedź studenta. Nie sądzę, aby autor (prawdziwe nazwisko Roman Werfel) wymyślił całą rozmowę. Gdyby nawet tak miało być, to przytoczony tekst nie zatraci istotnej funkcji informacyjnej. Młody człowiek żyje, bo boi się przestać żyć. Strach trzyma go przy życiu. Zatracił już zdolność zadawania pytań i pracy nad sobą. On wie, że „trzeba z życia brać, co się da”. Jak można wiedzieć nie zadając pytań?

Friedrich Holderlin (1770-1843), o którym przy innej okazji już wspominałem, napisał: „Gdzie rośnie zagrożenie, rośnie i to, co przed nim ocala”. Po której stronie jesteśmy? Poczucie głębokiego sensu życia jest po stronie tego, co ocala. Poczucie głębokiego sensu życia w liczącej się skali społecznej, jest po stronie tego, co wspólnotę ocala. Dobrze pojęta polityka temu zadaniu ma służyć. Czas, który jest nam dany nie musi być wypełniony krzątaniną bez sensu. Potrzeba sensu życia jest istotną potrzebą człowieka. Edukacja (kształcenie i wychowanie) temu zadaniu mają służyć. Praca nad sobą, dla siebie i dla innych, którą kończy dopiero śmierć, temu zadaniu ma służyć.

Absolwent i doktor Uniwersytetu Jagiellońskiego. Emerytowany nauczyciel akademicki dzisiejszego Uniwersytetu Ekonomicznego w Krakowie oraz wykładowca w Wyższej Szkole Zarządzania i Bankowości w Krakowie. Filozof, etyk. Delegat Małopolski na I Krajowy Zjazd NSZZ "Solidarność" w Gdańsku w 1981 r., radny Rady Miasta Krakowa drugiej i trzeciej kadencji, członek władz Sejmiku Samorządowego Województwa Krakowskiego drugiej kadencji, członek i były przewodniczący Komitetu Obywatelskiego Miasta Krakowa, członek Kolegium Wigierskiego i innych stowarzyszeń, ale także wiceprzewodniczący Rady Fundacji Wspólnota Nadziei.

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (5)

Inne tematy w dziale Rozmaitości