Polacy są gościnni, emocjonalni, nie mówią tego, co myślą. Błędów należy unikać, ale błędy są do wybaczenia, trudniej uporać się z tymi, którzy są zakłamani. Odnoszę wrażenie, że zakłamanie jest największym problemem, z którym John Abraham Godson musiał się zmierzyć w naszym kraju. Pochodzi z Nigerii, mieszka wśród nas od 17 lat, ma żonę ze Szczecina i czworo dzieci. Jest człowiekiem głębokiej wiary. Jego marzeniem było zostać nauczycielem akademickim i nim został. Jest samorządowcem z powołania. W Łodzi mówią, że w ciągu ostatnich czterech lat był najbardziej pracowitym radnym. Po ostatnich wyborach samorządowych został pierwszym czarnoskórym posłem (z listy Platformy), zastępując w Sejmie p. Hannę Zdanowską, która została prezydentem Łodzi. Mówiło się wcześniej, że zastąpi Mirosława Drzewieckiego, dla którego „Polska to dziki kraj”, ale poseł Drzewiecki mandatu nie złożył.
Godson mówi, że zmiany zaczynają się od marzeń. Będąc radnym marzył, że Łódź będzie miastem radosnych, twórczych, uczących się, pomagających sobie i sprawiedliwych ludzi, gdzie dzieci są dobrze wychowywane i wdzięczne rodzicom. Marzył o uczciwych urzędnikach, przejrzystych procedurach i o rządzących, którzy sami są dobrym przykładem. Marzyło mu się miasto w zieleni, o odnowionych domach i czystych ulicach, w którym każdy może poczuć się jak w domu. Mówił, że Łódź jest jak diament do oszlifowania. Jakie są jego marzenia dziś, kiedy został posłem? Myślę, że niewiele się zmieniło. Zapewnia, że o Łodzi nigdy nie zapomni, tyle tylko, że jako poseł czuje się już współodpowiedzialny za państwo. Uznał, że Polska jest jego miejscem na ziemi. Dzisiaj mógłby powiedzieć, że cała Polska jest jak diament do oszlifowania.
Słowo „dom” jest dla Godsona bodaj najważniejsze. Bo jeśli dom, to rodzina, wspólnota mieszkańców, ale także kraj, w którym przyszło mu żyć i pracować. Jeśli rodzina, to miłość wzajemna, która jest źródłem radości i zobowiązań, skłania do ofiarności i sprawia, że można zasadnie mówić o szczęściu. Po co zatem polityka, o której wcześniej nie myślał? Godson mówi, że nieszczęściem jest myśleć tylko o sobie. Polityka stwarza warunki do tego niezbędne, aby być bardziej dla innych. Mówi, że pomaganie ludziom i zmienianie rzeczywistości na lepsze nadaje życiu sens. Wyczulony na wykluczenie społeczne mówi, że należy walczyć z ubóstwem i patologią w taki sposób, aby potrzebujący pomocy mogli brać odpowiedzialność za własne życie i własny los. W jego ustach to nie są slogany. On mówi tak, jak myśli, i działa tak, jak mówi. Ma wiele z dziecka, jest prawdomówny. Można obawiać się, że podobnie jak dziecko potrafi być także bezbronny. Czy nie zabraknie mu sił i wiary w sens działań „na salonach” w zderzeniu z codzienną nieuczciwością i bezmyślnością? To nie są tylko moje obawy. Mam nieodparte poczucie, że bardziej różni się od nas swoją postawą, aniżeli kolorem skóry.
W środę w ubiegłym tygodniu spotkałem się z panią Janiną Cunnelly, pisarką krakowską, którą poznałem kilka lat temu w Fundacji Pro Publico Bono. Pani Janina, która jest osobą jednoznaczną w ocenach i krytyczną, zawsze daje do myślenia. Wierna twórczości Josepha Conrada, ale także poezji Zbigniewa Herberta, ceni sobie realizm, powściągliwość, ale także pragmatyzm Anglików. Dodam, że po studiach polonistycznych na UJ przez 16 lat mieszkała i pracowała w Anglii. Ma za sobą między innymi 12 lat pracy na Uniwersytecie Londyńskim.
Umówiliśmy się w „Avanti”, przy ul. Karmelickiej w Krakowie, aby porozmawiać przy kawie o tym, co niesie dzień. Powiedziała mi, że ukończyła kolejną powieść, która powinna się ukazać w styczniu. Ucieszyłem się wiedząc, że nie jest łatwo powieść napisać, bywa jednak, że jeszcze trudniej jest wydać. Pani Janina żyje samotnie, wyjątkowo skromnie, bez wpływowych przyjaciół. Wiedziałem od dawna, także za sprawą jej ostatnio wydanej książki „Toksyny” (Wydawnictwo Krakowskie 2010), że nie ceni polityki i najbardziej nie znosi zakłamania polityków. Dała już temu wyraz w powieści „Julia” (2007), której akcja toczy się w umiłowanym i jakże trudnym Krakowie. Stąd niemałe było moje zaskoczenie, kiedy powiedziała, abym wsparł moim pisaniem w Salonie 24 ”naszego posła z Nigerii”, który wie, jaką wartością jest rodzina, chce zadbać o dobre wychowanie młodego pokolenia, o szacunek dla ludzi starszych, zaś w tym, co robi, potrafi być skuteczny i jest bardzo prawdziwy. Pomyślałem wtedy, że pani Janina uważnie śledzi wydarzenia w polityce, aby wydobywać, promować i chronić w niej to, co najlepsze. Nie ona jest temu winna, że dobrych przykładów jest tak bardzo mało.
Czy „nasz poseł z Nigerii” znajdzie w polskim życiu parlamentarnym zrozumienie i odpowiednie wsparcie? Mieszkańcy Łodzi umieli zauważyć i docenić dokonania Godsona. Myślę, że to dobrze rokuje na przyszłość. Czy to znaczy, że dotychczas nie doświadczył przykrych sytuacji? Był dwa razy pobity, „radzono mu”, aby wracał do Afryki, ostatnio, podczas uroczystości pogrzebowych Marka Rosiaka, BOR-owcy nie pozwolili mu zająć miejsca w katedrze wśród innych radnych. Ale Polacy – mówi pan Godson – nie są rasistami. To tylko braki po stronie doświadczenia „inności” i wychowania. Rasizm – dodaje – jest postawą i zachowaniem w pełni świadomym. Czy nie są to przejawy daleko idącej bezmyślności? Czy zakłamanie, które jest w nas, nie jest jedną z odmian bezmyślności?
Mamy wyjątkowo wysokie wskaźniki kształcenia na poziomie akademickim. W zakresie organizacji i zarządzania, a także stosunków międzynarodowych, kształci bez mała każda uczelnia. Tymczasem sami z sobą nie potrafimy się porozumieć.
O tym, jaki jest poziom kultury organizacyjnej w naszym kraju świadczyć mogą ostatnie zawirowania na PKP. A przecież był taki czas, że kolej w Polsce funkcjonowała jak przysłowiowy dobry zegarek szwajcarski. Nasza historia to nie tylko pasmo klęsk i pogrzebów. Mamy własne godne pamięci dokonania i wzory twórczych rozwiązań. Dlaczego nie chcemy o tym pamiętać? Nadmiar udawania, nadmiar dokonań wizerunkowych i czysto ilościowych, niszczy nasz kraj. Więcej rzetelności w życiu codziennym nam trzeba, a tego uczy szczęśliwa rodzina i dobra szkoła. W tym kierunku muszą pójść nasze starania na każdy czas. Muszą, jeśli mamy mieć przyszłość przed sobą.
Polska opinia publiczna powinna z należytą uwagą śledzić i wspierać działania posła Johna Abrahama Godsona. Jego posługa obywatelska powinna nam uświadomić rolę podstawowych wartości ogólnoludzkich, które głęboko tkwią także w naszej polskie tradycji. Rodzina jest jedną z nich. Ks. Jan Twardowski, poeta, napisał: „Ile trzeba miłości / by zbudować dom”. Potrzebna jest miłość, by zbudować szczęśliwy dom. Ks. Jan Twardowski napisał: „Zapomnij, że jesteś, gdy mówisz, że kochasz”. Nadmiar miłości własnej nie pozwala budować.
Warto o tym pamiętać, że od greckiego słowa „oikos” (dom) pochodzą słowa „ekonomia” i „ekologia”. Warto pamiętać, że ekonomia i ekologia, ale także polityka, mają wiele wspólnego z poezją. Od poezji do miłości już tylko jeden krok. Miłość potrafi budować i dla miłości warto budować nasz wspólny dom. Abyśmy tylko „chcieli chcieć”. Takie są moje życzenia na Czas Świąteczny i Noworoczny dla Państwa, ale także na każdy inny czas.
Polska jest jak diament do oszlifowania, aby mogła zajaśnieć jak brylant pełnym blaskiem swych barw.
Absolwent i doktor Uniwersytetu Jagiellońskiego. Emerytowany nauczyciel akademicki dzisiejszego Uniwersytetu Ekonomicznego w Krakowie oraz wykładowca w Wyższej Szkole Zarządzania i Bankowości w Krakowie. Filozof, etyk. Delegat Małopolski na I Krajowy Zjazd NSZZ "Solidarność" w Gdańsku w 1981 r., radny Rady Miasta Krakowa drugiej i trzeciej kadencji, członek władz Sejmiku Samorządowego Województwa Krakowskiego drugiej kadencji, członek i były przewodniczący Komitetu Obywatelskiego Miasta Krakowa, członek Kolegium Wigierskiego i innych stowarzyszeń, ale także wiceprzewodniczący Rady Fundacji Wspólnota Nadziei.
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Rozmaitości