Leopold Zgoda Leopold Zgoda
456
BLOG

To osobliwe …

Leopold Zgoda Leopold Zgoda Rozmaitości Obserwuj notkę 8

Od piątku do wtorku byłem poza Krakowem. Odwiedziłem bliskie mi osoby i starałem się pochylić się nad mogiłami tych, którym tak wiele zawdzięczam. Czy ich nieobecność w mym życiu jest absolutna? Gdyby tak miało być, to doświadczenie nieobecności tych, którzy byli wśród nas, byłoby niemożliwe.

           Doświadczenie nieobecności podpowiada nam, że ci, których już nie ma, liczą się (znaczą) w naszym życiu nadal. W podobny sposób mogą być nadal obecni ci, których nigdy nie mieliśmy szczęścia spotkać, ale pozostał po nich ślad, którym są dokonane za życia ich dzieła. Co przystoi nam, którzy żyjemy? Wierna, a zarazem twórcza i wdzięczna pamięć. Wierna, bo zobowiązuje do czynienia dobra i temu zobowiązaniu trzeba umieć sprostać. Twórcza, jeśli potrafi nas wzmacniać. Wdzięczna, skoro chcemy dziękować. Wprawdzie nie ma już tych, którym należałoby dać dowody wdzięczności, ale są inni w potrzebie i o tym trzeba pamiętać. Tak budujemy relacje, które mogą mieć wymiar solidarności międzypokoleniowej. A śmierć? Co zmienia śmierć, skoro uczucia miłości, przyjaźni, wdzięczności za trud, potrafią sięgać poza grób? Co zatem kończy śmierć, która w doświadczeniu żyjących jest zawsze cudzą śmiercią?

            Rainer Maria Rilke (1875-1926), jeden z największych poetów obszaru języka niemieckiego, napisał (cytuję w tłum.  M. Jastruna):

 

           Zaprawdę, to osobliwe, nie przebywać już odtąd na ziemi,

           wyuczone zaledwie porzucić zwyczaje,

           różom i innym odrębnie obiecującym rzeczom,

           nie dawać znaczeń ludzkiej przyszłości, już nigdy.

 

           Rilke nie cofa się przed myślą o śmierci, nie ucieka w „nic niemyślenie”, dziwi się, że można „nie przebywać już odtąd na ziemi”. Śmierć daje do myślenia, jest „osobliwością”, która na tym polega, że kończy się przyszłość. Żyć to tyle, co, będąc „teraz i tutaj”, trudzić się i wybiegać myślą w przyszłość. Ta przyszłość, kiedy nas już nie będzie, ma dla nas na imię wieczność. Czy przed wiecznością warto uciekać? Rozum podpowiada, ze bardziej przystoi postarać się, aby w sposób godny człowieka przeżyć swój czas. Aby tym, których kochamy, a także tym, których wychowujemy, pozwolić umieć kochać. Świadomość kruchości życia nie jest tutaj przeszkodą. Ucieczka przed śmiercią w stan bezmyślności czyni nas „więźniami teraźniejszości”.

           Thomas Merton (1915-1968), trapista, w pracy „Nikt nie jest samotną wyspą” napisał:

 

           Nie powinniśmy patrzeć na życie jak na nieprzerwany potok słów, który w końcu uciszy śmierć. Rytm życia jest inny: rozwija się w milczeniu, wychodzi na powierzchnię        w chwilach domagających się wyrazu, wraca z nich do głębszego milczenia, znajduje swój kulminacyjny punkt w ostatecznej afirmacji, potem wznosi się spokojnie do milczenia nieba, które rozbrzmiewa niekończącą się pieśnią pochwalną.

 

           Czy potrafimy afirmować świat? Jeśli tak, to śmierć jeszcze za życia będzie „oswojona”. Afirmacja świata jest fundamentem miłości. Czy jesteśmy na tyle ofiarni, aby afirmacji świata umieć nauczyć? Czy potrafimy kochać? Czy aby nie jest tak, że nadmiar miłości własnej sprawia, że umiemy zazdrościć i nienawidzić, lecz nie potrafimy kochać? Jeśli tak jest, to świadomość śmierci własnej może nam pomóc.  

 

Absolwent i doktor Uniwersytetu Jagiellońskiego. Emerytowany nauczyciel akademicki dzisiejszego Uniwersytetu Ekonomicznego w Krakowie oraz wykładowca w Wyższej Szkole Zarządzania i Bankowości w Krakowie. Filozof, etyk. Delegat Małopolski na I Krajowy Zjazd NSZZ "Solidarność" w Gdańsku w 1981 r., radny Rady Miasta Krakowa drugiej i trzeciej kadencji, członek władz Sejmiku Samorządowego Województwa Krakowskiego drugiej kadencji, członek i były przewodniczący Komitetu Obywatelskiego Miasta Krakowa, członek Kolegium Wigierskiego i innych stowarzyszeń, ale także wiceprzewodniczący Rady Fundacji Wspólnota Nadziei.

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (8)

Inne tematy w dziale Rozmaitości