Leopold Zgoda Leopold Zgoda
520
BLOG

Co robić, aby nie być „więźniem teraźniejszości”?

Leopold Zgoda Leopold Zgoda Rozmaitości Obserwuj notkę 4

Z wyrażeniem „więzień teraźniejszości” spotkałem się podczas sympozjum „Przemiany współczesnej edukacji – reguła a otwartość”, zorganizowanego przez Wojewódzki Urząd Pracy w Krakowie (Opactwo Tynieckie, 13 października 2010).

Podejmując temat „Wolność i odpowiedzialność w edukacji” mówiłem, że nade wszystko chodzi o wychowanie do wolności i do odpowiedzialności za wolność, którą już posiadamy.

Fałszywe pojmowanie tych spraw do tego prowadzi, iż dąży się do wolności kosztem odpowiedzialności, co zawsze jest ze szkodą dla własnej osoby i dobra innych. Domaganie się praw bez myśli o przypisanych im obowiązkach, postawy czysto roszczeniowe, „bo mi się należy”, są przejawem nieodpowiedzialności, która jest odmianą niedojrzałości, niezależnie od tego, ile mamy lat. Podobnie jest z obojętnością i konformizmem, które niszczą nasz ludzki świat.

           Mówiąc o edukacji, zajmując się kształceniem i wychowaniem, jesteśmy w tej dziedzinie życia społecznego, którą (obok ekonomii i polityki) nazywamy kulturą. Ginie kultura bez ludzi kultury, tych też zabraknie, jeśli nie będzie zrozumienia dla roli tradycji. Tradycji nie dziedziczymy w sensie biologicznym, dziedziczymy ją w sensie społecznym. Bez zrozumienia roli tradycji procesy edukacyjno-wychowawcze nie mogą wydać dojrzałych owoców. Niezbędny jest tutaj twórczy i wytrwały trud wychowawców, ale także wychowanków, jako partnerów, aby do przeszłości umieć się odwołać i umieć sprostać zadaniom, które niesie z sobą każdy kolejny dzień. Jeśli ulegniemy perswazji naszego czasu, że życie wygodne i przyjemne, które daje pieniądz jest wszystkim, o co warto zabiegać, nie będziemy zdolni sprostać wyzwaniom trudnej pracy wychowawczej.

           Szerokie pojmowanie zasady pomocniczości, aby wychowanka do wolności i do współdziałania na tyle wychować, aby sam siebie był w stanie kształtować do końca swoich dni, wydaje się pewną koniecznością. Na tym polega pomnażanie kapitału społecznego, który nazywamy zaufaniem.

           Nie można mieć większych wątpliwości, co do tego, że modne do niedawna hasło „wychowania bezstresowego” nie służy wdrażaniu do pracy nad sobą i jest przyczyną wielu nieszczęść. Słuszny wymóg sumienia, aby nie deptać godności człowieka, w tym także wychowanka, nie można sprowadzać do rezygnacji z kształtowania jego charakteru i prospołecznej postawy. To kształtowanie, łącznie z kształceniem, jest procesem ciągłym, który ma być otwarty na możliwości, które daje dzisiejsza technika informatyczna. Zatem, nie tylko edukacja formalna, ale także nieformalna i poza formalna, kiedy mamy ułatwiony dostęp do wiadomości, mają swoje doniosłe znaczenie. Kształcenie w umiejętnościach dostępu, ale nade wszystko kształtowanie umiejętności wyboru wiadomości, które od wewnątrz potrafią budować, mają tutaj podstawowe znaczenie.

           Biorąc pod uwagę dzisiejsze i przyszłe możliwości samokształcenia, które daje nam postęp technologiczny, nie możemy zapominać o potrzebie kontaktów bezpośrednich i ich znaczeniu, zwłaszcza w rodzinie i w porozumieniu ze szkołą oraz innymi ośrodkami edukacji. Sprawą istotną (z wychowawczego punktu widzenia) jest troska o odpowiedni poziom grup rówieśniczych. Wpływ rówieśników na kształtowanie postaw ludzi młodych jest wyjątkowo znaczący.

           Mówiąc o teraźniejszości, w której tkwimy naszą cielesnością, podejmujemy problem czasowego charakteru egzystencji człowieka. Nasze życie rozciąga się w czasie od momentu narodzin do momentu śmierci, a w sensie społecznym, za sprawą naszej obecności i dokonań za życia, potrafi daleko wybiegać w przyszłość i znaczyć, kiedy nas już nie będzie. Można zatem mówić o jakimś ponoszeniu odpowiedzialności za czas, którego jeszcze nie ma, ale także za czas, którego już nie ma, a który pozostawił nam w spadku dokonania tych, którzy byli przed nami. Ta odpowiedzialność wykracza poza ramy prawa stanowionego, u którego podstaw jest siła instytucji wymiaru sprawiedliwości, i sięga w głąb ludzkich sumień.

           Norma moralna, o której mówi etyka, odnosi się do człowieka, jako człowieka. U jej podstaw zawsze jest jakaś wizja człowieka niezależnie od tego, na ile ową zależność sobie uświadamiamy. Jaka wizja człowieka leży u podstaw praktyki życiowej, która ogranicza nasze potrzeby do cielesności?

           Albert Camus, na którego tydzień temu się powoływałem, w „Notatnikach” napisał: „Myśl zawsze wybiega naprzód. Sięga zbyt daleko, dalej niż ciało, które jest w teraźniejszości. Przekreślić nadzieję, znaczy sprowadzić myśl do ciała. A ciało ma zgnić”.

           Zauważmy, że mówiąc o dziedzictwie, myślimy o przeszłości, mówiąc o nadziei, sięgamy myślą w przyszłość. Pracą wykraczamy poza doraźną potrzebę i ból, poddajemy się dyscyplinie panowania nad sobą, wybiegając myślą w czas przyszły. Cielesnością jesteśmy zawsze „teraz i tutaj”, edukując jesteśmy ludźmi nadziei. Jak można dobrze wychowywać nie ucząc, także przykładem własnym, jak nad sobą panować?

            Arystoteles uczył, że niewolnikiem z natury jest ten, kto nie potrafi nad sobą panować. Taki człowiek nie potrafi odpowiedzialnie działać. W realizacji podejmowanych zadań miały pomóc sprawności intelektualne i moralne ( nie licząc sprawności fizycznych i sprzyjających okoliczności), które Arystoteles nazwał cnotami. Pięknie rozbudowana teoria cnót, zwłaszcza w ”Etyce nikomachejskiej” i „Polityce”, legła u podstaw wysiłków edukacyjnych kolejnych epok, aż do naszych dni. Jak jest dziś? Niechaj odpowiedzią będą pierwsze strofy wiersza Zbigniewa Herberta „Pan Cogito o cnocie”:

 

           Nic dziwnego

           że nie jest oblubienicą

           prawdziwych mężczyzn

 

           generałów

           atletów władzy

           despotów

 

           przez wieki idzie za nimi

           ta płaczliwa stara panna

           w okropnym kapeluszu Armii Zbawienia

           napomina

 

           wyciąga z lamusa

           portret Sokratesa

           krzyżyk ulepiony z chleba

           stare słowa

 

           - a wokół huczy wspaniałe życie

           rumiane jak rzeźnia o poranku  /…/

 

           Jeszcze stosunkowo niedawno słowo „cnota „ było jednym z najbardziej zdobiących słów. Czy było to tylko zakłamanie, jak podejrzewał Friedrich Nietzsche, Karol Marks czy Siegmund Freud? Pytanie nie jest bezzasadne, jeśli uświadomimy sobie fakt, iż wymienieni przedstawiciele „filozofii podejrzeń” uchodzą za prekursorów dzisiejszego postmodernizmu.

Empiria podpowiada, że dzięki nim nie jesteśmy bliżsi prawdy, sprawiedliwości dziejowej czy wyzwolenia od nadmiaru restrykcji obyczajowych w drodze do wzniosłości i szczęścia. Warto przy okazji zauważyć, ze w poczynaniach dzisiejszej lewicy więcej jest Freuda aniżeli Marksa. Jedna z rozpraw Freuda nosi tytuł „Kultura jako źródło cierpień”. Jedna z książek Zygmunta Baumana, który uchodzi za postmodernistę, nosi tytuł „Ponowoczesność jako źródło cierpień”. To powinno dawać do myślenia.

           Albert Camus, jeszcze przed rewolucją obyczajową lat siedemdziesiątych, napisał: „Rozkiełznany seksualizm prowadzi do filozofii nieznaczenia. Czystość na odwrót, przywraca światu sens”. Zaś w innym miejscu zauważył: „Seksualność bywa zwycięstwem – kiedy się ją uwolni od imperatywów moralnych. Ale szybko potem staje się klęską – i jedynym zwycięstwem jest kolejne zwycięstwo nad nią: czystość”. Czy można się dziwić, że po latach rewolucji obyczajowej i programowej rozwiązłości daje się zauważyć skłonność do czystości przedmałżeńskiej? Mówi się, że to tylko moda sugerując, że jest to chwilowy kaprys. Tymczasem słowo „moda” (od łać. modus, sposób) można równie dobrze odnosić do określonego sposobu bycia i potrzeby, aby nadać życiu głębszy sens. Ograniczenie potrzeb życiowych wyłącznie do doraźnej wygody i przyjemności, które zapewnić ma pieniądz, takich możliwości nie daje i sprawia, że stajemy się „więźniami teraźniejszości”.

           Albert Camus napisał: „Całe życie skierowane ku pieniądzom to śmierć. Odrodzenie jest w bezinteresowności”. Zauważmy, że Camus nie twierdzi, że zainteresowanie pieniędzmi jest czymś złym. Byłoby to moralizowanie, które, podobnie jak ekonomizm czy woluntaryzm polityczny, potrafi być bardzo szkodliwe. Autor użył wyrażenia „całe życie”. Chodzi zatem o hierarchię wartości i ważności spraw. Miłość i przyjaźń zajmują w tej hierarchii miejsca pierwsze. U ich podstaw możemy się doszukać daleko idącej bezinteresowności. Różnica w tym, że miłość, która idzie w parze z troską o dobro umiłowanego, o czym pisał już Platon, może być nieodwzajemniona. Przyjaźń, jeśli jest, jest zawsze wzajemna. Nadmiar miłości własnej nie pozwala kochać i nie pozwala przekroczyć ograniczeń własnej cielesności, podobnie uniemożliwia przyjaźń.

           Kończąc pragnę wyrazić przekonanie, że odrodzenie edukacji i wzrost zaufania społecznego jest w bezinteresowności. Braki po stronie rozumienia tych spraw są przejawem bolesnej w skutkach bezmyślności. Sokratejskie przesłanie „a bezmyślnym życiem żyć człowiekowi nie warto” jest przesłaniem na każdy czas.

  

 

 

           

           

 

           

 

 

 

Absolwent i doktor Uniwersytetu Jagiellońskiego. Emerytowany nauczyciel akademicki dzisiejszego Uniwersytetu Ekonomicznego w Krakowie oraz wykładowca w Wyższej Szkole Zarządzania i Bankowości w Krakowie. Filozof, etyk. Delegat Małopolski na I Krajowy Zjazd NSZZ "Solidarność" w Gdańsku w 1981 r., radny Rady Miasta Krakowa drugiej i trzeciej kadencji, członek władz Sejmiku Samorządowego Województwa Krakowskiego drugiej kadencji, członek i były przewodniczący Komitetu Obywatelskiego Miasta Krakowa, członek Kolegium Wigierskiego i innych stowarzyszeń, ale także wiceprzewodniczący Rady Fundacji Wspólnota Nadziei.

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (4)

Inne tematy w dziale Rozmaitości