Leopold Zgoda Leopold Zgoda
598
BLOG

Nienawiść i polityka

Leopold Zgoda Leopold Zgoda Rozmaitości Obserwuj notkę 6

Albert Camus w „Notatnikach” napisał: „Nie jestem stworzony do polityki, skoro nie potrafię ani chcieć śmierci przeciwnika, ani się na nią zgodzić”.  Czy to znaczy, że nienawiść do przeciwnika jest koniecznym warunkiem uprawiania polityki? Nie wydaje się, aby Camus, autor „Dżumy”, laureat literackiej nagrody Nobla, tak myślał. Nienawiść jest jak śmiertelna choroba, która w pierwszej kolejności niszczy osobę, która nienawidzi. Niszczy jej osobowość. W dalszej kolejności niszczy osobę, którą się nienawidzi i innych przy okazji, jako że jest to zaraźliwa choroba, która – podobnie jak dżuma – musi się od wewnątrz wypalić.

           Represje w polityce są naturalną konsekwencją sprawowania władzy. Cała rzecz w tym, czemu ta władza ma służyć i ku czemu praktycznie zmierza. A zatem, czy środki nie przeczą celom, które – chciałoby się w to wierzyć – zmierzają ku dobru wspólnemu obywateli. Pokusa, aby w polityce posłużyć się tymi, którzy nienawidzą, jest wyjątkowo silna. Zwłaszcza, jeśli władza jest celem w sobie. Ale nienawiść, podobnie jak dżuma, ujawnia swą irracjonalną twarz i może obrócić się przeciwko tym, którzy nie tylko nienawiścią się posługują, ale wręcz do nienawiści skłaniają i usprawiedliwiają ją. Marksizm ową „największą namiętnością polityczną” doskonale umiał się posługiwać. Zaprogramowana sprawiedliwość dziejowa była – do czasu – wystarczającym usprawiedliwieniem. Potem była już tylko przemoc.

           Na wiele lat przed rewolucją bolszewicką w Rosji starzec Zosima, jeden z bohaterów „Braciach Karamazow” Fiodora Dostojewskiego, tak mówił: „Ogłosił świat wolność, zwłaszcza w ostatnich czasach, i cóż widzimy w owej ich wolności: niewolnictwo tylko i samobójstwo! Albowiem tak mówi świat: „Masz potrzeby, a więc nasycaj je, albowiem masz takie same prawa, co i najznakomitsi, i najbogatsi. Nie bój się ich nasycać, a nawet pomnażać” – oto dzisiejsza ich nauka. W tym dopatrują się wolności. I co wynika z tego prawa do pomnażania potrzeb? Dla bogaczy odosobnienie i duchowe samobójstwo, dla biednych – zawiść i morderstwo, albowiem prawa im dano, lecz sposobów nasycenia potrzeb jeszcze nie wskazano. Zapewniają, że świat coraz bardziej się zespala, że zespala się ku braterskiemu obcowaniu, ponieważ skraca odległości, myśli przenosi powietrzem. Niestety, nie wierzcie takowemu zespoleniu ludzi. Pojmują wolność jako pomnożenie i szybkie zaspokojenie potrzeb, wypaczają naturę swoją, albowiem krzewią w sobie wielką moc bezmyślnych i głupich pragnień, nawyków i najniedorzeczniejszych wymysłów. Żyją tylko gwoli wzajemnej zawiści, gwoli rozkoszy cielesnej i pychy. Wydawać obiady, bywać w świecie, mieć pojazdy, rangi i niewolników służących – to uchodzi już za taką konieczność, że poświęcają życie, cześć i miłość bliźniego, aby ją osiągnąć, i zabijają się, jeśli jej nie osiągają. U niebogatych widzimy to samo, a biedacy nienasycenie i zawiść zagłuszają na razie pijaństwem. Ale rychło, zamiast wódki, upiją się krwią, ku temu się ich bowiem prowadzi”.

Te jakże prorocze słowa cytuje Richard J. Neuhaus w pracy „Biznes i Ewangelia” (Poznań 1993).

           Po co dzisiaj te słowa? Po co nam Dostojewski, skoro nie lubił Polaków? Odpowiadam, czy Polacy lubią Polaków? Skąd tyle agresji wzajemnej i nienawiści w kraju, który nadal uchodzi za kraj katolicki, niepodległy i demokratyczny? Czy nie jest tak, że u podstaw możemy się doszukać fałszywego pojmowania wolności? Pisałem już, że wolność od wszelkich ograniczeń prowadzi do anarchii, która – mówiąc słowami Arystotelesa – jest matką władzy despotycznej. Czy można inaczej? Wolność do realizacji bogatego świata wartości (piękna, dobra i prawdy) potrafi nadać życiu głębszy sens. Odpowiedni wysiłek edukacyjny (kształcenie i wychowanie) w liczącej się skali społecznej jest tutaj naoczną koniecznością. Rola rodziny w tym wysiłku kształtowania człowieczeństwa w każdym z nas jest nie do zastąpienia. Ta sprawa wymaga dogłębnego namysłu, przytomnych programów i trafnych decyzji. Spotkanie liderów partii politycznych, nastawione na jeszcze jeden show-biznes, niewiele tu zmieni.

           Szum polityczno-medialny spowodowany morderstwem w siedzibie łódzkiego PiS gubi sprzed oczu fakt, iż zginął człowiek. Wyszydzając, wyśmiewając i opluwając bliźniego na oczach całej Polski, i nie tylko, jesteśmy o krok od takich morderstw. Przysposobieniem do takich aktów desperacji jest przemoc w życiu codziennym, zwłaszcza w rodzinie i w życiu szkolnym. Problem ma wymiar cywilizacyjny, nie tylko wewnątrzkrajowy. Czy jestem pesymistą?

           Albert Camus w „Notatnikach” z 1950 r. napisał: „Nadchodzi zawsze chwila, gdy ludzie przestają walczyć i rozdzierać się wzajemnie i w końcu zgadzają się kochać takimi, jakimi są. To królestwo niebieskie”. Ile jeszcze musi się wydarzyć, aby kolejna taka chwila była udziałem Polaków? Czy będzie właściwie zagospodarowana? Wychowując dajemy odpowiedź.

 

 

 

 

 

Absolwent i doktor Uniwersytetu Jagiellońskiego. Emerytowany nauczyciel akademicki dzisiejszego Uniwersytetu Ekonomicznego w Krakowie oraz wykładowca w Wyższej Szkole Zarządzania i Bankowości w Krakowie. Filozof, etyk. Delegat Małopolski na I Krajowy Zjazd NSZZ "Solidarność" w Gdańsku w 1981 r., radny Rady Miasta Krakowa drugiej i trzeciej kadencji, członek władz Sejmiku Samorządowego Województwa Krakowskiego drugiej kadencji, członek i były przewodniczący Komitetu Obywatelskiego Miasta Krakowa, członek Kolegium Wigierskiego i innych stowarzyszeń, ale także wiceprzewodniczący Rady Fundacji Wspólnota Nadziei.

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (6)

Inne tematy w dziale Rozmaitości