Przyznaję, że nigdy nie lubiłem słowa „urlop”. Do dzisiaj cenię sobie słowo „wakacje”. Mówiąc o urlopie myślę o pracy i wypoczynku, aby wrócić do pracy, najczęściej, do mało atrakcyjnej pracy. Praca i wypoczynek mają dla mnie pewien rys płynącej z zewnątrz konieczności. Muszę pracować, aby zarobić, podobnie muszę wypoczywać. Jeszcze gorzej jest, kiedy praca jest koniecznością i nie ma tej pracy. Wtedy także urlop nie jest możliwy. Po kilku latach wymuszonej bezczynności na ogół nie nadajemy się już do żadnej pracy.
Mówiąc o wakacjach myślę o wolności. Jestem otwarty na świat, przygoda może być potwierdzeniem mojej wolności. Doświadczam ciekawości świata, którą tak bardzo zaskakują nas dzieci. Nie myślę o „nic nierobieniu”. Myślę o sprawach, które w ciągu roku odkładam „na potem”, a które nadają życiu głębszy sens. To nie musi być „odlot” do egzotycznych krajów, albo zawiść, bo „mnie nie stać”. To może być spotkanie z przyjaciółmi, aby odkryć, że nadal jesteśmy sobie bliscy, pobyt w miejscu sprzed lat, w którym doświadczamy głębokich wzruszeń, książka, która jest odkryciem, innym spojrzeniem na świat, a która wewnętrznie wzbogaca. Takie były moje wyjątkowo krótkie tegoroczne wakacje.
Mam kilka takich miejsc w Polsce, kilka poza granicami kraju, do których zawsze tęsknię. Są to miejsca, które - za sprawą osób, z którymi tam byłem i ludzi, których tam poznałem - stały mi się wyjątkowo bliskie. Piaski na Mierzei Wiślanej, Ustrzyki Dolne obok Sanoka, Auvers-sur-Oise stosunkowo blisko Paryża, gdzie jest pochowany van Gogh (wraz z bratem Theo), maleńka wyspa Kythynos około 100 km od Pireusu, do takich miejsc należą. Byłem tam, zawsze z kimś wyjątkowo bliskim, kiedy miałem wakacje. Myślę, że każdy z nas, o ile tylko potrafi do tego się przyznać, ma i zachowuje w pamięci takie miejsca. Najczęściej są nimi miejsce urodzenia i wczesnego dzieciństwa. Mówimy wtedy o „małej ojczyźnie”. Biorąc pod uwagę miejsca znaczące w skali społecznej i narodowej mówimy o „genius loci”.
Wczoraj wróciłem do Krakowa po czterech dniach pobytu w jednej z tych miejscowości Podhala, które są dla mnie wyjątkowo znaczące. Byłem z wnuczką, która ma cztery i pół roku życia za sobą, a która jest dla mnie źródłem największych radości. Następnego dnia, po pracy, dojechali rodzice małej Ani i mój syn, który jest jeszcze studentem. Serdeczne, rodzinne przyjęcie, obszerny, wygodny dom, zadbany ogród przy słonecznej pogodzie, wieczorne rozmowy przy lampce wina, wspomnienia, kościół i cmentarz w Jordanowie, wspólny obiad niedzielny w urokliwej gospodzie „Przykiec”, wyprawa na Turbacz z zejściem do Łopusznej, gdzie dziesięć lat temu szedłem za trumną ks. prof. Józefa Tischnera, sprawiły, że były to wyjątkowo krótkie (poza Krakowem) i wyjątkowo piękne moje wakacje.
Gazet nie czytałem, radia nie słuchałem, telewizji nie oglądałem, ale przeczytałem książkę, Pawła Huelle „Castor”, która mnie zachwyciła. Doświadczyłem kolorytu lokalnego Gdańska początków ubiegłego wieku i pierwszych młodzieńczych uniesień miłosnych młodego Niemca po zobaczeniu atrakcyjnej Polki. Ze zrozumieniem odniosłem się do słów pod adresem przyszłego specjalisty od budowy okrętów: „Nie ufaj zbytnio nauce. To znaczy: ufaj, ale tylko tyle, ile trzeba, by zbudować statek, dom, spiętrzyć rzekę. I ani grama więcej. Kiedyś przypomnisz sobie moje słowa”. A potem, przypadek to sprawił, wziąłem do ręki książkę Stefana Chwina „Hanemann”, której akcja także toczy się w Gdańsku, lecz zaczyna się pod koniec drugiej wojny światowej. Książki nie przeczytałem, ale tylko dla tego, że zabrakło mi czasu.
Następnego dnia byłem już na Turbaczu, gdzie mogłem przeczytać słowa ks. Józefa Tischnera o granicy wolności, którą jest wolność drugiego człowieka. Schodząc do Łopusznej minąłem bacówkę, w której kiedyś byłem gościem ks. Profesora. Wieczorem był pstrąg w restauracji, którą swym gościom ks. Profesor polecał. Takie były moje tegoroczne wakacje, najkrótsze w życiu, wyjątkowo piękne i bogate w dobre wspomnienia. Wróciłem do Krakowa, aby się dowiedzieć, że „walka o krzyż” na Krakowskim Przedmieściu w Warszawie jeszcze się nie zakończyła. Co więcej, pojawiło się nowe pole walki, tym razem w Ossowie, w związku z próbą upamiętnienia pomnikiem poległych tam czerwonoarmistów w Bitwie Warszawskiej (Cud nad Wisłą) w 1920 r. Niektórzy internauci pytają – czy hitlerowcom też mamy stawiać pomniki?
Wakacje są czasem wolności, wielkiej przygody, ale także wielu zagrożeń, zwłaszcza dla ludzi młodych. Zabójstwa, samobójstwa, ucieczki z domu, prostytucja i gwałty, alkohol i narkotyki, sekty religijne, które obiecują autentyczną wspólnotę za życia i szczęście wiekuiste po śmierci, są zagrożeniem dla innych. Seks w Internecie jest już wielkim zagrożeniem. My, jak nam się często wydaje, jesteśmy dobrze ubezpieczeni. Tymczasem prawdą jest, że niezawodnych sposobów, aby chronić przed złem, brak. Są natomiast sposoby, o których możemy wiedzieć, a których stosować nie należy. Nadmiar restrykcji, bądź ich zupełny brak, należą do takich złych sposobów edukacyjno-wychowawczych.
Wychowanie bezstresowe, jedna z największych iluzji naszego czasu, jest – jak się wydaje – wpisana w system. Strategia życia wziętego w całości, które polegać ma na wygodzie i przyjemności, jest takim systemem. W etyce mówimy tutaj o utylitaryzmie (od łać. hedone,użyteczność, przydatność, pożytek, korzyść), który może mieć wiele odmian. Hedonizm (od łać. hedone,przyjemność) jest jedną z nich. Niczym nieograniczony konsumeryzm naszych dni, który każdą wartość gotów jest ustawić na półce obok proszku do prania w supermarkecie, jest takim systemem. U podstaw tej strategii jest wolność, rozumiana, jako dowolność. Wszystko wolno poza jednym, nie wolno mieć ograniczeń. Jak zrealizować taki program? Wystarczy, iż jest bardzo atrakcyjny dla ludzi młodych.
Jose Ortega y Gasset (1883-1955), hiszpański myśliciel, autor „Buntu mas”, jeszcze w pierwszej połowie ubiegłego wieku pisał: „Wiek XIX był przepojony goryczą roboczego dnia. Dzisiaj natomiast ludzie młodzi postanowili nadać życiu charakter nieustannego święta”. Czy tylko młodzi? Ortega y Gasset słusznie zauważył, że młodzi zawsze żyli na kredyt, na co dorośli przystali. Lecz dzisiaj powszechne jest mniemanie, że młodość ma wszelkie prawa, także prawa dorosłych, i żadnych obowiązków. Można dodać, że dzisiaj, po rewolucji obyczajowej lat siedemdziesiątych, także w dziedzinie „uprawiania miłości”. Jacek Bocheński, pisarz i publicysta, w „Zapiskach z teatru” napisał: „Wszyscy zostaliśmy obsadzeni w nie swoich rolach przez Wielkiego Reżysera. Dzieci, bohaterowie tragiczni, zamiast słuchać starszych, deklamować wiersze i ćwiczyć dobre obyczaje, zajęły się seksem, do których nie dojrzały, narkomanią, która je zabija, lub zabawą w zbrodnie, których konsekwencje przerastają horyzont młodego człowieka. Starcy, zamiast świecić przykładem, trzęsą się ze strachu przed dziećmi i bredzą o obcinaniu rąk”. Myślę, ze jest to nadal aktualny opis sytuacji, która jest, i to nie tylko w naszym kraju.
Dużym wydarzeniem w latach trzydziestych była rozprawa Sigmunda Freuda „Kultura jako źródło cierpień”. Ponowoczesność naszych dni poszła śladami tych przemyśleń. Będzie więcej zdrowia (psychicznego), kiedy będzie mniej ograniczeń. Można dodać, że podobnie myślał Friedrich Nietzsche, kiedy - w drugiej połowie dziewiętnastego wieku - konstruował ideę silnego biologicznie nadczłowieka. Zygmunt Bauman, światowej sławy filozof społeczny i eseista, który uchodzi za postmodernistę, jedną z ostatnich książek zatytułował: „Ponowoczesność jako źródło cierpień”. To daje do myślenia. Pisałem już, że wolność, pojmowana jako dowolność, prowadzi do anarchii, która – o czym wiedział już Arystoteles – jest „matką władzy despotycznej”. Problem ma wymiar cywilizacyjny.
Wolność, której tak bardzo pragniemy czekając na czas wakacji, niesie z sobą wielką ilość rozmaitych zagrożeń. Zawsze jest tak, że wszędzie tam, gdzie podejmujemy decyzje, podejmujemy ryzyko i jesteśmy odpowiedzialni za podjęte decyzje. Ucieczka przed odpowiedzialnością w dowolność, niezależnie od tego, czy się jest dzieckiem czy człowiekiem dorosłym, jest znamieniem niedojrzałości. Wakacje są czasem, w którym zdajemy egzamin z zakresu naszej wolności i odpowiedzialności moralnej, to znaczy takiej, która sięga w głąb sumienia i obejmuje całego człowieka. Trud, aby jej sprostać, nadaje życiu głębszy sens, nie obiecuje tylko przyjemności. Nie ma ucieczki od siebie na czas wakacji. Świadomość tego prostego faktu pozwala uniknąć wielu nieszczęść. Dzieci nie muszą tego wiedzieć, dorośli – tak. Są sytuacje, w których brak wyobraźni jest zbrodnią.
Miało być wakacyjnie i pogodnie, zakończyłem wyjątkowo poważnie. Ale tak już jest, że wakacje to nie tylko ubaw.
Absolwent i doktor Uniwersytetu Jagiellońskiego. Emerytowany nauczyciel akademicki dzisiejszego Uniwersytetu Ekonomicznego w Krakowie oraz wykładowca w Wyższej Szkole Zarządzania i Bankowości w Krakowie. Filozof, etyk. Delegat Małopolski na I Krajowy Zjazd NSZZ "Solidarność" w Gdańsku w 1981 r., radny Rady Miasta Krakowa drugiej i trzeciej kadencji, członek władz Sejmiku Samorządowego Województwa Krakowskiego drugiej kadencji, członek i były przewodniczący Komitetu Obywatelskiego Miasta Krakowa, członek Kolegium Wigierskiego i innych stowarzyszeń, ale także wiceprzewodniczący Rady Fundacji Wspólnota Nadziei.
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Rozmaitości