Zgodnie z obowiązującą procedurą Gierałt sporządził na koniec sprawy Charakterystykę źródła „Leszek” - 20.10.1985 r., Tajne spec. zn., egz. poj.:
Został pozyskany do współpracy ze Służbą Bezpieczeństwa w dniu 7 marca 1982 roku. Podstawą pozyskania była zasada współodpowiedzialności obywatelskiej za porządek i bezpieczeństwo publiczne. Celem pozyskania było uzyskiwanie informacji operacyjnych dot. działaczy Ruchu Obrony Praw Człowieka i Obywatela oraz członków zarządu Regionu Mazowsze NSZZ „Solidarność”.
W początkowym okresie współpracy starał się wywiązywać ze zleconych zadań. Przekazywał informacje dot. działalności E. Staniewskiego i K. Kabali. Następnie przyjął taktykę zrywania kontaktów z osobami pozostającymi w naszym operacyjnym zainteresowaniu, co miało go usprawiedliwiać z niewykonania zadań. W trakcie współpracy starał się nie dopuścić do sytuacji uzależnienia od SB. [dopisek – Nie kontrolowany przez środki pracy operacyjnej. Spotkań kontrolnych … było. Spotkania odbywały się w kawiarniach.]
Podczas jednego ze spotkań poinformował, że nie zamierza w przyszłości udzielać SB informacji, a spotkania bez konkretnego celu nie mają większego sensu. Zaznaczył jednak, że jego obowiązkiem jest przybywanie na organizowane spotkania, jednak nie będzie dysponował żadnymi informacjami interesującymi SB.
Przekazywane w początkowym okresie współpracy informacje udzielane były ustnie. Zakładał, że taka forma jest dla niego bezpieczna. Nie był wynagradzany. Dekonspiracji nie stwierdzono.
W związku z powyższym materiały dot. Tw. ps. Leszek postanowiono złożyć w archiwum Wydziału „C” SUSW.
Warto wspomnieć, że tym razem Gierałt pełnił stanowisko kierownika sekcji w stopniu kapitana, więc odpada argument, że nie kontrolowany funkcjonariusz dał upust fantazji i spisywał agenturę ze spisu lokatorów. Jego pracę ceniono, miał wyniki i awansowano go. O jego dokonaniach nie można przeczytać, bo pracownicy OBEP IPN w Warszawie wolą płodzić teksty o „dyskotekach Kiszczaka” – pod dyktando Zbigniewa Romaszewskiego. W dodatku Gierałta nie ma w katalogu IPN, a może w ogóle tam go nie ma.
Tyle z teczki, przechodzę do zasadniczego tematu. „Leszek” na początku III RP znakomicie się odnalazł, uchodził za historyczny i polityczny autorytet. Zorganizował znaczny i wpływowy ruch polityczny. Wydał szereg książek, nawet kandydował do Sejmu. Podobno teraz to karalne, ale napiszę, że kolegował się z Antonim Macierewiczem. „Leszek” nawet wspominał spotkania z Gierałtem jako swoje kombatanctwo, a karierę funkcjonariusza jako przykład patologii ustroju – SB-ek od opozycji objął stanowisko twarzy (ust) polskiej Policji. Sytuację zmieniła ustawa lustracyjna, jednego z wyznawców „Leszka” zatrudniono w Biurze Rzecznika Interesu Publicznego. Pracownik ten, pan G., lustrował totalnie, w dużo szerszym zakresie niż wynikało to ze złożonych oświadczeń. Przypuszczam, że poinformował „Leszka” o zapisach ewidencyjnych na jego temat, przecież nie takie rzeczy puszczał w obieg. „Leszek” wyhamował impet, deklarował zmęczenie działalnością zawodową i poza zawodową. Po zwycięstwie wyborczym Lecha Kaczyńskiego przeszedł do Urzędu m.st. Warszawy, gdzie rozważano jego kandydaturę na poważne stanowisko. „Leszek” propozycje odrzucił, pozostał szeregowym pracownikiem – bez obowiązku złożenia oświadczenia lustracyjnego. Kolejny przełom w sprawie przyniosło wycieknięcie listy Wildsteina. Szybko go tam wyszukano, ale dyskusje nie wyszły poza uwagi „jest- nie jest”, „ten- nie ten”. Najbliżsi wychowankowie prowadzili dwutorową kampanię neutralizacyjną. Pan G. nadużywał stanowiska dyrektorskiego w IPN i odmawiał udostępnienia teczki „Leszka” klientom zewnętrznym. Natomiast pani W. służbowo zapoznała się z teczką „Leszka” i prywatnie ogłaszała, że nic tam nie ma, skrzywdzili go. Skutkiem ubocznym był zakaz wstępu „Leszka” do redakcji „Głosu”. „Leszek” po cichu wytrzymał dekadę. Do wznowienia aktywności politycznej, do wypowiedzi na tematy wszystkie – znane i całkowicie sobie nie znane – „zmusił” go chyba Sakiewicz. Gdy otwierałem niezalezna.pl, wyskakiwał „Leszek” jako prawacki celebryta. Jednak przeszłość „Leszka” potraktowałem jako wartą publikacji dopiero po nawiązaniu współpracy z IPN. To naprawdę gruba przesada, aby w wydawnictwie za państwowe pieniądze umieszczać rozdział pióra „Leszka” i zapłacić mu za to 1000 zł Nawet niedoszły wiceprezes IPN – Janusz Gmitruk wziął z tej instytucji tylko 500 zł za współautorstwo książki. Publikacja „Leszka” to także kpina z deklarowanej polityki historycznej, z szacunku dla ofiar systemu. Ponieważ rok temu IPN przejął projekt „Encyklopedia Solidarności”, ma teraz środki i możliwości umieszczenia w niej „Leszka”. Myślę, że prawidłowa kolejność publikacji IPN to „Leszek” o swojej teczce, a dopiero potem o cudzych. Nie wątpię, że w obronie „Leszka” natychmiast staną „specjaliści” z IPN, przecież nie przyznają się do czynów kompromitujących. Ten, który firmował publikację IPN z rozdziałem „Leszka”, ma już wieloletnią wprawę – wybiela księdza, którego teczki nie czytał. Jednak takie wpadki to nic - jutro o „Obłędzie ‘44”.
Osoby zadowolone i niezadowolone z lektury proszę o klikanie na poniższe reklamy.
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Kultura