Krótko przed obchodami 20-lecia „Gazety Polskiej” wzięto tam pod obcas firmy polonijne. O rzeczywistej roli tych spółek już pisałem – na podstawie teczki właściwej komórki stołecznej Służby Bezpieczeństwa. Na czym opierał swoje kalumnie publicysta „GP”, trudno mi powiedzieć. Po mojej publikacji prawacy zdania o biznesie nie zmienili, nawet bym się tym zdumiał. W teczce Henryka Walczyńskiego pojawił się ten wątek, po raz kolejny prowadzący do wniosków zgoła całkowicie odmiennych od „linii redakcyjnej” ww. tygodnika.
Trzeba wspomnieć - choć wierzę, że przebieg służby Walczyńskiego Czytelnicy oglądali już w Katalogu IPN - że od 1982 r. komenderował on MO i SB w Radomiu. W pierwszej chwili wydaje się to awansem na szczyty SB-ecji. Jednak wśród zainteresowanych tematem nie jest tajemnicą „dystans” Kiszczaka do zastanych w MSW kadr. Człowiek Jaruzelskiego zaczął przerabiać MSW i SB na swoją modłę, a że „kadry decydują o wszystkim”, nie jeden funkcjonariusz szybko żegnał się ze stanowiskiem. Pamiętnikarze często wspominają o braku porozumienia między wieloletnimi funkcjonariuszami a „zielonym desantem”. Z ostatniej rozmowy w kuluarach Czytelni IPN wywnioskowałem, że po prostu Kiszczak ciągnął swoją ekipę, zebraną jeszcze w czasach Informacji Wojskowej. Czy Walczyński nie pasował do nowej ekipy i przeszkadzał jako zastępca dyrektora Dep. III MSW, czy po prostu nie było nikogo innego na najważniejsze stanowisko w Radomiu, trudno rozstrzygnąć. Z mojej piątkowej notki mogą Państwo wiedzieć, że „sprzątanie” w Krakowie Walczyńskiemu się powiodło, więc swoje kompetencje funkcjonariusza od studentów potwierdził. Tak więc, jego awans do Radomia uznaj za typowy kop w górę.
Jedną z przesłanek do takiego potraktowania awansu jest także koniec kariery Walczyńskiego w SB i to koniec w niesławie. Wynika to już z enigmatycznej wzmianki w Katalogu IPN o odejściu na własną prośbę z powodu nieprawidłowości w Urzędzie. Nawet w samej teczce sprawę potraktowano bardzo wstydliwie, Szef kadr MSW - gen bryg J. Chomętowski – wnioskując o degradację o dwa stopnie i wydalenie ze służby Walczyńskiego, podał: /…/ wnioskowaną wyżej karę obniżenia stopnia, gdyż tylko ona, praktycznie, będzie świadectwem surowego potraktowania obwinionych, a na taką surowość w pełni zasłużyli.
Takiego stanowiska wymaga – jak się wydaje – również potrzeba zapobiegania podobnym działaniom, jakich dopuścili się obwinieni, przez innych funkcjonariuszy, szczególnie zajmujących kierownicze stanowiska, a także potrzeba przeciwdziałania wiązaniu się funkcjonariuszy ze środowiskami o skłonnościach przestępczych oraz prywatną inicjatywą i firmami polonijnymi. Zjawisko to Towarzysz Minister jednoznacznie potępiał m.in. w dniu 22.01.88 r., na odprawie Kadry Kierowniczej resortu spraw wewnętrznych, wspominając wówczas byłe kierownictwo WUSW w Radomiu i jego współdziałanie z prywatnym przedsiębiorcą, budującym koło Grójca fabrykę kleju.
Z reszty dokumentu wyłania „struktura pozioma” między funkcjonariuszami centrali, Akademii Spraw Wewnętrznych i z Kielc. Roli w tym wszystkim Walczyńskiego trudno się doszukać, ale jako radomski oberubek pewnie mógł do afery nie dopuścić. Wracając do tytułowego zagadnienia – chociaż polska mafia nie narodziła w Radomiu - to jednak powyższy przykład ilustruje, że to nie SB-ecy stanowili niebezpieczeństwo dla biznesu, tylko że w latach 80-tych nastąpiło podkupywanie ludzi władzy przez przedsiębiorców.
Co do miejsca narodzin wspomnianej organizacji, chociaż niektórzy prawacy chcieliby widzieć Szczecin z tamtejszym współpracownikiem służb III RP, to jednak na podstawie rozpracowania handlarzy walutą przez Wydział Paszportów WUSW w Katowicach stwierdzam, że w sytuacji ucieczki kilku z nich z kraju, po zakup fałszywych paszportów udali się oni do Gdańska, a nie gdzie indziej.
Osoby zadowolone i niezadowolone z lektury proszę o klikanie na poniższe reklamy.
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Kultura